Czego najbardziej brakuje emigrantom na obczyźnie? Jedną z pierwszych rzeczy jakie przychodzą na myśl mnie, świeżoupieczonej emigrantce, są smaki – niekoniecznie kojarzące się z Polską, a bardziej z rodzinnym domem. Nie przebywam z daleka od kraju na tyle długo, żeby zdążyć smaków maminej kuchni zapomnieć, ale na przykład jedzenie w niedzielę kawiarnianego ciasta miast wypiekanego w domu sprawia, iż mi tęskno. Dlatego też postanowiłam tutaj, w Szwajcarii, Krainie Fjoletovy Krovy, jak ją pieszczotliwie zwę, poeksperymentować z maminymi przepisami. Na brak wysokiej jakości, często ekologicznie bardzo przyjaznych produktów nie ma co narzekać, a więc na pierwszy ogień wybrałam sobie ciasto marchewkowe mojej mamy, przerobione na nieco bardziej szwajcarską modłę – bez tłuszczu.
Od razu mówię, że widoczne na zdjęciach ozdobne marchewki kupiłam gotowe, i to od nich, wypatrzonych w pobliskim sklepie i śmiejących się do mnie z półki, wziął się pomysł na zrobienie marchewkowca. Ozdoby są marcepanowe (marchewka właściwa) oraz bezowe (natka) – można oczywiście kupić masę marcepanową i małe zielone beziki, i pobawić się kreatywnie. Ja jestem leniwa, oraz posiadam zerowe umiejętności manualne.
Przygotowanie składników zaczynamy od starcia na małych oczkach tarki (uprzednio wyszorowanych) marchewek w ilości ok. 400g. Dla ścisłości, moje marchewki były niewielkie i na pewno użyłam ich ciut więcej niż 400g, oraz w przepisie wyjściowym jest jasno napisane, że to STARTYCH marchewek ma być 400g ALBO dwie szklanki, więc z ilu faktycznych marchewek te 400g wyjdzie, pozostawiam fantazji każdego z osobna. I proszę się nie bawić w szczegóły, jak będzie tych gramów 350 albo 410, to też nic się nie stanie - marchewka i tak ma dodać głównie koloru, w smaku (poza delikatną słodyczą) jest praktycznie niewyczuwalna.
Od razu mówię, że widoczne na zdjęciach ozdobne marchewki kupiłam gotowe, i to od nich, wypatrzonych w pobliskim sklepie i śmiejących się do mnie z półki, wziął się pomysł na zrobienie marchewkowca. Ozdoby są marcepanowe (marchewka właściwa) oraz bezowe (natka) – można oczywiście kupić masę marcepanową i małe zielone beziki, i pobawić się kreatywnie. Ja jestem leniwa, oraz posiadam zerowe umiejętności manualne.
Przygotowanie składników zaczynamy od starcia na małych oczkach tarki (uprzednio wyszorowanych) marchewek w ilości ok. 400g. Dla ścisłości, moje marchewki były niewielkie i na pewno użyłam ich ciut więcej niż 400g, oraz w przepisie wyjściowym jest jasno napisane, że to STARTYCH marchewek ma być 400g ALBO dwie szklanki, więc z ilu faktycznych marchewek te 400g wyjdzie, pozostawiam fantazji każdego z osobna. I proszę się nie bawić w szczegóły, jak będzie tych gramów 350 albo 410, to też nic się nie stanie - marchewka i tak ma dodać głównie koloru, w smaku (poza delikatną słodyczą) jest praktycznie niewyczuwalna.
Kiedyśmy już tę marchewkę starli na śliczną pomarańczową stertę, pora rozgrzać piec. Będziemy ciasto piekli w dobrze nagrzanym piekarniku - 180 stopni. Oczywiście, jeśli posiadamy piekarnik z termoobiegiem, czas pieczenia się skróci, ale o tym za chwilę. Póki co, para buch, piec w ruch. Podczas gdy piekarnik nam się ślicznie nagrzewa, przygotowujemy sobie co następuje: ¾ szklanki cukru, 150g mąki, 250g zmielonych orzechów lub migdałów (ja użyłam drobno posiekanych orzechów), 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia, cukier waniliowy (tutaj mamy prawdziwy, nie wanilinowy, więc polecam kupić taki z dodatkiem prawdziwej wanilii), oraz 3 łyżki ciepłego mleka. Jeśli chodzi o przyprawy - co kto lubi. Ja dodałam cynamon (½ łyżeczki), świeżo startą gałkę (ociupinkę), moja mama dodaje jeszcze rozdrobnione goździki, za którymi ja
osobiście nie przepadam. Można też dodać skórkę pomarańczową kandyzowaną (ok. 50-75g). Wyjmujemy z lodówki 4 jajka, i sprawnie oddzielamy żółtka od białek. Żółtka lekko ubijamy z cukrem i cukrem waniliowym, aby je napowietrzyć, i mieszamy delikatnie ze startą marchwią. Białka ubijamy na sztywno. Suche składniki (mąkę, proszek, przyprawy, orzechy) łączymy w misce, dodajemy marchewkę z jajkami i ciepłe mleko, lekko mieszamy, i dodajemy ubite na sztywno białka. Łączymy delikatnie mieszając całość - powinna nabrać pomarańczowo-beżowego koloru (zależnie od ilości marchwi i cynamonu, kolor ciasta może być od lekko muśniętego pomarańczem do całkiem opalonego).
Ciasto wylewamy na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia (ja użyłam jednorazowej okrągłej, o średnicy klasycznej tortownicy, przepis mówi o standardowej prostokątnej blaszce 25/33cm). Nasz dzielny piekarnik powinien już być stosownie nagrzany (przypominam, 180 stopni), a więc nie czekając ani chwili umieszczamy nasz marchewkowiec na środkowej kratce, i ustawiamy czas pieczenia na 35-40 minut (jeśli używamy termoobiegu, czas pieczenia się skróci). Warto od czasu do czasu zajrzeć i sprawdzić patyczkiem stopień wypieczenia – to ciasto ma być wilgotne i puszyste, a nie przesuszone na wiór jak komunistyczna babka marmurkowa.
Kiedy marchewkowiec się elegancko upiecze i wypełni całą kuchnię zapachem cynamonu, orzechów i wanilii, pozostawiamy go do ostygnięcia (można w piekarniku z uchylonymi drzwiczkami, a można w jakimś ciepłym zakątku kuchni). Jeśli chodzi o przyozdabianie i polewy wszelakie… Oczywiście, można na amerykańską modłę przygotować polewę z serka kremowego i taką masą marchewkowiec przełożyć. Ja, jak już wcześniej wspomniałam, należę do dość leniwych kucharek (o bogini, imię Twe Nigella), a więc po ostygnięciu posypałam ciasto bieluśkim cukrem pudrem, i najsamwierzch położyłam śliczne marcepanowo-bezikowe marchewki. Efekt widoczny jest na zdjęciach, a samo ciasto rozeszło się w trymiga. Mała uwaga – wiem, że nie sposób się w całości do poniższego zastosować, i nie będę nikogo winić jeśli się nie uda - ciasto jest najlepsze na następny dzień, kiedy robi się jeszcze bardziej puchate i wilgotne w środku. Najlepiej przechowywać ciasto przykryte lnianą/bawełnianą ściereczką w dość suchym miejscu - ja w piekarniku chowam, choć niewiele do chowania zostało.
osobiście nie przepadam. Można też dodać skórkę pomarańczową kandyzowaną (ok. 50-75g). Wyjmujemy z lodówki 4 jajka, i sprawnie oddzielamy żółtka od białek. Żółtka lekko ubijamy z cukrem i cukrem waniliowym, aby je napowietrzyć, i mieszamy delikatnie ze startą marchwią. Białka ubijamy na sztywno. Suche składniki (mąkę, proszek, przyprawy, orzechy) łączymy w misce, dodajemy marchewkę z jajkami i ciepłe mleko, lekko mieszamy, i dodajemy ubite na sztywno białka. Łączymy delikatnie mieszając całość - powinna nabrać pomarańczowo-beżowego koloru (zależnie od ilości marchwi i cynamonu, kolor ciasta może być od lekko muśniętego pomarańczem do całkiem opalonego).
Ciasto wylewamy na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia (ja użyłam jednorazowej okrągłej, o średnicy klasycznej tortownicy, przepis mówi o standardowej prostokątnej blaszce 25/33cm). Nasz dzielny piekarnik powinien już być stosownie nagrzany (przypominam, 180 stopni), a więc nie czekając ani chwili umieszczamy nasz marchewkowiec na środkowej kratce, i ustawiamy czas pieczenia na 35-40 minut (jeśli używamy termoobiegu, czas pieczenia się skróci). Warto od czasu do czasu zajrzeć i sprawdzić patyczkiem stopień wypieczenia – to ciasto ma być wilgotne i puszyste, a nie przesuszone na wiór jak komunistyczna babka marmurkowa.
Kiedy marchewkowiec się elegancko upiecze i wypełni całą kuchnię zapachem cynamonu, orzechów i wanilii, pozostawiamy go do ostygnięcia (można w piekarniku z uchylonymi drzwiczkami, a można w jakimś ciepłym zakątku kuchni). Jeśli chodzi o przyozdabianie i polewy wszelakie… Oczywiście, można na amerykańską modłę przygotować polewę z serka kremowego i taką masą marchewkowiec przełożyć. Ja, jak już wcześniej wspomniałam, należę do dość leniwych kucharek (o bogini, imię Twe Nigella), a więc po ostygnięciu posypałam ciasto bieluśkim cukrem pudrem, i najsamwierzch położyłam śliczne marcepanowo-bezikowe marchewki. Efekt widoczny jest na zdjęciach, a samo ciasto rozeszło się w trymiga. Mała uwaga – wiem, że nie sposób się w całości do poniższego zastosować, i nie będę nikogo winić jeśli się nie uda - ciasto jest najlepsze na następny dzień, kiedy robi się jeszcze bardziej puchate i wilgotne w środku. Najlepiej przechowywać ciasto przykryte lnianą/bawełnianą ściereczką w dość suchym miejscu - ja w piekarniku chowam, choć niewiele do chowania zostało.
Życzę smacznego, i podaję listę składników w całości (dla niecierpliwych):
● 4 jajka – oddzielnie białka i żółtka,
● 3/4 szklanki cukru,
● 3 łyżki ciepłego mleka,
● 400g startej marchwi (na małych oczkach),
● 250g zmielonych orzechów włoskich lub migdałów,
● 150g mąki,
● 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia,
● 1 op. cukru waniliowego,
● 50-75g kandyzowanej skórki z pomarańczy,
● 1/2 łyżeczki cynamonu,
● kilka rozdrobnionych goździków (jak ktoś lubi),
● szczypta gałki muszkatołowej,
● cukier puder/serek kremowy/polewa.
● 4 jajka – oddzielnie białka i żółtka,
● 3/4 szklanki cukru,
● 3 łyżki ciepłego mleka,
● 400g startej marchwi (na małych oczkach),
● 250g zmielonych orzechów włoskich lub migdałów,
● 150g mąki,
● 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia,
● 1 op. cukru waniliowego,
● 50-75g kandyzowanej skórki z pomarańczy,
● 1/2 łyżeczki cynamonu,
● kilka rozdrobnionych goździków (jak ktoś lubi),
● szczypta gałki muszkatołowej,
● cukier puder/serek kremowy/polewa.
Uwielbiam cynamon! Kiedyś wykorzystam ten przepis!
OdpowiedzUsuń