Wydawnictwo: Ammit
Bielsko-Biała 2012
Okładka: miekka
Liczba stron: 272
Ilustracje: Marzena Podkowińska
ISBN: 978-83-935576-0-8
Z
pojęciem dybuka spotkałam się w zeszłym roku, w czasie lektury drugiego
tomu "Oka Jelenia" Pilipiuka (chyba bowiem w pierwszym tomie pojęcie to
nie występowało). Bardzo się tym zagadnieniem zainteresowałam i
zamierzałam bliżej się z nim zapoznać, jednak czasu wciąż mało i nie
zdążyłam. Kiedy więc zobaczyłam, że na polskim rynku wydawniczym
pojawiła się książka o tym właśnie tytule, postanowiłam dowiedzieć się o
niej czegoś więcej. Krótka notka okładkowa i kilka słów o Autorze,
którego powieść "Bestia" (debiut literacki) w 2007 roku została uznana
przez Rzeczpospolitą za najlepszą powieść roku sprawiły, że nie miałam
już wątpliwości... Chcę i koniec. Udało się.
Przyznam,
że miałam pewne wyobrażenia o tym, za co się zabieram. Jakieś
oczekiwania. "Dybuk" ich nie spełnił... Zaoferował mi coś kompletnie
innego, niż się spodziewałam i... chwała mu za to! Na co liczyłam, to
już zostawię sobie. Dostałam jednak coś znacznie lepszego, znacznie
ważniejszego, coś, co chyba do końca życia gdzieś tam we mnie
pozostanie... Historię mądrą, przerażającą, trzymającą w napięciu i...
na wskroś prawdziwą, choć chciałoby się wierzyć, że rzeczywistość
wyglądała choć odrobinę bardziej kolorowo.
Rzecz
dzieje się w Polsce w roku 1946. Działania wojenne zakończyły się mniej
więcej przed rokiem. Niemcy przegrali, po polskiej ziemi paradują
radzieccy zwycięzcy, tu i tam można napotkać grupę czerwonoarmijców. Do
władzy dobrali się komuniści i nie zamierzają odpuścić. Ani Niemcom, ani
AKowcom, ani Żydom. Nikomu. Jednym z tych, którzy staną na ich drodze
jest Rem Sosnkowski, były żołnierz AK, urodzony morderca, nożownik,
skazany na śmierć. Dostanie jednak szansę i ponownie wyjdzie na wolność.
Zadanie, które mu powierzono nie jest jednak łatwe i przyjemne, a Rem –
choć zawodowiec – nie ma najmniejszego pojęcia, w jakie bagno się
pakuje...
Czym jest tytułowy dybuk, zapytacie.Podaję dokładnie za Wikipedią: "W
mistycyzmie i folklorze żydowskim zjawisko zawładnięcia ciałem żywego
człowieka przez ducha zmarłej osoby. Dybukiem nazywa się też samego
ducha, duszę zmarłego, która nie może zaznać spoczynku (...) z powodu
popełnionych grzechów, i szuka osoby żyjącej, aby wtargnąć w jej ciało."
To właśnie zadanie otrzymał Rem – wytropić i zniszczyć (czyli zabić)
dybuka. Nie jest to jednak praca samodzielna. Niczym Frodo, Rem ma przy
sobie mniej lub bardziej zgraną, dziwaczną na pierwszy rzut oka
kompanię, której skład w trakcie podróży ulega zmianom (in plus i in
minus). Poznamy więc nie tylko Sosnkowskiego, ale też Ślązaka/Niemca
Sigismunda von Horna, Cygana Melkiadesa, a później Żyda Barucha i
piękną, młodziutką Żydówkę Judytę. Oto nasza drużyna pierścienia. W
poczet bohaterów zaliczyć trzeba jeszcze samego poszukiwanego, czyli
Aarona Stallmana (vel doktora von Treppfa), czy Singera, który to całą
akcją zarządza.
W
powieści nie znajdziecie jednak zbyt dużo mistycyzmu, magii, żydowskiej
kabały. Napotkacie jednak na beznadzieję i podłość, na ludzkie
cierpienie i gruzy, które zostawiła po sobie wojna. Nie chodzi jedynie o
ruiny budynków, ale przede wszystkim ludzkich dusz, serc, polskiego
honoru. Świerczek nie szczędzi nam bowiem tej beznadziei, z którą
ówcześni Polacy spotykali się każdego dnia. Prawdziwe zezwierzęcenie,
które powoduje, że Rem coraz bardziej traci nadzieję i sens. Bo przecież
nie o to walczył wraz z innymi AKowcami. Nie o to modlili się, idąc do
walki, polscy żołnierze. Nie o taką Polskę walczyli. I nie chodzi już
tylko o zestawienie sanacyjnej II RP z komunistyczną Polską powojenną.
Chodzi o to, że człowiek człowiekowi wilkiem, nawet w czasach pokoju. Na
szczęście na swej drodze nasi bohaterowie spotkają kilka osób, dzięki
którym nadzieja na to, że człowieczeństwo się odrodzi, że słowa takie
jak "Bóg", "Honor", "Ojczyzna" znów będą ważne – że nadzieja na to
jeszcze jest, jeszcze nie wyparowała do końca, wraz z unoszącym się po
bombardowaniach popiołem, wraz z biedą wiosek, przez które co i rusz
przechodziły kolejne armie, wraz z dymem snującym się z kominów
krematoriów... A póki jest nadzieja... "Dybuk" jednak to nie powieść z
happy endem. Daleko jej do tego. Ostatnie zdania zawieszają jakby akcję,
nie dopowiadają do końca, co się stało. Możemy się domyślić. Możemy,
ale zawsze istnieje możliwość, że było inaczej.
W
powieści poza narracją trzecioosobową pojawia się również pamiętnik
Aarona Stallmana. Jest to bardzo ważna część utworu, ponieważ dzięki
niej możemy lepiej zrozumieć tego człowieka. Zarówno to, kim był, jaki
był i dlaczego, a także to, jak bardzo różni się prawdziwy Aaron od tego
osobnika, który (nawiedzony, jakby nie powiedzieć) grasuje po kraju i
zabija w okrutny sposób małe dziewczynki. Pamiętnik Aarona jest
wstrząsający. I to nie dlatego, że przejmuje obozową grozą, ponieważ o
czasach obozowych jest w nim niewiele. Autor skupił się na młodości
Aarona, na okresie dojrzewania, na życiu przedwojennym. Tym bardziej
więc nieludzkie wydaje się odtrącenie i brak szacunku do chłopca,
spowodowany tylko tym, że jest on Żydem. Pamiętnik ten tym bardziej
zmusza nas do tego, byśmy sobie w końcu uświadomili, że antysemityzm to
nie tylko problem III Rzeszy i okresu wojennego. Że on był obecny
również w naszej sanacyjnej Polsce i... niestety także po zakończeniu
działań wojennych. Bo przecież o tym w dużej mierze jest ta powieść – o
problemie antysemityzmu w Polsce po odejściu z naszych ziem niemieckich
żołnierzy.
Jednak
nie tylko o tym. Świerczek nie ogranicza się tylko do jednego tematu.
Bo początki PRL to bardzo wdzięczny czas dla literatów. Rozliczenie się z
wojennymi "grzechami" na kilka miesięcy po zwycięstwie aliantów było
chyba rzeczywiście codziennością. Każdy musiał zrewidować to, kim był,
kim jest i kim chce być. Jaki morał można wyciągnąć z "Dybuka"? Między
innymi taki, że nie uciekniemy przed tym, kim jesteśmy. Ani Baruch nie
ma zbyt dużej szansy by zostać feldkuratem, ani z Sigismunda nie będzie
raczej dobry Żyd.
Co
ciekawe, Rem zdaje się postacią niemal krystalicznie czystą. Jest
bohaterem, z którym chcielibyśmy się utożsamiać. Dobry, szlachetny,
zawsze staje w obronie słabych i uciśnionych. Nienawidzi chamstwa,
prostactwa i podłości. Przy nim można się czuć bezpiecznie, ale wiadomo,
że się z nim nie zadziera. A jednak... sam o sobie nie mówi, że jest
szlachetny i dobry, wręcz podkreśla, że jest urodzonym mordercą.
Fałszywa skromność? Może prawdziwa? A może po prostu... obiektywne
spojrzenie na siebie – oczami prawdziwego człowieka, a nie kogoś, kto
pragnie się wybielić i być przykładem dla innych...
Całkiem
niedawno brałam udział w dyskusji dotyczącej polskiej literatury.
Wnioski były takie, że jakkolwiek ciekawa i naprawdę z wysokiej półki,
nie zachwyci raczej obcokrajowców. Ani swym polotem, ani ważkością
poruszanych zagadnień. Jest bowiem zbyt mocno osadzona w naszych
realiach, w naszych kontekstach. Zbyt wiele w niej odniesień do polskiej
historii, do polskiej martyrologii, służy często do leczenia naszych
własnych kompleksów. O dziwo "Dybuk" jako powieść właśnie osadzona w
bardzo polskich realiach, w czasie tak bardzo specyficznym, jak rok
1946... zdaje się być bardzo uniwersalna.
Groza
miesza się tu z romansem, mistycyzm (choć w minimalnym zakresie) z
sensacją. Powieść tę można czytać na kilku płaszczyznach, nie sposób
jednak o niej szybko zapomnieć. Sam Autor tak mówi o swym dziele: "Wierzę, że dzięki temu, „Dybuk” może
trafić do szerszego kręgu odbiorców. W warstwie fabularnej jest powieść
drogi, połączona z groteskową, przygodową misją, w warstwie głębszej, to
historia stawania się, wyrywania z własnych ograniczeń, ale także
moralnego upadku i szaleństwa. A przy tym, służy także temu, by z
uśmiechem niedowierzania przyjrzeć się żywym wciąż stereotypom. Czy
Singer jest tak żałosny i słaby, jak Żydzi we wspomnieniach Stallmana?
Nie, to zdeterminowany i inteligentny człowiek, choć pewnie w
przedwojennych Sztetlach mentalność była inna. Czy Polacy byli
antysemitami? A co z całą galerią Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata?
Stereotyp działa tak długo, jak długo ktoś się nie zastanowi. Dlatego
„Dybuk” zawiera tyle niedokończonych wątków, niekonsekwencji i
ahistoryczności - takich jak cytaty z „Rammstein” – chciałem, by
czytelnik zatrzymywał się w czytaniu. Wracał dwa rozdziały wcześniej, by
sprawdzić, czy czegoś nie pominął, by złościł się na przeinaczanie
historycznych faktów. Może wtedy łatwiej wpadnie w złość na sprowadzanie
ludzkiej różnorodności do głupawego stereotypu."
Cóż
jeszcze mogę dodać? Mam kilka zastrzeżeń do samego wydania. Co prawda
literówek szukać ze świecą, to bardzo utrudniają czytanie myślniki w
dialogach. Zdarza się, że są w jakichś zupełnie dziwacznych miejscach, w
których być nie powinny, natomiast brakuje ich tam, gdzie są niezbędne.
Nie sądzę, by był to zamierzony zabieg. Najgorszy jest jednak brak
"wcięć" na początku akapitów. Co dziwne, wcięcia owe są przy dialogach,
nie ma ich jednak przy narracji. Nielogiczne to, a przede wszystkim
utrudniające lekturę.
Duży
plus dla okładki, która robi wrażenie. Wieje od niej tajemnicą z
odrobiną grozy, a jednocześnie zmusza do zastanowienia. Najpierw nad
tym, o czym będzie powieść, później już nad tym... A nie, to już Wam
zostawię. Przeczytajcie, ponieważ naprawdę warto.
Recenzja pochodzi z bloga: http://dune-fairytales.blogspot.com/
Recenzja pochodzi z bloga: http://dune-fairytales.blogspot.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz