Dune fairytales

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Apokalipsa św. Jana księgą „pociechy” dla chrześcijan

Apokalipsa (czyli Objawienie) świętego Jana uważana jest za jedną z najbardziej tajemniczych, o ile nawet nie za najbardziej tajemniczą księgę Pisma Świętego. W ludzkiej naturze jest to, że najbardziej boi się człowiek nieznanego, ale też do tego nieznanego, niezrozumiałego, tajemniczego najbardziej go „ciągnie”. Stąd też Apokalipsa św. Jana stała się przez stulecia czymś więcej niż „tylko” mówiącą o końcu świata księgą chrześcijan. Stała się swego rodzaju symbolem i motywem chętnie wykorzystywanym tak przez zwykłych ludzi, jak i wielkich artystów.
Z czasem jednak jej rozumienie zaczęło się zmieniać. Łatwo dostrzec to porównując choćby wielkie tryptyki Hansa Memlinga, Hieronima Boscha i Fra Angelico z obecnym przedstawieniem „dni ostatecznych”. Ówcześni malarze widzieli Sąd Ostateczny jako moment, w którym dobrzy dostąpią zaszczytu obcowania na co dzień z Bogiem, gdy źli i występni zostaną pochłonięci przez piekielne ostępy. Ostateczne zwycięstwo przypadnie więc Dobru, Bogu. Współczesny przeciętny człowiek (XX i XXI wieku) na słowa „apokalipsa” czy „koniec świata” reaguje raczej wizją plag spadających na Ziemię i siedmiu trąb (o ile pamięta ich liczbę). Widzi po prostu ogrom zniszczeń i cierpienia, jaki będzie udziałem ludzkości. Jest to również chętnie wykorzystywane przez przedstawicieli kultury, czego dowodem jest choćby popularny serial telewizyjny „Sleepy Hollow” (2013), w którym dwoje głównych bohaterów jest biblijnymi Świadkami, mającymi na celu niedopuszczenie, by nad Ziemią zapanowały demony. Mroczny klimat wpisuje się w gotyckie upodobania części fanów. Sama zresztą chętnie serial oglądam. Nowe, czy też raczej „stare” postrzeganie końca dni ukazano niedawno w filmie „The Remaining” (2014) i należy przyznać, że dla wielu widzów musiał być ten film szokujący, a być może niektórym otwarł oczy na inne pojmowanie Objawienia świętego Jana – jako księgi będącej „pociechą” dla chrześcijan, dobrych chrześcijan, którzy naprawdę wierzą.
Mówi (pisze) święty Jan: „I ujrzałem umarłych – wielkich i małych – stojących przed tronem, a otwarto księgi. I inną księgę otwarto, która jest księgą życia. I osądzono zmarłych z tego, co w księgach zapisano, według ich czynów” (Ap 20,12). Nie podlega więc wątpliwości, że każdy zostanie osądzony, osądzony wedle swoich czynów, a nie jakiegoś tajemnego klucza. Już choćby tutaj znajdujemy nadzieję dla tych, którzy są dobrzy i prawi.
Na końcu dni nastąpi ostateczna walka Dobra ze Złem. Jan opisuje ją bez wahania jako całkowite zwycięstwo Boga. Apokaliptyczny Smok, Wąż z Genesis zostaje zdeptany, strącony raz na zawsze. To zdarzenie otwiera drogę do zbawienia i królowania Pana. W Jego Królestwie zaś znajdą pociechę i wieczne szczęście ci, którzy „zwyciężyli dzięki krwi Baranka i dzięki słowu swojego świadectwa i nie umiłowali dusz swych – aż do śmierci” (Ap 12, 11).
W Królestwie niebieskim nie będzie miejsca dla „tchórzów, niewiernych, obmierzłych, zabójców, rozpustników, guślarzy, bałwochwalców i wszelkich kłamców” – im przypadnie „udział w jeziorze gorejącym ogniem i siarką” (Ap 21,8). Tak samo stanie się z każdym „kto kłamstwo kocha i nim żyje.” (Ap 22,15). Jak opowiada Jan: „nic nieczystego do niego nie wejdzie ani ten, co popełnia ohydę i kłamstwo, lecz tylko zapisani w księdze życia Baranka” (Ap 21,27). To nie tylko przestroga dla tych, którzy postępują niezgodnie z nakazami Pana, ale i pociecha dla tych, którzy dostąpią radości bycia z Nim po wsze czasy – w Królestwie niebieskim będzie bowiem panowało samo dobro, żadne zło nie będzie tam miało wstępu.
Jak zatem będzie wyglądało to wspaniałe miejsce, to Królestwo, w którym znajdą radość i spokój ludzie sprawiedliwi i żyjący zgodnie z zasadami wiary, z miłością wobec bliźnich i wrogów? Otóż „zasiadający na tronie rozciągnie namiot nad nimi. Nie będą już łaknąć ani nie będą już pragnąć, i nie porazi ich słońce ani żaden upał, bo paść ich będzie Baranek, który jest pośrodku tronu, i poprowadzi ich do źródeł wód życia: i każdą łzę otrze Bóg z ich oczu” (Ap 7, 9-17). Nawiązuje tu święty Jan do obietnicy Boga, którą Ten złożył ludowi wybranemu w czasach Pierwszego Przymierza. Wówczas to mówił Bóg: „umieszczę wśród was mój przybytek (…) Będę chodził wśród was, będę waszym Bogiem, a wy będziecie moim ludem” (Kpł 26, 11-12). Obietnica ta znajdzie spełnienie właśnie po Sądzie Ostatecznym – tylko jednak wobec tych, którzy przestąpią bramy Królestwa. Boża zapłata za dobre czyny i czyste serce będzie więc wspaniała, ale jak to zapłata – jest za coś, a mianowicie Bóg tak każdemu odpłaci, jaka była jego praca (Ap 22,12).
Królestwo niebieskie, które opisuje święty Jan to „przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi, i będą oni Jego ludem, a On będzie „BOGIEM Z NIMI”. I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już [odtąd] nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły” (Ap 21,3-4). „I [odtąd] już nocy nie będzie. A nie potrzeba im światła lampy i światła słońca, bo Pan Bóg będzie świecił nad nimi i będą królować na wieki wieków” (Ap 22,5). Po zmartwychwstaniu „sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swego” (Mt 13,43). Czyż nie jest to więc prawdziwa i wielka pociecha dla chrześcijan?
Święty Jan również w swoim liście apostolskim przytacza obietnicę na ostateczne zwycięstwo Boga nad szatanem, pisząc: „Na świecie będziecie musieli cierpieć; ale ufajcie: jam zwyciężył świat” (J 16,33).
Ukazując wieczną szczęśliwość u boku Pana, która przypadnie w udziale dobrym chrześcijanom, święty Jan roztacza przed nami wizję „świata”, w którym Zło zostało całkowicie zwyciężone. Nie ma już łez, nie ma śmierci, nie ma smutków. Obok tych, którzy byli dobrzy nie ma złych, występnych i nieprawych. Ci bowiem umarli na zawsze, prawdziwych chrześcijan natomiast czeka wieczne życie. Choć w tym ziemskim żywocie przychodzi im nie raz cierpieć, nadejdzie dzień zapłaty, a zapłata ta – wedle ich uczynków i serca – będzie słodka.

