W jeziorze odbijały się promienie popołudniowego słońca.
Piotruś rzucił kolejny kamyk i patrzył, jak po wodzie rozchodzą się kręgi.
Marysia oparła się o pień wierzby i uśmiechała. Była śliczna i wszyscy ją
lubili, ale ona wolała spędzać czas z nim, niż z innymi ładnymi dziewczynkami.
Nie do końca rozumieli, dlaczego muszą zmienić szkołę, skoro
się nie przeprowadzili. To jakiś pomysł dorosłych, na który nie mogli nic
poradzić. Z resztą, Piotruś nie przepadał za szkołą. Lubił się uczyć, ale
znacznie gorzej wychodziło mu zawieranie znajomości. Poza Marysią nie miał
żadnych kolegów.
*
Białe koszulki i ciemne spodnie. Wszyscy chłopcy wyglądali
podobnie. Jedynie Piotruś rzucał się w oczy. Też w białej bluzeczce i
granatowych spodniach, zajmował jednak tyle miejsca, co dwóch chłopców
stojących obok razem.
Po drugiej stronie boiska zauważył Marysię. Śmiała się,
stojąc w kółeczku z kilkoma innymi dziewczynkami. Biała sukienka i czarny
sweterek, we włosach białe kokardy. Za chwilę odbędzie się apel, zaraz
rozpocznie się nowy rok szkolny.
Słońce świeciło, jak wczoraj nad jeziorem. Jakby zupełnie nie
zdawało sobie sprawy z tego, że wakacje dobiegły końca.
*
Piotruś przyglądał się nowym osobom,
przede wszystkim zauważył grupę kilku chłopców stojących przy bramie. Widział
miny tych, którzy przechodzili obok – pełne strachu. Odwrócił wzrok, kiedy
najwyższy z nich na niego spojrzał. Wyjął z plecaka kanapkę i usiadł na
ławeczce.
-
Grubasek, może podzieliłbyś się śniadaniem? – usłyszał niespodziewanie.
-
Pokaż, co wcinasz, młody – zaśmiał się drugi z chłopców. Miał kręcone czarne
włosy i ciemne oczy.
Piotruś wiedział, że nie ma co udawać, iż ich nie zauważył.
Ze smutkiem pokazał wysokiemu blondynowi ugryzioną kanapkę z tuńczykiem.
-
Ble, ryba – odwrócił się blondyn. – Śmierdzi.
-
Jestem Dawid, ten blondas to Alex – powiedział drugi z chłopców. – Lepiej, przynoś
smaczniejsze śniadanka, bo szef naszej bandy, „Ławka”, nie będzie zadowolony.
Piotruś przełknął ślinę. Szkoda, że wakacje nie mogą trwać
wiecznie.
*
-
Jak ci minął dzień? – zapytała Marysia, częstując Piotrusia krówkami.
-
Nic ciekawego, a tobie? – odburknął, wkładając słodki cukierek do ust.
-
Dobrze. Poznałam kilka miłych dziewczyn. Najfajniejsza z nich jest Kasia. Mówią
na nią Karmelka, bo jest taka słodka. Wszyscy ją lubią. Ma nawet
chłopaka – dodała po chwili, zniżając głos. – Jutro mi go przedstawi.
Dalej szli już bez słowa, delektując się smakiem krówek i letnim
jeszcze słońcem. Piotruś raz po raz wmawiał sobie, że wakacje wcale się nie
skończyły, a nieprzyjemna przygoda w szkole była jedynie złym snem.
*
Sławek przewyższał kolegów o głowę. Nic dziwnego – dwa razy
już powtarzał piątą klasę i chyba się tym nie martwił. Był opalony, co
podkreślała niebieska sportowa koszulka i krótko obcięte, dość jasne
włosy.
-
Marysiu, poznaj "Ławkę”.
-
Ciekawe przezwisko – skomentowała dziewczynka. – Jestem Marysia.
-
To dlatego, że często chodzę na siłownię i ćwiczę na ławeczce. Poza tym to
brzmi podobnie do mojego imienia. Jestem Sławek – wytłumaczył, podając jej dłoń
na przywitanie.
Usiedli przy stoliku i każde z nich wyjęło śniadanie. Marysia
spojrzała na Sławka zdziwiona, kiedy zobaczyła, że rozwija kanapkę z papieru dokładnie
takiego samego, w jaki pakowała śniadania mama Piotrusia, szybko jednak
o tym zapomniała.
*
-
Jesteś smutny – zauważyła Marysia, kiedy wędrowali w stronę stawu.
Pogoda była nadal prześliczna. Czas nad wodą pozwoli im
powrócić do wakacyjnych marzeń.
-
Zmęczony – odpowiedział po chwili, nie chcąc opowiadać o swoich problemach. Liczył,
że starsi chłopcy dadzą mu niedługo spokój.
Jezioro lśniło, po powierzchni pływało stado dzikich kaczek.
Zawsze poprawiały Piotrusiowi humor, gdy dawały nura do wody. Tym razem kacza
magia nie zadziałała.
-
Chyba mam coś, co cię rozweseli – powiedziała z szerokim uśmiechem.
Piotruś nie sądził, by jej się to udało, póki nie wyjęła z
tornistra… dwóch fajek do robienia baniek mydlanych! Kochana Marysia –
zawsze znajdowała sposób, by poprawić mu humor. Bańki mydlane – każde dziecko
to wie – są przecież najlepszym lekiem na każdy smutek.
*
Piotruś wspominał zaczarowany taniec pięknych, mieniących się
dziesiątkami barw baniek unoszących się nad gładką taflą jeziora.
Ręce trzymał w kieszeniach. Pani prosiła, by dzieci
przyniosły dzisiaj coś, co przypomina im o tym, jak ważna jest
rodzina. Piotruś miał więc ze sobą stary zegarek, który należał kiedyś do jego
pradziadka, kiedy ten był jeszcze bardzo młody. Piękny, srebrny, nakręcany, na
krótkim łańcuszku. Był to jego największy skarb.
-
Grubasek, spóźnisz się na lekcje – zawołał "Ławka". Piotruś aż
podskoczył. A więc nigdy się od niego nie uwolni? – Co tam masz w kieszeni?
Piotruś nie zareagował od razu. Po chwili było już za późno.
"Ławka" wyszarpnął jego dłoń z kieszeni i wyjął zegarek. Przyglądał
mu się przez chwilę, oglądając ze wszystkich stron.
- Staroć. Pewnie nie działa – schował go do kieszeni, śmiejąc się głośno. – No, gdzie moje śniadanie?
- Staroć. Pewnie nie działa – schował go do kieszeni, śmiejąc się głośno. – No, gdzie moje śniadanie?
Piotruś się rozpłakał. Był gotowy zrobić cokolwiek, byle odzyskać
swój skarb.
-
Zrobię, co chcesz, tylko oddaj mi zegarek – wyszeptał przez łzy. – Proszę.
-
Ryczący grubas – powiedział „Ławka”, prychając. – Teraz już nie masz szans, by
przeżyć bez mojej opieki. Tylko pamiętaj, że ci nie pomogę, jeśli będę głodny.
Sławek obrócił się na pięcie i odszedł. Zegarek pradziadka
przepadł…
*
-
Wiesz, Karmelka jest fajna, ale już się nam razem nudzi – tłumaczył Sławek. –
Pomyślałem, że może ty chciałabyś pójść ze mną na festyn, jako moja nowa
dziewczyna.
Marysia nie wiedziała, co o tym myśleć. Przede wszystkim nie
chciała sprawić przykrości nowej koleżance. Nie mówiąc już o tym, że nigdy
wcześniej nie miała chłopaka.
- Wiesz,
ile dziewczyn chciałoby być teraz na twoim miejscu? – dodał, wyjmując z
kieszeni zegarek.
-
Jaki ładny – powiedziała nieśmiało.
-
Podoba ci się? Myślałem, że mógłbym go dać na festynie mojej nowej dziewczynie.
*
Piotruś nie mógł uwierzyć, że Marysia wybierała się na festyn
z "Ławką". Jako jego nowa dziewczyna! To do niej nie pasowało. Była grzeczna,
dobrze się uczyła, nigdy nie sprawiała nikomu przykrości. Czy naprawdę tak
bardzo się zmieniła?
Siedział nad jeziorem. Drzewa zaczynały już zrzucać liście i
zielona niedawno polana była teraz czerwono-złota. Trzymał w ręce kasztan.
Nawet nie zauważył, że od kilku minut ktoś mu się przygląda.
-
Nie mam przy sobie zapałek, żeby zrobić mu nóżki – usłyszał nagle znajomy głos.
– Myślę jednak, że to ci się spodoba bardziej, niż kolejny kasztanowy ludzik.
Piotruś spoglądał na Marysię z niedowierzaniem, kiedy wyjęła
z kieszeni jego zegarek.
-
Przepraszam, że ci od razu nie powiedziałam, dlaczego idę z „Ławką” na festyn.
Włożyła mu zegarek do ręki i usiadła obok. Z drugiej kieszeni
wyjęła torebkę krówek. Roześmiali się, rozwijając szeleszczące papierki.
-
Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie.
Marysia uścisnęła jego dłoń. Z dala dobiegały odgłosy zabawy,
a oni siedzieli spokojnie, obserwując gwiazdy i raz po raz śmiejąc się głośno,
właściwie bez powodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz