Dune fairytales

czwartek, 27 marca 2014

Dybuk – Marek Świerczek

Wydawnictwo: Ammit
Bielsko-Biała 2012
Okładka: miekka
Liczba stron: 272
Ilustracje: Marzena Podkowińska
ISBN: 978-83-935576-0-8





Z pojęciem dybuka spotkałam się w zeszłym roku, w czasie lektury drugiego tomu "Oka Jelenia" Pilipiuka (chyba bowiem w pierwszym tomie pojęcie to nie występowało). Bardzo się tym zagadnieniem zainteresowałam i zamierzałam bliżej się z nim zapoznać, jednak czasu wciąż mało i nie zdążyłam. Kiedy więc zobaczyłam, że na polskim rynku wydawniczym pojawiła się książka o tym właśnie tytule, postanowiłam dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Krótka notka okładkowa i kilka słów o Autorze, którego powieść "Bestia" (debiut literacki) w 2007 roku została uznana przez Rzeczpospolitą za najlepszą powieść roku sprawiły, że nie miałam już wątpliwości... Chcę i koniec. Udało się.
Przyznam, że miałam pewne wyobrażenia o tym,  za co się zabieram. Jakieś oczekiwania. "Dybuk" ich nie spełnił... Zaoferował mi coś kompletnie innego, niż się spodziewałam i... chwała mu za to! Na co liczyłam, to już zostawię sobie. Dostałam jednak coś znacznie lepszego, znacznie ważniejszego, coś, co chyba do końca życia gdzieś tam we mnie pozostanie... Historię mądrą, przerażającą, trzymającą w napięciu i... na wskroś prawdziwą, choć chciałoby się wierzyć, że rzeczywistość wyglądała choć odrobinę bardziej kolorowo.
Rzecz dzieje się w Polsce w roku 1946. Działania wojenne zakończyły się mniej więcej przed rokiem. Niemcy przegrali, po polskiej ziemi paradują radzieccy zwycięzcy, tu i tam można napotkać grupę czerwonoarmijców. Do władzy dobrali się komuniści i nie zamierzają odpuścić. Ani Niemcom, ani AKowcom, ani Żydom. Nikomu. Jednym z tych, którzy staną na ich drodze jest Rem Sosnkowski, były żołnierz AK, urodzony morderca, nożownik, skazany na śmierć. Dostanie jednak szansę i ponownie wyjdzie na wolność. Zadanie, które mu powierzono nie jest jednak łatwe i przyjemne, a Rem – choć zawodowiec – nie ma najmniejszego pojęcia, w jakie bagno się pakuje...
Czym jest tytułowy dybuk, zapytacie.Podaję dokładnie za Wikipedią: "W mistycyzmie i folklorze żydowskim zjawisko zawładnięcia ciałem żywego człowieka przez ducha zmarłej osoby. Dybukiem nazywa się też samego ducha, duszę zmarłego, która nie może zaznać spoczynku (...) z powodu popełnionych grzechów, i szuka osoby żyjącej, aby wtargnąć w jej ciało." To właśnie zadanie otrzymał Rem – wytropić i zniszczyć (czyli zabić) dybuka. Nie jest to jednak praca samodzielna. Niczym Frodo, Rem ma przy sobie mniej lub bardziej zgraną, dziwaczną na pierwszy rzut oka kompanię, której skład w trakcie podróży ulega zmianom (in plus i in minus). Poznamy więc nie tylko Sosnkowskiego, ale też Ślązaka/Niemca Sigismunda von Horna, Cygana Melkiadesa, a później Żyda Barucha i piękną, młodziutką Żydówkę Judytę. Oto nasza drużyna pierścienia. W poczet bohaterów zaliczyć trzeba jeszcze samego poszukiwanego, czyli Aarona Stallmana (vel doktora von Treppfa), czy Singera, który to całą akcją zarządza. W powieści nie znajdziecie jednak zbyt dużo mistycyzmu, magii, żydowskiej kabały. Napotkacie jednak na beznadzieję i podłość, na ludzkie cierpienie i gruzy, które zostawiła po sobie wojna. Nie chodzi jedynie o ruiny budynków, ale przede wszystkim ludzkich dusz, serc, polskiego honoru. Świerczek nie szczędzi nam bowiem tej beznadziei, z którą ówcześni Polacy spotykali się każdego dnia. Prawdziwe zezwierzęcenie, które powoduje, że Rem coraz bardziej traci nadzieję i sens. Bo przecież nie o to walczył wraz z innymi AKowcami. Nie o to modlili się, idąc do walki, polscy żołnierze. Nie o taką Polskę walczyli. I nie chodzi już tylko o zestawienie sanacyjnej II RP z komunistyczną Polską powojenną. Chodzi o to, że człowiek człowiekowi wilkiem, nawet w czasach pokoju. Na szczęście na swej drodze nasi bohaterowie spotkają kilka osób, dzięki którym nadzieja na to, że człowieczeństwo się odrodzi, że słowa takie jak "Bóg", "Honor", "Ojczyzna" znów będą ważne – że nadzieja na to jeszcze jest, jeszcze nie wyparowała do końca, wraz z unoszącym się po bombardowaniach popiołem, wraz z biedą wiosek, przez które co i rusz przechodziły kolejne armie, wraz z dymem snującym się z kominów krematoriów... A póki jest nadzieja... "Dybuk" jednak to nie powieść z happy endem. Daleko jej do tego. Ostatnie zdania zawieszają jakby akcję, nie dopowiadają do końca, co się stało. Możemy się domyślić. Możemy, ale zawsze istnieje możliwość, że było inaczej. W powieści poza narracją trzecioosobową pojawia się również pamiętnik Aarona Stallmana. Jest to bardzo ważna część utworu, ponieważ dzięki niej możemy lepiej zrozumieć tego człowieka. Zarówno to, kim był, jaki był i dlaczego, a także to, jak bardzo różni się prawdziwy Aaron od tego osobnika, który (nawiedzony, jakby nie powiedzieć) grasuje po kraju i zabija w okrutny sposób małe dziewczynki. Pamiętnik Aarona jest wstrząsający. I to nie dlatego, że przejmuje obozową grozą, ponieważ o czasach obozowych jest w nim niewiele. Autor skupił się na młodości Aarona, na okresie dojrzewania, na życiu przedwojennym. Tym bardziej więc nieludzkie wydaje się odtrącenie i brak szacunku do chłopca, spowodowany tylko tym, że jest on Żydem. Pamiętnik ten tym bardziej zmusza nas do tego, byśmy sobie w końcu uświadomili, że antysemityzm to nie tylko problem III Rzeszy i okresu wojennego. Że on był obecny również w naszej sanacyjnej Polsce i... niestety także po zakończeniu działań wojennych. Bo przecież o tym w dużej mierze jest ta powieść – o problemie antysemityzmu w Polsce po odejściu z naszych ziem niemieckich żołnierzy. Jednak nie tylko o tym. Świerczek nie ogranicza się tylko do jednego tematu. Bo początki PRL to bardzo wdzięczny czas dla literatów. Rozliczenie się z wojennymi "grzechami" na kilka miesięcy po zwycięstwie aliantów było chyba rzeczywiście codziennością. Każdy musiał zrewidować to, kim był, kim jest i kim chce być. Jaki morał można wyciągnąć z "Dybuka"? Między innymi taki, że nie uciekniemy przed tym, kim jesteśmy. Ani Baruch nie ma zbyt dużej szansy by zostać feldkuratem, ani z Sigismunda nie będzie raczej dobry Żyd. Co ciekawe, Rem zdaje się postacią niemal krystalicznie czystą. Jest bohaterem, z którym chcielibyśmy się utożsamiać. Dobry, szlachetny, zawsze staje w obronie słabych i uciśnionych. Nienawidzi chamstwa, prostactwa i podłości. Przy nim można się czuć bezpiecznie, ale wiadomo, że się z nim nie zadziera. A jednak... sam o sobie nie mówi, że jest szlachetny i dobry, wręcz podkreśla, że jest urodzonym mordercą. Fałszywa skromność? Może prawdziwa? A może po prostu... obiektywne spojrzenie na siebie – oczami prawdziwego człowieka, a nie kogoś, kto pragnie się wybielić i być przykładem dla innych... Całkiem niedawno brałam udział w dyskusji dotyczącej polskiej literatury. Wnioski były takie, że jakkolwiek ciekawa i naprawdę z wysokiej półki, nie zachwyci raczej obcokrajowców. Ani swym polotem, ani ważkością poruszanych zagadnień. Jest bowiem zbyt mocno osadzona w naszych realiach, w naszych kontekstach. Zbyt wiele w niej odniesień do polskiej historii, do polskiej martyrologii, służy często do leczenia naszych własnych kompleksów. O dziwo "Dybuk" jako powieść właśnie osadzona w bardzo polskich realiach, w czasie tak bardzo specyficznym, jak rok 1946... zdaje się być bardzo uniwersalna. Groza miesza się tu z romansem, mistycyzm (choć w minimalnym zakresie) z sensacją. Powieść tę można czytać na kilku płaszczyznach, nie sposób jednak o niej szybko zapomnieć. Sam Autor tak mówi o swym dziele: "Wierzę, że dzięki temu, „Dybuk” może trafić do szerszego kręgu odbiorców. W warstwie fabularnej jest powieść drogi, połączona z groteskową, przygodową misją, w warstwie głębszej, to historia stawania się, wyrywania z własnych ograniczeń, ale także moralnego upadku i szaleństwa. A przy tym, służy także temu, by z uśmiechem niedowierzania przyjrzeć się żywym wciąż stereotypom. Czy Singer jest tak żałosny i słaby, jak Żydzi we wspomnieniach Stallmana? Nie, to zdeterminowany i inteligentny człowiek, choć pewnie w przedwojennych Sztetlach mentalność była inna. Czy Polacy byli antysemitami? A co z całą galerią Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata? Stereotyp działa tak długo, jak długo ktoś się nie zastanowi. Dlatego „Dybuk” zawiera tyle niedokończonych wątków, niekonsekwencji i ahistoryczności - takich jak cytaty z „Rammstein” – chciałem, by czytelnik zatrzymywał się w czytaniu. Wracał dwa rozdziały wcześniej, by sprawdzić, czy czegoś nie pominął, by złościł się na przeinaczanie historycznych faktów. Może wtedy łatwiej wpadnie w złość na sprowadzanie ludzkiej różnorodności do głupawego stereotypu."
Cóż jeszcze mogę dodać? Mam kilka zastrzeżeń do samego wydania. Co prawda literówek szukać ze świecą, to bardzo utrudniają czytanie myślniki w dialogach. Zdarza się, że są w jakichś zupełnie dziwacznych miejscach, w których być nie powinny, natomiast brakuje ich tam, gdzie są niezbędne. Nie sądzę, by był to zamierzony zabieg. Najgorszy jest jednak brak "wcięć" na początku akapitów. Co dziwne, wcięcia owe są przy dialogach, nie ma ich jednak przy narracji. Nielogiczne to, a przede wszystkim utrudniające lekturę.  Duży plus dla okładki, która robi wrażenie. Wieje od niej tajemnicą z odrobiną grozy, a jednocześnie zmusza do zastanowienia. Najpierw nad tym, o czym będzie powieść, później już nad tym... A nie, to już Wam zostawię. Przeczytajcie, ponieważ naprawdę warto.

Recenzja pochodzi z bloga: http://dune-fairytales.blogspot.com/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz