Słowo
wstępu: notkę piszę bardziej jako antropolog niż rodzimowierca. Nie ma
ona na celu wywoływać antagonizmów między chrześcijaństwem a rodzimą
wiarą naszych przodków.
Tytuł notki może część osób nieco oburzyć, jak to,
chrześcijaństwo i wierzenia pogan (jak powszechnie nazywa się
rodzimowierców) mają wspólny mianownik inny niż przejęcie większości
rytuałów (pisanki, strojenie drzewka na święta Bożego Narodzenia, wolne
nakrycie w ich trakcie i tak dalej). Jednak tak, z punktu widzenia
antropologii religii, chrześcijaństwo posiada elementy, całkiem mocne,
kultu solarnego. Zacznijmy od tradycyjnego w naszej kulturze obrazu
Chrystusa – obok.
Jak widać wokół głowy jest światłość. Jednak czemu kształt
nawiązuje do tarczy solarnej? Odpowiedź jest dosyć prosta, jeśli
weźmiemy pod uwagę dwie rzeczy. Pierwsza z nich to data Bożego
Narodzenia. Przypada ona wtedy, kiedy dzień staje się dłuższy, kiedy
światło wygrywa z ciemnością. Panuje przekonanie, że historycznie data
ta powinna być w lipcu lub kwietniu, kiedy rzeczone słońce jest dobrze
widoczne. Jednak wybrano datę znaną jako przesilenie zimowe, która była,
jest i będzie świętowana przez wszystkich wyznawców dawnych wierzeń
(pogan) jako jedno z świat, w wypadku rodzimej wiary są to Szczodre
Gody.
Druga ciekawostka z tym związana wynika z symboliki, jaka towarzyszy
Chrystusowi. Jest on Synem Bożym, zesłanym aby zbawić ludzkość. Jest,
praktycznie rzecz biorąc, ogniem, który jest synem słońca. Tak jak ogień
jest i był uważany za dar Słońca, tak Chrystus był i jest uważany za
dar niebios, aby wygnać ciemność – nie tylko tę, która jest w nocy, ale też
tę z serc. Dlatego też chrześcijaństwo jak większość religii czci
słońce. Słońce spersonalizowane, obleczone w postać Chrystusa, jednak
wciąż będące tym samym, które ja nazywam Swarogiem i ku chwale którego
przelewa miód pitny w ramach obiaty.
Czy to jedyny punkt wspólny? Nie, wręcz przeciwnie, to dopiero
początek, jedynie zarysowanie niezwykłego pomostu między dwoma,
wydawałoby się, sprzecznymi religiami. Henoteistyczną (jedno bóstwo w
kilku postaciach) a politeistyczną (wiele bóstw). Nową (mimo
tysiącletniej bytności, chociaż dopiero w okolicy XV/XVI wieku
dominującą) a starą (obecną od zarania dziejów, jednak obecnie uważaną
za nowość). Nie piszę tego, aby "nawracać", bo to sprzeczne z moim
światopoglądem, ale po to, aby nawiązać dialog. Przez setki lat,
pomijając fanatyków po obu stronach, te religie, jak i wiele innych,
istniało razem na terenie Rzeczypospolitej. I był to czas jej
największej świetności. Zapraszam do dyskusji.
Autor prowadzi bloga http://xweetus.blogspot.com/, na którego serdecznie wszystkich zaprasza. Możecie go znaleźć również na FP: https://www.facebook.com/Xweetus. Sam o sobie pisze: "Prelegent. Tatuażysta. Fixer. Pisarz." Rodzimowierca. Zapraszamy do poznania Xweetusa i... do dyskusji.
A Wy jakie potraficie wskazać punkty wspólne różnych religii? Mieliście okazję zapoznać się z dwoma tekstami, choć mam pełną świadomość, że nie wyczerpują one tematu. Zapraszam do dyskusji :)
OdpowiedzUsuńOba wierzenia mają część wspólną. Po śmierci gdzieś trafią i będą się dobrze bawić ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak sprawa wygląda u rodzimowierców. W chrześcijaństwie jednak sprawa nie jest taka prosta. No, chyba że... w piekle (albo czyśćcu) też można się bawić na całego. Rzecz jest nieco bardziej skomplikowana. Rafał, podzielisz się informacją, jak wygląda "życie po życiu" zgodnie z Twoją wiarą?
OdpowiedzUsuńW następnej notce "gościnnej", sprawa życia po śmierci w rodzimej wierze nie jest taka prosta jakby się wydawało. Po pierwsze, nie ma "sztywnego" kanonu (czyli nie ma kodyfikacji jaka np jest w chrześcijaństwie, które posiada ładnie opisane wszystko), zaś po drugie nie ma nieba, piekła i czyśćca jako oddzielnych bytów.
OdpowiedzUsuńNastępna notka (pewnie po Świętach Wielkiej Nocy, od razu składam życzenia pomyślności wszelkiej) będzie rozwinięciem motywu solarnego i przejściem do budowy świata (tu cech wspólnych jest znacznie mniej, choćby rodzimowierstwo posiada kilka wersji początku świata, chrześcijaństwo zaś jeden opis).