Radek Lewandowski... słów kilka

Słów kilka od Radka Lewandowkiego, Autora cyklu "Yggdrasil". Wpis ten został zamieszczony na fanpage'u cyklu, a że dotyczy również moich recenzji książek, dzielę się z Wami informacją.

Teraz rozwiązanie mojego konkursu!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Sporo tekstu, ale mam nadzieję, że warto doczytać do końca:-). Do ścisłego finału dostały się dwie recenzje: Krzysztofa Balińskiego i Ewy Chani Skalec.
Ponieważ tematem konkursu było wykazanie inspiracji autora i wskazanie konkretnych tytułów, na których celowo, lub bezwiednie, zbudował on świat opisany w Yggdrasilu, na tym aspekcie się skupię.
Krzysztof prowadzi bloga o książkach: http://kb17777.blogspot.com/ i zauważa, że mamy tu zakręconą mieszankę Artura C. Clarke’a i Stephena Baxtera z ich „Odyseją Czasu” i Andrzeja Pilipiuka z cyklem „Oko Jelenia”. Ponadto dostrzegł trochę z „Planety Małp” Boulle'a i „Trylogii mrówczej" Bernarda Werbera. Sporo tego Emotikon smile
Ewa Chani Skalec, autorka dwóch książkowych blogów: http://dune-fairytales.blogspot.com/; http://fairyliterature.blogspot.com/ - również zauważa w wymyślonym przez mnie uniwersum, wpływy sir Artura C. Clarke’a i jego „Odysei Czasu”. Tu muszę się otwarcie przyznać – nie miałem przyjemności przeczytać, a szkoda. Będą to pierwsze książki, po które teraz sięgnę. Dostrzegła też, ale to głównie w drugiej części, wpływy serialu „Star Trek”, „Mrocznych Materii” Philipa Pullmana (zapewne aspekt światów równoległych), oraz coś z filmu Matrix braci Wachowskich.
To zapewne tylko niektóre skojarzenia, więc dołożę jeszcze kilka własnych.
Myślę, że moje świadome i nieświadome inspiracje leżą też jeszcze głębiej. U Isaaka Asimova z jego cyklem „Fundacja”, u Harrego Harrisona z cyklem „Planeta śmierci”, (ale może zdradzam trochę, o czym będzie część trzecia trylogii Yggdrasil:-)). Swoje piętno odcisnęła również, i to czuć w mojej twórczości niczym zapach potu u maratończyka, czytana w wieku nastoletnim trylogia Siergieja Sniegowa „Ludzie jak bogowie”. Co to była za jazda…
Reasumując, ta dwójka uznanych przecież blogerów, zrobiła lekką wiwisekcję mojej powieści i… zmusiła mnie do zastanowienia się nad kwestiami złożoności źródeł, z których czerpiemy pomysły na książki. Moimi autorskimi pomysłami były np.: wyjaśnienie zagadki przyczyn wyginięcia homo sapiens neandertalensis, kwestia stałej liczby ras inteligentnych we wszechświatach i automatycznych regulatorów, oraz sama koncepcja wielu wszechświatów. Oczywiście, mogę się mylić, bo, co widać wyżej, nie wszystkie książki z szeroko pojętego gatunku zwanego fantastyką, udało mi się przeczytać.
Kończąc – długo, ale recenzenci wykonali pewną pracę, więc jestem IM to winien – nagroda, czyli najnowsze wydanie, ze specjalną, specjalną, specjalną dedykacją, trafi do…
Muszę porozmawiać w właścicielem wydawnictwa Sumptibus – Maćkiem Ślużyńskim. Jeśli się zgodzi (Mam nadzieję, że tak), chciałbym, by to były dwie równorzędne nagrody Emotikon smile
Tak dla tych, którzy jeszcze nie czytali tej książki. Historia opisana w Yggdrasil Struny czasu i Yggdrasil Exodus, jest faktycznie wielowątkowa i może być niełatwa do „ogarnięcia”, jeśli czytelnik preferuje liniowe rozwiązania (pomijam ewentualne niedoskonałości warsztatowe autora). Mój dyslektyczny umysł (dzięki bogom za nawigację i edytory tekstów), nie dostrzega barier gatunkowych, co dla niektórych zapewne jest wadą, a dla innych zaletą.
W Strunach pobrzmiewają echa młodych lat, gdy godzinami zastanawiałem się nad zagadnieniem: co bym zabrał ze sobą w odległą przeszłość wiedząc, że będę musiał tam spędzić kilka lat, i mogę wziąć tylko tyle, ile jestem w stanie udźwignąć? Poza tym, zawsze miałem problem ze zniknięciem Neandertalczyków, którzy byli lepiej przystosowani do życia od ludzi z Cro-Magnon. Nie chodzi tu tylko o większe mózgi (pół kilograma, przy naszych 450 gramach).
No i kwestia skończoności wszechświata i powstania inteligencji. Czy to przypadek? Czy liczba inteligentnych ras w kosmosie jest w jakiś sposób regulowana, jak np. liczba ryb w jeziorze? Czy nasz wszechświat jest jedyny?
Miłej lektury

piątek, 12 czerwca 2015

Yggdrasil. Exodus – Radek Lewandowski

Wydawnictwo: RW2010
Poznań 2014
Cykl: Yggdrasil, tom 2
Liczba stron: 259
Ebook, format pdf, epub, mobi
ISBN: 978-83-7949-099-8






Czy drugi tom cyklu dorównał pierwszemu i moje noty będą równie wysokie jak dla "Strun czasu"? Miałam wszak bardzo duże oczekiwania wobec tej powieści, szczególnie po zapewnieniach Autora, że pójdzie bardziej w klimaty sf.
Początkowo byłam trochę zawiedziona. Chociaż nie, to złe słowo. Lewandowski znowu zaczyna od świata przyszłości, by szybko przejść do opowiadania o Eryku Eriksonie. Polubiłam tego wikinga i nie mam pretensji, choć spodziewałam się czegoś innego. Przez przynajmniej 70-80 stron poznajemy jego dalsze losy. Jego i, oczywiście, przedstawicieli Starej Rasy. Szczególnie ważny staje się tu Kamyk, syn Wierzby i... cicho sza, nie powiem, czyj. W każdym razie czytelnik znów "ląduje" w paleolicie. Jednak tym razem coraz więcej do powiedzenia ma Sztuczna Inteligencja, którą wysłali do przeszłości nasi potomkowie. To ona zawiedzie dzielnego wikinga w miejsce, z którego odwrót wydaje się niemożliwy. A co z Jagną? Przekonajcie się sami.
Historię Eryka poznajemy w drugim tomie powieści jako swoistą wirtualną rzeczywistość. Życie wikinga i jego towarzyszy ogląda Hez Tolov, człowiek z trzydziestego wieku, przed którym do wykonania niesamowite, bardzo niebezpieczne i nad wyraz odpowiedzialne zadanie. Ma ocalić ludzkość (i cztery inne rasy) przed totalną zagładą. Zaczyna się prawdziwie futurystyczna powieść ze statkami kosmicznymi, sztuczną inteligencją, światami równoległymi i wielkim bum, które ma wszystko zakończyć. Lewandowski pięknie łączy różne pomysły, które już zaistniały. Mamy tu więc coś z "Odysei czasu" Clarke'a i Baxtera, co nieco ze "Star Treka", nie zabrakło też nawiązań do "Mrocznych Materii" Pullmana, czy nawet pewnego wątku z "Matrixa". Gdyby się wgłębić, można by z pewnością napisać krótką (albo i dłuższą) pracę na temat zapożyczeń w "Exodusie". Jednak Lewandowski dodaje naprawdę dużo od siebie, tworzy nową wartość, buduje własny świat, tworzy niesamowite, ciekawe rasy i przedstawia nieźle zakręconą fabułę, na której należy się porządnie skupić, jeśli się chce wszystko zrozumieć. Posługuje się przy tym dwoma językami – dość prostym i codziennym, kiedy opowiada historię z paleolitu oraz naszpikowany wyrażeniami technicznymi i neologizmami, gdy poznajemy świat przyszłości. Narratorów też więc mamy dwóch – Eryka i Heza. Inteligentny i dobrze wykonany zabieg, który sprawia, że od razu wyczuwa się wielkie różnice między światem przeszłości a światem przyszłości.
Autor kładzie duży nacisk nie tylko na fabułę i bohaterów, ale na cały świat przedstawiony. Dzięki temu czytelnik niemal go widzi. Barwne opisy zmian społecznych i stanu społeczeństwa, które są dla Heza codziennością, sprawiają, że można tę powieść nazwać futurystyczną w pełnym tego słowa znaczeniu. 
Jak się zachowują ludzie przyszłości w obliczu totalnej zagłady? Czy pozostałe rasy są do nich podobne? A co z neandertalczykami, ludźmi Starej Rasy? Czy odnalezienie bezpiecznego miejsca w innym wszechświecie okaże się celem, który ich zjednoczy, czy może nawet w obliczu takiego zagrożenia nie będą potrafili znaleźć wspólnego języka? Do tego równania dodajcie jeszcze dwie zmienne – samych ludzi, którzy przecież jak dotąd nigdy nie potrafili się zjednoczyć i Sztuczną Inteligencję nazywaną Ojcem, czyli byt powstały w świecie posługujących się telepatią przedstawicieli Starej Rasy.
Autor nie zapomina o tym, że dobry sf to nie tylko statki kosmiczne i obce rasy, ale również problemy społeczne, ludzkie dylematy, odpowiedzialność, miłość, zdrada, czyli jednym słowem to wszystko, z czym spotykamy się na co dzień. Owszem, w kosmicznej konwencji, ale ważne by było dobrze w niej osadzone, logiczne i z nią spójne. Wszystko to się Lewandowskiemu udało.
No i zakończenie. Zupełnie niespodziewane, kompletne, wielkie zaskoczenie, którego naprawdę nie dało się w żaden sposób przewidzieć. Genialne!
Ponadto Hez przypominał mi w niektórych miejscach kapitana Picarda ze statku Enterprise, więc nie mogłam go nie polubić.
Uwagi krytyczne? Niektóre sceny były przydługie, aż chciało się iść dalej, a tu nie. Napięcie rośnie, krew w żyłach się gotuje, koniec świata tuż tuż, a Lewandowski nie chce nam pokazać kolejnej sceny. Szczególnie na końcu było to denerwujące. Wszak miał się skończyć świat! Na szczęście takich momentów było niewiele i ogólnie oceniam tekst bardzo, bardzo pozytywnie. 
Plus dla dobrej korekty i redakcji. Znalazłam bodaj 3 literówki, czyli naprawdę nieźle. 
Zostało mi jeszcze krótkie opowiadanie ze świata Yggdrasilu, zatytułowane "Pieczęć na niebie". Z pewnością podzielę się z Wami moimi przemyśleniami po lekturze, tymczasem...  gratuluję Autorowi, ponieważ napisanie dobrego sf to nie lada wyczyn, szczególnie w polskich realiach. Może tym cyklem utoruje drogę innym, którzy chcieliby podzielić się z czytelnikami swoją wizją świata przyszłości.

wtorek, 9 czerwca 2015

Yggdrasil. Struny czasu – Radek Lewandowski

Wydawnictwo: RW2010
Poznań 2014
Cykl: Yggdrasil, tom 1
Liczba stron: 281
Ebook, format pdf, epub, mobi
ISBN: 978-83-7949-096-7






Zachęcona krótkim opowiadaniem pod tytułem "Yggdrasil. Tygrys szablozęby", sięgnęłam po pełnowymiarową powieść, która jest pierwszym tomem cyklu.
Prolog wita nas pięknym i czystym science fiction. Przyznaję, że tym początkiem Autor narobił mi smaku, ponieważ już od pewnego czasu nie czytałam czystego sf (pomijając te teksty, które tłumaczyłam z anielskiego) i już straszliwie się za tym gatunkiem stęskniłam. W czasie lektury całej powieści nie mogłam nie dostrzec wspaniałych podobieństw do mojego ukochanego sir A. C. Clarke'a i jego wyśmienitej "Odysei czasu", do której być może uda mi się w tym roku powrócić. Zarówno nagłe przeniesienie w czasie pewnej grupy ludzi, jak i zakończenie "Yggdrasilu..." przywoływało konstrukcję "Odysei" i było nie mniej interesujące.
O czym zatem ta powieść, której okładka daje być może pewne wskazówki, ale jest również wielką niewiadomą? Wszystko zaczyna się około roku 3000. Dokładnej daty nie znamy, ale jest już z pewnością po 2941. Czytelnik staje się świadkiem zebrania korporacji NOVA, na którą z całego znanego wszechświata zasiedlonego przez ludzi przybyli przedstawiciele najważniejszych osobistości z Federacji. Odkrycie, o którym poinformuje ich profesor Noel, odmieni oblicze świata i to w sposób, którego z pewnością nikt się nie spodziewał.
Opis zebrania i technologii, a także drogi, którą przeszła ludzkość w przeciągu dziewięciu wieków dzielących nas od omawianego zdarzenia to, jak już zauważyłam, kawałek naprawdę dobrego sf. Czy szkoda, że Autor nie poszedł dalej tym tropem? Nie, ponieważ chyba nie takie było jego zmierzenie, przynajmniej w pierwszym tomie cyklu. Liczę jednak, że w kolejnych jeszcze nie raz zaskoczy nas technologiczno-społecznymi nowinkami z przyszłości. Choć przyznaję – do tej przyszłości nie chciałabym trafić, gdyż jest bardzo depresyjna. 
Co takiego odkrył profesor Noel? Udowodnił istnienie rzeczywistości alternatywnych oraz... cofnął się w czasie. Niezupełnie on, bo tak naprawdę wysłał do przeszłości jedynie wiązkę danych i sprzęt, ale... rozpoczął wielką i nieprawdopodobną wędrówkę przez czas, którą czytelnik będzie oglądał oczami pewnego wikinga, mieszkającego w wiosce Słowian. 
Wiking ma na imię Eryk i jest siostrzeńcem Bolesława Chrobrego. Próżno jednak szukać w tej historii Bolesława i jego dzielnych wojów, próżno liczyć na opisy zjazdu gnieźnieńskiego, czy innych ważnych w polskiej historii wydarzeń. Dlaczego? Ponieważ Eryk wraz z jego szwedzkimi kompanami i całą wioską, do której trafił trochę przypadkowo... zostają przeniesieni w czasy paleolitu!
Więcej fabuły nie zdradzę. Wiedzcie jednak, że akcja powieści jest dość wartka. Czasami, przyznaję, Autor miał chyba gorsze chwile, ponieważ niektóre sceny straszliwie rozwlekał, ale w większości, opowieść czytało się bardzo dobrze. Szczególnie od momentu, gdy na horyzoncie pojawili się przedstawiciele Starej Rasy z Wierzbą na czele. Wierzba z kolei nasunęła mi oczywiście skojarzenie "Korony śniegu i krwi" Cherezińskiej, czyli opowieści o Piastach i ludziach Starej Krwi. Wszystko się ze sobą łączy...
Język, którego Lewandowski używa jest stylizowany na staropolski, choć nie wydaje mi się, by Słowianie z końca X wieku mówili właśnie w ten sposób. Inna sprawa, że mało który czytelnik byłby w stanie zrozumieć cokolwiek z języka ówczesnych, więc i tak bardzo cieszy, że Autor postanowił choć trochę stylizować język na dawny, by zbudować lingwistyczny klimat. Używa także staropolskich oraz nordyckich wyrażeń, które czasami są tłumaczone (w bardzo interesujący i nowatorski sposób wpisany w fabułę powieści – ale nic więcej nie napiszę, przekonajcie się sami). Na końcu książki znajduje się słowniczek z tymi wyrażeniami i ich znaczeniem, a także z panteonem bóstw nordyckich.
Ogólnie rzecz biorąc, powieść jest bardzo interesująca i dobrze napisana. Miałam kilka uwag (szczególnie jedną, dotyczącą Alfa Centauri, ale przemilczę), lecz nie sposób nie wystawić tej historii dobrej oceny. Nie powiem jednak, że jest porywająca. Ma wyśmienite momenty, które nie pozwalają się od niej oderwać, ale i takie, które miałam ochotę przeskoczyć (na szczęście tego nie robiłam). Czytałam powieść dość długo, bo chyba przez pięć dni, ale to mogło wynikać również z tego, że to ebook, a ebooki zawsze zajmują mi więcej czasu.
Brak jednej kropki to jedyne, czego mogę się przyczepić jeśli chodzi o wydanie. Wielkie brawa dla wydawnictwa za świetną korektę, redakcję i elektryzującą okładkę.