Szósty
grudnia to Dzień Świętego Mikołaja. Znane jest ono na całym świecie: Santa
Clause (USA), Babbo Natale (Włochy), Heilige Nicolaus (Niemcy), Mikulas
(Czechy), Julemanden (Dania). Nazwa Mikołajki pojawiła się w czasach PRL, na
określenie miłej tradycji obdarowywania się 6 grudnia, z racji ustroju
pomijając jednak samą postać Świętego.
Każdy
chyba wie, na czym polega tradycja związana z tą postacią, a pierwsze wzmianki
o niej na terenie ziem polskich można znaleźć w tekstach osiemnastowiecznych.
Dość późno, jeśli zważyć, kiedy Mikołaj żył – o tym jednak za chwilę. Zwyczaje
więc… Proste – w nocy z piątego na szóstego grudnia podkłada się prezenty swoim
bliskim. Najczęściej są to drobiazgi – słodycze, albo inne niedrogie upominki,
mające być zapowiedzią tego, co będzie czekało pod choinką. W wielu domach tradycja
ta dotyczy jedynie dzieci, choć chyba coraz częściej dorośli również odnajdują
coś dla siebie. Gdzie? Na ogół – tak się przynajmniej przyjęło u nas – w butach.
Jednak nie w każdych butach, o nie. Buciki należy wypastować, wyczyścić,
równiutko ustawić. Pamiętam z dzieciństwa to pucowanie kozaków, z wypiekami na
twarzy. Zupełnie, jakby to było kilka dni temu. W niektórych rejonach prezenty
zostawia się pod poduszką (w obu wydaniach jasno widać, że nie mogą być one za
duże, gdyż musza się zmieścić w bucie, bądź pod poduchą śpiącej osoby). W USA
prezenty wkładane są do dużych skarpet zawieszonych np. na kominku.
W
średniowiecznych Czechach prezenty roznosili uczestnicy zamaskowanej procesji,
którzy 5 grudnia obchodzili okoliczne
domy, zostawiając podarunki dla zamieszkujących je dzieci.
Dzisiejsze
dzieci mogą mieć jednak niemały problem, ponieważ święty Mikołaj, którego znam
z dzieciństwa który od wieków przynosił podarki w dniu 6 grudnia może się mylić
z popularnym Świętym Mikołajem spopularyzowanym przez Amerykanów – panem z
brzuszkiem, w czerwonym kaftanie, jeżdżącym saniami zaprzęgniętymi w renifery i
radośnie wołającym… ho, ho, ho! Moi rodzice zawsze tłumaczyli – i chyba w
Poznaniu takie wytłumaczenie nadal jest popularne – że w Mikołajki przychodzi
biskup, św. Mikołaj, natomiast na Wigilię odwiedza nas Gwiazdor łatwo zapamiętać,
łatwo odróżnić, nie ma problemu. Choć i ta druga postać podobno wywodzi się z
wieków dawnych, doczytałam nawet, że z nordyckiego folkloru i zdaje się być
jakąś reminiscencją samego Thora (tak, tego od Młota i Lokiego), to popularność
zawdzięcza marketingowi koncernu Coca-Cola, który w latach 20 i 30 XX wieku
posłużył się nią dla reklamy swego napoju (choć nie była to wcale pierwsza
firma, która posłużyła się jego wizerunkiem).
Kim
jednak był prawdziwy święty Mikołaj, skoro mamy pewność, że jest postacią
historyczną?
Urodził
się (między rokiem 250 a 286 – tu niestety pojawia się dość duża rozbieżność) w
zamożnej rodzinie, a rodzice, którzy zmarli w czasie panującej w Azji Mniejszej
zarazy, zostawili mu całkiem pokaźny majątek. Oczywiście z tych pieniędzy
korzystał bardzo… rozrzutnie. Rozdawał je biednym, sam nie czerpiąc z nich
żadnego pożytku poza radością z obdarowywania innych. Wspaniała sprawa.
Zresztą, gdyby postępował inaczej to nawet, gdyby i tak został świętym, nie
mielibyśmy dzisiaj tej pięknej tradycji.
Około
300 roku został biskupem Myry (dzisiaj Demre w Turcji). Tam właśnie zasłynął ze
swoich „cudów” miłosierdzia, o których wieść rozeszła się na cały świat. Najbardziej
spopularyzowana legenda o biskupie Mikołaju opowiada o tym, jak to uratował
trzy młode dziewczyny od przymusowego stoczenia się na dno. Kiedy usłyszał o
tym, że jeden z mieszkańców Patary (stamtąd właśnie pochodził Mikołaj) stracił
cała swa fortunę i prawdopodobnie nie będzie mógł wydać swych pięknych córek za
mąż, co oznaczało dla nich jedna tylko drogę (prostytucję), podrzucił mu
pewnego dnia (czy może nocy) trzy trzosy pełne złotych monet, które wyratowały
całą rodzinę od wszelkich nieszczęść, a dziewczynom zagwarantowały dobre partie
do małżeństwa. To właśnie dlatego w ikonografii Święty przedstawiany jest z
trzema trzosami. Choć czasem niektórzy interpretowali je jako główki trojga
dzieci, które ponoć Mikołaj… przywrócił do życia.
Mikołaj
zmarł 6 grudnia (gdzieś około 345-350 roku) i stąd jego imieniny obchodzimy
tego dnia (zresztą taka właśnie jest tradycja Kościoła, by imieniny obchodzić w
dniu śmierci świętego, którego są pamiątką). Pochowano go w Myrze, jednak kiedy
została ona zdobyta przez Saracenów, relikwie Świętego przewieziono na południe
Włoch, gdzie pobudowano nawet kościół, wyświęcony przez samego papieża Urbana
II, na pamiątkę Świętego. Również dla jego uhonorowania zbudowano bazylikę w
Konstantynopolu, gdzie – w czasach Justyniana – Mikołaj był jednym z
najpopularniejszych świętych. Święty
Mikołaj jest patronem szczęśliwych małżeństw, piekarzy, marynarzy, rybaków, a
także złodziei…
Moi Drodzy. Z okazji Mikołajek życzę
więc wam wszystkiego dobrego. Mam nadzieję, że wyczyściliście buciki i
otrzymaliście swoje małe nagrody. Miłego dnia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz