Jeszcze tylko troszkę, niewiele. Kilkanaście godzin i zabłyśnie gwiazdka. Ta Gwiazdka. Pierwsza tego magicznego dnia. Ta, która zwiastuje najpiękniejszą wieczerzę w roku. Kruchy opłatek, biały obrus na stole. wokoło najbliższa rodzina i przyjaciele, w tle dźwięk kolęd. Lampki na choince, świeczka Caritasu na stole, szopka z Bożym Dziecięciem. Wigilia! A później? Prezenty, pasterka, dwa dni świętowania. Co oznaczają te symbole i skąd się wzięły? I dlaczego te kilka dni w roku zdaje się niektórym z nas najbardziej magicznym okresem, w którym mogą się spełnić wszystkie, nawet najskrytsze, marzenia?
W polskiej tradycji to właśnie 24 grudnia jest najbardziej świąteczny, wówczas spotyka się przy wigilijnym stole cała rodzina. Jednak należy pamiętać, że jest to wieczerza tradycyjna, a Święta rozpoczynamy dopiero 25 grudnia. Dlaczego właśnie tego konkretnego dnia?
Zanim zacznę tłumaczenie, chciałam jeszcze zwrócić uwagę, że w Kościele prawosławnym i Cerkwi grekokatolickiej Boże Narodzenie wypada – według naszego kalendarza – 7 stycznia (odpowiednio wigilia jest 6 stycznia). Wracając jednak do wątku głównego – daty Bożego Narodzenia nie znajdziecie w Biblii, można natomiast natrafić na nią w pismach starożytnych historyków, np. Hipolita Rzymskiego i Sekstusa Afrykańskiego. Dzisiaj, gdy właściwie każdy ma wolny dostęp do informacji, a w każdym domu znajduje się podłączony do Internetu komputer, łatwo jest natknąć się na informacje o tym, że chrześcijańskie Boże Narodzenie jest przejętym świętem pogańskim, które obchodzono w Imperium rzymskim. Chodzi konkretnie o nakazane przez cesarza Aureliana świętowanie kultu Sol Invictus, które zostało następnie zamienione na święto narodzenia Pańskiego, kiedy religia chrześcijan zyskała status religii państwowej (przypomnijmy, że chodzi tu o IV wiek naszej ery). Datę można łączyć również z obchodami urodzeń boga Mitry oraz z Saturnaliami, o których możecie przeczytać pod datą 17 grudnia (http://fairyliterature.blogspot.com/2013/12/17-grudnia-w-starozytnym-rzymie.html).
W polskiej tradycji to właśnie 24 grudnia jest najbardziej świąteczny, wówczas spotyka się przy wigilijnym stole cała rodzina. Jednak należy pamiętać, że jest to wieczerza tradycyjna, a Święta rozpoczynamy dopiero 25 grudnia. Dlaczego właśnie tego konkretnego dnia?
Zanim zacznę tłumaczenie, chciałam jeszcze zwrócić uwagę, że w Kościele prawosławnym i Cerkwi grekokatolickiej Boże Narodzenie wypada – według naszego kalendarza – 7 stycznia (odpowiednio wigilia jest 6 stycznia). Wracając jednak do wątku głównego – daty Bożego Narodzenia nie znajdziecie w Biblii, można natomiast natrafić na nią w pismach starożytnych historyków, np. Hipolita Rzymskiego i Sekstusa Afrykańskiego. Dzisiaj, gdy właściwie każdy ma wolny dostęp do informacji, a w każdym domu znajduje się podłączony do Internetu komputer, łatwo jest natknąć się na informacje o tym, że chrześcijańskie Boże Narodzenie jest przejętym świętem pogańskim, które obchodzono w Imperium rzymskim. Chodzi konkretnie o nakazane przez cesarza Aureliana świętowanie kultu Sol Invictus, które zostało następnie zamienione na święto narodzenia Pańskiego, kiedy religia chrześcijan zyskała status religii państwowej (przypomnijmy, że chodzi tu o IV wiek naszej ery). Datę można łączyć również z obchodami urodzeń boga Mitry oraz z Saturnaliami, o których możecie przeczytać pod datą 17 grudnia (http://fairyliterature.blogspot.com/2013/12/17-grudnia-w-starozytnym-rzymie.html).
Zgodnie z przekazem biblijnym Jezus, Syn Boży i Mesjasz, urodził się w Betlejem. Pokłon Panu pierwsi złożyli pastuszkowie, którym wesołą nowinę oznajmił Anioł Pański. Żłobek, w którym Maryja, matka Jezusa, ułożyła swe Dziecię, odwiedzili również trzej mędrcy ze Wschodu, których do tego niesamowitego miejsca prowadziła tajemnicza Gwiazda. Właśnie na cześć tych wydarzeń obchodzimy Święta. Właściwie przede wszystkim pierwsze ze Świąt Bożego Narodzenia. Natomiast dzień 26 grudnia poświęcony jest pamięci świętego Szczepana, pierwszego męczennika, którego śmierć opisana została w Dziejach Apostolskich.
Jak już wspomniałam, w kościołach wschodnich Boże Narodzenie obchodzone jest 7-8 stycznia, a Wigilia (w czasie której zachowany jest całkowite wstrzymanie się od posiłków aż do uroczystej wieczerzy) – 6 stycznia. Tego dnia natomiast w Kościele rzymskokatolickim obchodzimy Święto Trzech Króli, czyli tak naprawdę Święto Objawienia Pańskiego. Przyjęta również w Polsce nazwa "Trzech Króli" jest jedynie nazwą tradycyjną i łączy się z odwiedzinami Jezusa przez Mędrców ze Wschodu, którzy darowali mu mirrę, kadzidło i złoto oraz dzięki swej roztropności nie zdradzili miejsca narodzin Jezusa złemu Herodowi (który wbrew powszechnej opinii i wiedzy laików wcale nie był żadnym królem), który pragnął jego śmierci. Jak się ta historia zakończyła, myślę, że wie większość z nas, a tu nie czas ani miejsce na opowieści grozy.
Wigilia... Ten dzień, na który z wypiekami na twarzy czekałam od dziecka. Kiedy całe grudniowe oczekiwanie dobiegało końca. Kiedy zjadałam ostatnią czekoladkę z kalendarza adwentowego, a moja Babcia gotowała zupę Nic. Jeju, jak ja tej mlecznej zupy wówczas nie lubiłam i jak teraz o niej marze każdej Wigilii. Niestety, to już jedynie marzenie... jedno z tych, które się nie spełniają, ale... 24 grudnia nadal pozostaje magicznym dniem, nawet, jeśli żadne z domowych i przydomowych zwierząt nie raczyło mnie dotąd zaszczycić rozmową, a Gwiazdor zostawia prezenty pod choinką i szybko ucieka, zanim zdążę go wypatrzyć. Skąd w ogóle wigilia – co oznacza i dlaczego stała się tak ważna, że obchodzą ją z radością nawet osoby niewierzące?
Słowo "wigilia" pochodzi z łaciny i oznacza czuwanie. Początkowo określenie to nie oznaczało jedynie dnia przed Bożym Narodzeniem, ale każdy dzień poprzedzający jakieś święto. Dopiero później, w tradycji utarło się dzisiejsze rozumienie Wigilii, jako dnia 24 grudnia. W Polsce zwyczaj obchodzenia Wigilii pojawił się w XVIII wieku, a więc dość późno. Od początku jednak główną częścią jej obchodów była uroczysta wieczerza w rodzinnym gronie.
Zgodnie z tradycją do wieczerzy wigilijnej zasiada się w chwili pojawienia się na niebie pierwszej gwiazdki. Prawda jednak jest taka, że w dzisiejszych czasach, gdy wielu z nas tego dnia idzie przecież do pracy, a następnie musi jeszcze przygotować w domu smakołyki na wigilijny stół – trudno jest zasiąść do kolacji około godziny 15, czy 16. Choć oczywiście nie ma rzeczy niemożliwych. W moim rodzinnym domu panowała taka niepisana tradycja, że wieczerzę rozpoczynaliśmy... po świątecznym orędziu prymasa Glempa, czyli około 20:30 (kiedy wszyscy moi znajomi dawno już umierali z przejedzenia, a niektórzy wręcz zdążyli zapomnieć o tym, że wieczerza w ogóle była). Jak będzie tym razem? Nie wiem. W zeszłym roku łamaliśmy się opłatkiem w okolicach 17. Oczywiście cały dzień będę czekać na smakołyki, zgodnie z tradycyjnym postem, spożywając przed wieczerzą ledwie dwa niewielkie posiłki, postne rzecz jasna. Bo choć od 2003 post już w Wigilię nie obowiązuje, ja nie wyobrażam sobie mięsa tego dnia.
Opłatek... Tradycja łamania się opłatkiem pochodzi od starochrześcijańskich eulogiów. Cała wieczerza
wigilijna w dużym stopniu nawiązuje właśnie do uczt, jakie spożywali pierwsi chrześcijanie (na pamiątkę Ostatniej Wieczerzy). Początkowo opłatki były kolorowe, dopiero później zaczęto je wytwarzać w kolorze białym, cieniutkie, niczym mgiełka. Są chlebem przaśnym, a więc niekwaszonym i niesolonym, stąd ich specyficzny smak i wygląd. Nazwa pochodzi od łacińskiego słowa "oblatum", czyli dar ofiarny. Opłatki zostały rozpowszechnione przez zakonników z klasztoru benedyktyńskiego, a do Polski trafił razem z chrześcijaństwem.
Kolejnym ważnym elementem wieczerzy wigilijnej jest... ilość potraw. W moim domu zawsze musiało być ich 12 (choć na ogół bywało więcej), choć później dowiedziałam się, że niekoniecznie jest to wielkopolski zwyczaj i prawdopodobnie przywiozła go ze sobą Babcia, która pochodziła z Wyszkowa. W niektórych domach potraw jest 9, w innych 13. Co ciekawe, zachowało się wiele informacji na temat tego, ile tych dań powinno się znaleźć na wigilijnym stole. Część źródeł mówi o konieczności podania parzystej liczby dań, inne o nieparzystości (13 u magnatów, 11 u szlachty, 9 u mieszczaństwa...). Trudno też nieraz jasno określić, czy ryby to jedno danie (niczym u księdza J. O. Radziwiłła), czy tyle dań, ile różnych potraw z ryb przyrządzonych. Pytanie kolejne, to czy chleb, masło i herbatę również wliczać jako dania? Tak można bez końca i myślę, że najważniejsze są w tym wypadku tradycje rodzinne. I tu jeszcze należy przypomnieć, że stół przykrywamy białym obrusem, pod który kładziemy sianko (jako symbol żłobka, w którym narodził się Jezus) i zostawiamy jedno puste nakrycie (dla niespodziewanego gościa, dla zmarłego bliskiego, dla samego Jezusa – różne są wyjaśnienia tego zwyczaju).
Wigilia... Ten dzień, na który z wypiekami na twarzy czekałam od dziecka. Kiedy całe grudniowe oczekiwanie dobiegało końca. Kiedy zjadałam ostatnią czekoladkę z kalendarza adwentowego, a moja Babcia gotowała zupę Nic. Jeju, jak ja tej mlecznej zupy wówczas nie lubiłam i jak teraz o niej marze każdej Wigilii. Niestety, to już jedynie marzenie... jedno z tych, które się nie spełniają, ale... 24 grudnia nadal pozostaje magicznym dniem, nawet, jeśli żadne z domowych i przydomowych zwierząt nie raczyło mnie dotąd zaszczycić rozmową, a Gwiazdor zostawia prezenty pod choinką i szybko ucieka, zanim zdążę go wypatrzyć. Skąd w ogóle wigilia – co oznacza i dlaczego stała się tak ważna, że obchodzą ją z radością nawet osoby niewierzące?
Słowo "wigilia" pochodzi z łaciny i oznacza czuwanie. Początkowo określenie to nie oznaczało jedynie dnia przed Bożym Narodzeniem, ale każdy dzień poprzedzający jakieś święto. Dopiero później, w tradycji utarło się dzisiejsze rozumienie Wigilii, jako dnia 24 grudnia. W Polsce zwyczaj obchodzenia Wigilii pojawił się w XVIII wieku, a więc dość późno. Od początku jednak główną częścią jej obchodów była uroczysta wieczerza w rodzinnym gronie.
Zgodnie z tradycją do wieczerzy wigilijnej zasiada się w chwili pojawienia się na niebie pierwszej gwiazdki. Prawda jednak jest taka, że w dzisiejszych czasach, gdy wielu z nas tego dnia idzie przecież do pracy, a następnie musi jeszcze przygotować w domu smakołyki na wigilijny stół – trudno jest zasiąść do kolacji około godziny 15, czy 16. Choć oczywiście nie ma rzeczy niemożliwych. W moim rodzinnym domu panowała taka niepisana tradycja, że wieczerzę rozpoczynaliśmy... po świątecznym orędziu prymasa Glempa, czyli około 20:30 (kiedy wszyscy moi znajomi dawno już umierali z przejedzenia, a niektórzy wręcz zdążyli zapomnieć o tym, że wieczerza w ogóle była). Jak będzie tym razem? Nie wiem. W zeszłym roku łamaliśmy się opłatkiem w okolicach 17. Oczywiście cały dzień będę czekać na smakołyki, zgodnie z tradycyjnym postem, spożywając przed wieczerzą ledwie dwa niewielkie posiłki, postne rzecz jasna. Bo choć od 2003 post już w Wigilię nie obowiązuje, ja nie wyobrażam sobie mięsa tego dnia.
Opłatek... Tradycja łamania się opłatkiem pochodzi od starochrześcijańskich eulogiów. Cała wieczerza
wigilijna w dużym stopniu nawiązuje właśnie do uczt, jakie spożywali pierwsi chrześcijanie (na pamiątkę Ostatniej Wieczerzy). Początkowo opłatki były kolorowe, dopiero później zaczęto je wytwarzać w kolorze białym, cieniutkie, niczym mgiełka. Są chlebem przaśnym, a więc niekwaszonym i niesolonym, stąd ich specyficzny smak i wygląd. Nazwa pochodzi od łacińskiego słowa "oblatum", czyli dar ofiarny. Opłatki zostały rozpowszechnione przez zakonników z klasztoru benedyktyńskiego, a do Polski trafił razem z chrześcijaństwem.
Kolejnym ważnym elementem wieczerzy wigilijnej jest... ilość potraw. W moim domu zawsze musiało być ich 12 (choć na ogół bywało więcej), choć później dowiedziałam się, że niekoniecznie jest to wielkopolski zwyczaj i prawdopodobnie przywiozła go ze sobą Babcia, która pochodziła z Wyszkowa. W niektórych domach potraw jest 9, w innych 13. Co ciekawe, zachowało się wiele informacji na temat tego, ile tych dań powinno się znaleźć na wigilijnym stole. Część źródeł mówi o konieczności podania parzystej liczby dań, inne o nieparzystości (13 u magnatów, 11 u szlachty, 9 u mieszczaństwa...). Trudno też nieraz jasno określić, czy ryby to jedno danie (niczym u księdza J. O. Radziwiłła), czy tyle dań, ile różnych potraw z ryb przyrządzonych. Pytanie kolejne, to czy chleb, masło i herbatę również wliczać jako dania? Tak można bez końca i myślę, że najważniejsze są w tym wypadku tradycje rodzinne. I tu jeszcze należy przypomnieć, że stół przykrywamy białym obrusem, pod który kładziemy sianko (jako symbol żłobka, w którym narodził się Jezus) i zostawiamy jedno puste nakrycie (dla niespodziewanego gościa, dla zmarłego bliskiego, dla samego Jezusa – różne są wyjaśnienia tego zwyczaju).
W czasie wieczerzy (a także do 2. lutego) śpiewa się kolędy. Słowo to pochodzi od łacińskiego "calendae",
a najstarsze z nich pochodzą jeszcze z wieków średnich, a najpopularniejsza z nich – która śpiewana jest nadal – to "Anioł pasterzom mówił". Opowiadają one o narodzinach Jezusa oraz radości, jaką Jego przyjście wywołuje w naszych sercach po dziś dzień. Rozpowszechnienie kolęd zawdzięczamy franciszkanom, a największy rozkwit datujemy na wieki XVII i XVIII, kiedy to powstało najwięcej z tych, które dzisiaj są nam znane. Spisywano również (od czasu wynalezienia druku) liczne zbiory kolęd i pastorałek. Chyba jednak najpopularniejsza kolędą, znaną każdemu chodzącemu obecnie po Ziemi człowiekowi, który ma choćby minimalny kontakt ze społeczeństwem jest "Stille Nacht" (czyli "Cicha noc"), napisana w 1816 roku przez Josepha Mohra (muzykę dwa lata później skomponował Franz Xaver Gruber.Śpiewana jest na całym świecie, a przetłumaczono ją na ponad 300 języków!
Ze śpiewem kolęd nieodzownie związany jest – zamierający już, o ile nawet nie prawie wymarły – zwyczaj kolędowania. Grupa kolędników wędrowała od domu do domu, śpiewając kolędy i pastorałki. Jej skład był różny, najczęściej jednak można tam było spotkać Heroda, śmierć, diabła i pasterzy, czasem bociana. Kolędnicy nosili kolorową gwiazdę, która miała zwiastować ich nadejście. Czasem przedstawiali również scenki związane z narodzinami Jezusa. W zamian za to gospodarze obdarowywali ich smakołykami, rzadziej pieniędzmi. Dzisiaj jednak większość ludzi mieszka w miastach i zwyczaj ten idzie w zapomnienie, pozostając jedynie barwnym folklorem, o którym czasem się mówi.
Kolędy najczęściej śpiewamy przy choince, bez której dzisiaj nikt już chyba nie potrafi sobie wyobrazić Bożego Narodzenia. Może więc niektórych zdziwić fakt, że zwyczaj ten pojawił się w Polsce dopiero w XVIII wieku (choć i w Niemczech, skąd pochodzi, niewiele wcześniej). Jest symbolem drzewa poznania prawdy i tradycyjnie należy ja ubierać w Wigilię, kiedy imieniny obchodzą Ewa i Adam, pierwsi rodzice. Najczęściej jednak ubierana jest wcześniej – znów powodem jest nasze zabieganie, czasami to, że wyjeżdżamy na okres świąteczny i chcemy się przed Świętami choćby trochę nacieszyć swoim drzewkiem. W niektórych krajach istnieje również zwyczaj błogosławienia bożonarodzeniowego drzewka, nie przyjął się on jednak w Polsce. Początkowo choinkę ozdabiano orzechami, jabłkami i cukierkami. Z czasem pojawiły się szklane bombki oraz świeczki, następnie lampki choinkowe. Dzisiaj jest tak wiele możliwości, że czasem nie wiadomo, za co chwycić. W ostatnich latach zaobserwowałam, że coraz bardziej modne są choinki
jedno-, ewentualnie dwukolorowe. Rzeczywiście wyglądają elegancko i dostojnie (szczególnie, gdy są potężnych rozmiarów), jednak ja nie wyobrażam sobie, by na mojej choince nie zawisły aniołki, baletnica i diabełek, które są w rodzinie od jakichś trzydziestu lat... Kocham moją wielobarwną choinkę, pełną starych bombek pamiętających czasy mojego dzieciństwa, moje ptaszki, które właśnie zakupiłam w tym roku i wszystkie inne wspaniałe i kolorowe ozdoby, które udało mi się zgromadzić przez lata. Tak samo uważam, że choinka nie jest do końca ubrana, póki nie przystroję jej włosiem anielskim, choć wiem, że sprzątanie jest później o wiele trudniejsze. Jedynie brakuje mi na niej łańcuchów (mających przypominać o wężu-kusicielu) sklejonych z papieru kolorowego – takich, jakie pamietam z lat szkolnych. Może uda mi się je zrobić w przyszłym roku...
Kolędy najczęściej śpiewamy przy choince, bez której dzisiaj nikt już chyba nie potrafi sobie wyobrazić Bożego Narodzenia. Może więc niektórych zdziwić fakt, że zwyczaj ten pojawił się w Polsce dopiero w XVIII wieku (choć i w Niemczech, skąd pochodzi, niewiele wcześniej). Jest symbolem drzewa poznania prawdy i tradycyjnie należy ja ubierać w Wigilię, kiedy imieniny obchodzą Ewa i Adam, pierwsi rodzice. Najczęściej jednak ubierana jest wcześniej – znów powodem jest nasze zabieganie, czasami to, że wyjeżdżamy na okres świąteczny i chcemy się przed Świętami choćby trochę nacieszyć swoim drzewkiem. W niektórych krajach istnieje również zwyczaj błogosławienia bożonarodzeniowego drzewka, nie przyjął się on jednak w Polsce. Początkowo choinkę ozdabiano orzechami, jabłkami i cukierkami. Z czasem pojawiły się szklane bombki oraz świeczki, następnie lampki choinkowe. Dzisiaj jest tak wiele możliwości, że czasem nie wiadomo, za co chwycić. W ostatnich latach zaobserwowałam, że coraz bardziej modne są choinki
jedno-, ewentualnie dwukolorowe. Rzeczywiście wyglądają elegancko i dostojnie (szczególnie, gdy są potężnych rozmiarów), jednak ja nie wyobrażam sobie, by na mojej choince nie zawisły aniołki, baletnica i diabełek, które są w rodzinie od jakichś trzydziestu lat... Kocham moją wielobarwną choinkę, pełną starych bombek pamiętających czasy mojego dzieciństwa, moje ptaszki, które właśnie zakupiłam w tym roku i wszystkie inne wspaniałe i kolorowe ozdoby, które udało mi się zgromadzić przez lata. Tak samo uważam, że choinka nie jest do końca ubrana, póki nie przystroję jej włosiem anielskim, choć wiem, że sprzątanie jest później o wiele trudniejsze. Jedynie brakuje mi na niej łańcuchów (mających przypominać o wężu-kusicielu) sklejonych z papieru kolorowego – takich, jakie pamietam z lat szkolnych. Może uda mi się je zrobić w przyszłym roku...
Pod choinka znajdujemy na ogół prezenty. Kto je przynosi? W Poznaniu (i w moim domu) będzie to Gwiazdor, który dla grzecznych przynosi podarunki, niegrzecznym zaś ofiaruje rózgę. W innych regionach Polski może to być Aniołek, czasem nawet Dzieciątko Jezus (na Łużycach). Oczywiście coraz popularniejszy jest Święty Mikołaj, choć ja trzymam się tego, że on przychodzi do nas 6 grudnia. Nie zapominajmy również o Dziadku Mrozie i jego pomocnicy – Śnieżynce, świętym Józefie (na Śląsku) i Gwiadce (w Małopolsce). To chyba dobrze, że ekipa jest mocna w siłę – razem poradzą sobie z pewnością także i w te Święta, obdarowując nas wymarzonymi prezentami oraz wieloma niespodziankami.
O północy, w chwili, kiedy Wigilia przechodzi w Boże Narodzenie, w kościołach rozbrzmiewają dzwony, wzywając ludność na pasterkę. Jest to msza święta upamiętniająca przybycie do żłóbka pasterzy. Jak oni i my przybywamy, by oddać małemu Jezuskowi cześć i razem z jego rodzicami, Maryją i Józefem, a także całym światem, cieszyć się z nadejścia Syna Bożego. Korzenie pasterki sięgają już V wieku, jest to więc tradycja stara i pamiętająca niemalże pierwszych chrześcijan.
Kolejnym bardzo ważnym elementem tych Świąt są szopki oraz w pewnym stopniu połączone z nimi, jasełka. Szopka, inaczej nazywana żłóbkiem przedstawia Świętą rodzinę, w centralnym zaś miejscu leży na sianie Jezus. Często mogą w niej być pasterze oraz trzej królowie, czasami anioły, zawsze zaś zwierzęta, które towarzyszyły narodzinom Jezusa. Pierwsza szopkę zbudował święty Franciszek i to właśnie franciszkanie rozpowszechnili ten zwyczaj. Istnieje wiele rodzajów szopek – te zwyczajne, które wycinamy z papieru, drewniane kute w kamieniu, szopki przenośne (tzw. Betlejki, popularne w siedemnastowiecznej Warszawie), szopki żywe, ruchome i krakowskie. Każda z nich jest specyficzna, wszystkie jednak dodają Świętom wiele uroku. Uwielbiam oglądanie kościelnych szopek w okresie świątecznym. W tym roku również wybieramy się na takie "kolędowanie" – pierwszy raz w Warszawie. Jasełka natomiast to przedstawienie, coś w rodzaju żywej szopki. Nazwa pochodzi od jasła, czyli żłobu, a same jasełka wywodzą się ze średniowiecznych misteriów. W Polsce jasełka rozpowszechniły się w XVII wieku, kiedy to wystawiano je w klasztorach i kościołach. Dzisiaj również najczęściej można się spotkać z tymi przedstawieniami w kościołach, ale także w przedszkolach i młodszych klasach szkół podstawowych.
Z Bożym Narodzeniem związanych jest jeszcze wiele innych zwyczajów. Jak choćby ten mówiący ooddawaniu resztek z wigilijnej wieczerzy zwierzętom, które ponoć przemawiają tej nocy ludzkim głosem. Szczególnie ważne było bydło, które wedle przekazów było obecne w szopce. Zwyczajem pochodzącym z XIX wieku jest wysyłanie kart ze świątecznymi życzeniami (pierwsza taka karta została nadana w 1843 roku). Niektórzy okres świąteczno-noworoczny (właściwie do Święta Trzech Króli) uważają za "pogodowy kalendarz". I tak 25 grudnia odpowiada styczniowi, 26 grudnia, lutemu, 27 grudnia marcowi itd. Jaka będzie więc pogoda w te dni, taka powinna być i w kolejnych miesiącach.
Z okazji Świąt składane są w parafiach wizyty duszpasterskie, czyli powszechnie – kolęda. Wzmianki o pierwszych takich odwiedzinach na terenach polskich znajdujemy już w XVII wieku. Przyjmując księdza, nakrywamy stół białym obrusem, ustawiamy krzyż i naczynie z woda święconą oraz zapalamy świecę (albo świece), która jest bardzo ważna w symbolice świątecznej (począwszy zresztą od początku adwentu). Kapłan błogosławi rodzinę i dom, jeśli zamieszkują go dzieci w wieku szkolnym, często sprawdza im zeszyty od religii, a także zostawia święte obrazki. Jest to czas dany każdemu z nas, który powinniśmy poświęcić na rozmowę z księdzem, dopytanie o nasze wątpliwości, wyjaśnienie tego, czego nie pojmujemy. Szkoda, że w dzisiejszych czasach tak często kolęda traktowana jest bardzo po macoszemu i sprowadza się właściwie do szybkiego pomodlenia się w księdzem i dania mu ofiary w kopercie.
Na zakończenie chciałam jeszcze wspomnieć o jednej rzeczy. Nie jest to żadna tradycja, żaden ważny
zwyczaj, o którym możecie poczytać w mądrych książkach, czy Internecie. Jednak nie wyobrażam sobie Bożego Narodzenia bez "Opowieści wigilijnej" Dickensa. Jest to jedna z moich dwóch ulubionych historii świątecznych (druga to "Mały opiekun zapomnianych zwierząt"), wracam do niej co roku. Czasem czytam, czasem oglądam różne ekranizacje. Najbardziej lubię tę w wydaniu Disneya, z całą ekipą znaną nam z jego najważniejszych kreskówek. polecam Wam te lekturę. Niezależnie, czy już kiedyś czytaliście, czy jeszcze nie.
zwyczaj, o którym możecie poczytać w mądrych książkach, czy Internecie. Jednak nie wyobrażam sobie Bożego Narodzenia bez "Opowieści wigilijnej" Dickensa. Jest to jedna z moich dwóch ulubionych historii świątecznych (druga to "Mały opiekun zapomnianych zwierząt"), wracam do niej co roku. Czasem czytam, czasem oglądam różne ekranizacje. Najbardziej lubię tę w wydaniu Disneya, z całą ekipą znaną nam z jego najważniejszych kreskówek. polecam Wam te lekturę. Niezależnie, czy już kiedyś czytaliście, czy jeszcze nie.
O Bożym Narodzeniu można pisać bez końca. Choćby dlatego, że co kraj to obyczaj. Starałam się opisać te najważniejsze, z naszej kultury, z naszych polskich ziem, choć i tak z pewnością wiele ważnych aspektów pominęłam. Nawet wolę nie myśleć, ile czasu jeszcze musiałabym poświęcić, gdybym rzuciła się z motyką na słońce i postanowiła napisać coś o innych kulturach. Mam nadzieję, że ten niewielki wycinek, który Wam dzisiaj zaserwowałam, sprawi Wam radość i pozwoli dowiedzieć się czegoś nowego i ciekawego.
Kochani, życzę Wam wszystkim wiele szczęśliwych chwil spędzonych wśród najbliższych. Smacznego karpia i bogatego Gwiazdora (Aniołka? Mikołaja? Kto Was odwiedza?). Przepięknych kolęd, wzruszających kazań, śniegu za oknem, rozgrzewającej herbaty pachnącej cynamonem, a przede wszystkim spokoju ducha i uśmiechów na twarzy. Oraz wiele ciekawych książek do czytania :) Wesołych Świąt Bożego Narodzenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz