Okres około bożonarodzeniowy kojarzy nam
się z mrozem szczypiącym w policzki, chrupiącym śniegiem pod grubymi podeszwami
butów, upojnym smakiem rozgrzewającej herbatki z kawałkami pomarańczy, imbirem
i goździkami, ale przede wszystkim z brnięciem przez śnieg w poszukiwaniu
prezentów i zapachem choinki. Tymczasem w Rzymie w celu nabycia świątecznych
upominków możemy wyskoczyć w podkoszulku na jeden z mercatini (targów), potem
przespacerować się słoneczną ulicą na Piazza San Pietro, gdzie co roku ustawiana
jest malownicza szopka, aby na koniec przysiąść w przydrożnej kawiarence i
zamówić kieliszek wina. Nic dziwnego, że starożytni Rzymianie właśnie w okolicy
dzisiejszego Bożego Narodzenia celebrowali radosne święto Saturnaliów, a kilka
dni później, dokładnie 25 grudnia święto Sol Invictus, czyli Niezwyciężonego Słońca.
Na włoskim niebie słońce wydaje się królować nieprzerwanie bez względu na porę
roku.
Saturnalia niewątpliwie były jednym z
ważniejszych świąt w Starożytnym Rzymie, a na pewno najbardziej lubianym ze
względu na swój niezwykle radosny charakter. Były to uroczystości na cześć
Saturna, rzymskiego boga rolnictwa i obchodzono je przez okrągły tydzień (od 17
grudnia do 23 grudnia). Ustanowiono je podczas drugiej wojny punickiej (lata
218-201 p.n.e.), kiedy kartagiński wódz Hannibal zagrażał Rzymowi. Rzymianie
oprócz militarnych przygotowań postanowili wykorzystać element religijny i
zwrócić się do obdarzonego ogromną mocą Saturna. Dzięki świętu ku czci tego
boga, ludność miała uwierzyć, że nastąpi mobilizacja boskich sił przeciw
Hannibalowi. Pomysł okazał się skuteczny, Rzym wojnę wygrał, ale święto tak się
spodobało ludowi, że nie dał on go sobie później odebrać, i tak Saturnalia na
stałe wpisały się w coroczną tradycję.
Obchody dzieliły się na część państwową
i nieoficjalną. W części oficjalnej składano Saturnowi hojne ofiary, mające
zapewnić państwu dobrobyt na cały rok, a z jego posągu zdejmowano krępujące go przez
cały rok sznury. Potem następowała huczna uczta, w której uczestniczył sam
Saturn czasem pod postacią przebranego kapłana, innym razem jako posąg.
Dużo bardziej żywiołowo, oczywiście,
obchodzono część nieoficjalną. Na czas obchodów niewolnicy odzyskiwali wolność,
zakładali pilleus – czapkę wyzwoleńca, a ich panowie usługiwali im przy
jedzeniu i traktowali z szacunkiem, jak równych sobie. To odwrócenie ról miało
na celu przypomnienie o mitycznym złotym wieku rządów Saturna, kiedy to wszyscy
ludzie byli sobie równi. Piękna idea i jakże bliska naszemu Świętu, kiedy to
wszyscy ludzie stają się braćmi i ustają wszelkie waśnie. Zresztą to nie jedyna
rzecz łącząca Boże Narodzenie z Saturnaliami. Jednym ze zwyczajów związanych z
obchodami Saturnaliów było obdarowywanie się prezentami. Ludzie zamożni
obdarowywali się przedmiotami ze srebra, metalu poświęconego Saturnowi, biedniejsi
wymieniali się świecami lub glinianymi figurkami na pamiątkę czasów kiedy
składano bogu ofiary z ludzi. Innym zwyczajem, który przeszedł do nas od
starożytnych rzymian, jest dekorowanie domu. Rzymianie przystrajali swoje
domostwa w girlandy i świece a także dekorowali wiecznie zielone rośliny na
znak czci dla boga, który sprawia, że rośliny żyją nawet zimą.
Świąteczny tydzień był wolny od pracy i
szkoły, zamknięte były sądy i wszyscy urzędnicy mieli wolne (z tego właśnie
powodu cesarz Oktawian próbował skrócić obchody święta do trzech dni… oczywiście
bezskutecznie, doszło nawet do rozruchów, dlatego w końcu machnął ręką i
pozwolił się ludowi bawić ). Był to czas przyjęć w gronie rodziny i przyjaciół,
według rzymskiego przesądu najlepiej było zaprosić gości więcej niż Gracji, ale
mniej niż Muz, czyli więcej niż trzech, ale mniej niż dziewięciu.
Większość Rzymian uwielbiała świętować
Saturnalia, ale znalazło się kilku myślicieli, którzy widzieli w nich
zagrożenie dla porządku panującego w państwie. Zarówno Cyceron, jak i Seneka
obawiali się, że takie dawanie swobody niewolnikom może prowadzić do buntu,
który będzie nie do opanowania. podczas świątecznego bezładu. Cycero oskarżał
Katylinę o uknucie spisku mającego na celu wymordowanie swoich przeciwników właśnie
w Saturnalia. Mimo to Saturnalia świętowano nawet długo po wprowadzeniu chrześcijaństwa,
które w końcu niejako zasymilowało to święto, dzięki czemu odnajdujemy jego
echa w naszej tradycji Bożego Narodzenia. Według archeologa prof. Andrzeja
Niwińskiego, te dwie tradycje: saturnalicznej radości i północnoeuropejskiej
refleksji spotykają się bardzo wymownie w naszej rodzimej Wigilii. Polskie
obyczaje najlepiej odzwierciedlają te dwie, wydawałoby się sprzeczne tradycje.
Z jednej strony naszą przysłowiową polską gościnność, pamięć o przodkach i
miejsce dla zbłąkanego wędrowca, a z drugiej strony obfite ucztowanie,
prezenty, jasełka i żarty. Moim osobistym, prawdopodobnie nie odosobnionym
zdaniem, właśnie to połączenie sprawia, że Święta są takim magicznym, na wskroś
wzruszającym, a jednocześnie najbardziej radosnym wydarzeniem w roku, którego
nie da się nie przeżywać i nie kochać.
Cudny wpis! Uwielbiam starożytność.Nigdy nie słyszałam o tym przesądzie z ilością gości - bardzo ciekawy. :)
OdpowiedzUsuń