Dune fairytales

wtorek, 12 listopada 2013

Listopadowa opowieść by Karina Skalec-Jekimow



Tego pamiętnego wieczoru ulicę Panieńską szczelnie otulał delikatny woal z mgły. Miodowe światło okolicznych latarni, rozbite na kropelkach wilgoci w tysiące złocistych iskier, nadawało tej pospolitej za dnia uliczce nimb uroczej tajemniczości rodem z baśni.
– Nic dziwnego, że babcia tak upodobała sobie to miejsce – pomyślała Greta, naciągając mocniej kaptur – nie zdziwiłabym się, gdyby za chwilę wyłonił się z ciemności wilk z koszyczkiem Czerwonego Kapturka w zębach.
Rzeczywistość najwyraźniej nie do końca potrafiła pozbyć się swojej prozaiczności, aczkolwiek zachowała odrobinę poczucia humoru, gdyż zamiast baśniowego wilka na drodze pojawił się jazgotliwy yorczek w groteskowym, czerwonym kubraczku, a tuż za nim jego równie szykowna pani o ciężkim spojrzeniu. Zniknęli w mlecznej poświacie równie nagle, jak się z niej uprzednio wyłonili, jedynie piskliwe jazgotanie yorczka jeszcze przez chwilę przypominało o ich krótkiej obecności.
Babcia Grety od lat mieszkała w niewielkim mieszkanku pod numerem 1a. Przez te wszystkie lata zrosła się z tym miejscem do tego stopnia, że każdy element mieszkania odzwierciedlał jej aktualny stan ducha. Wnuki babci zwykły żartować, że są w stanie określić humor w jakim babcia wstała danego dnia po wyglądzie jej komody, albo po odcieniu światła padającego z lampy. Żarty żartami, ale coś w tym było.
Większość osób postrzegało babcię, jako nieszkodliwą, lekko zwariowaną staruszkę mającą w zwyczaju zastyganie w totalnym bezruchu na czas bliżej nie określony, albo zagadującą do okolicznych kotów czy kwiatów. Niewielu potrafiło zobaczyć w niej wiedźmę – kobietę wiedzącą. Greta potrafiła.
Widziała, z jaką lekkością babcia odnajduje się w każdej sytuacji, jak harmonizuje ze światem, nie stawiając mu oporu, a jednocześnie zachowuje pełnię swojej indywidualności. Ech… posiadać taką moc. Tymczasem Greta im bardziej starała się kontrolować otaczającą ją rzeczywistość, tym bardziej ta wymykała jej się z rąk, gubiła, motała i wykręcała, doprowadzając ją tym samym do rozpaczy. Ostatnio doszła do takiego punktu swojego życia kiedy człowiek staje się tak bardzo żaden, że trudno mu nawet rano wybrać ubranie. Czuła się, jak król Midas, z tą tylko różnicą, że czegokolwiek się dotknęła rozpadało jej się w dłoniach.
Tylko babcia mogła jej pomóc.
– Dzień dobry, Perełko – okrągła, delikatna twarz babci, jak zwykle promieniowała dobrotliwym uśmiechem. Gdyby nie rzadkie, siwe włoski zebrane na karku w koczek wielkości naparstka, można by na pierwszy rzut oka powiedzieć, że ma się przed sobą młodą dziewczynę. Takie młode miała oczy – błękitne, świetliste, pełne iskierek, tak jakby babcia non stop widziała coś zabawnego i z trudem powstrzymywała się od śmiechu. – Wchodź, wchodź, napijemy się herbatki. Dostałam dzisiaj ciekawą mieszankę z suszonymi owocami i płatkami róży. Smakuje i pachnie, jak świeże ciasto owocowe.
Już sam widok krzątającej się po kuchni babci działał kojąco. Każda jej czynność podczas rytuału zaparzania herbaty miała swój sens, który po chwili udzielał się całemu światu, choćby nie wiem, jak był on wcześniej poplątany.
– Coś Cię dręczy, Perełko.
– Aż tak widać?
– Jeśli dobrze spojrzeć, to owszem – uśmiechnęła się babcia usiłując zapalić gaz pod niewielką, poczerniałą od ognia patelenką, na której pyszniły się dwa złociste naleśniki.
Kuchenka uporczywie odmawiała współpracy, co każdego innego doprowadziło by do furii, ale nie babcię. Babcia zamyśliła się głęboko, pomamrotała coś pod nosem, po czym pogłaskała czule kuchenkę i już za chwilę niebieski płomień gazu zamigotał pod patelnią. Gdyby nie była obserwowana, wszystkie te czynności mogłyby łatwo umknąć uwadze, ale Greta umiała patrzeć i wiedziała, że coś się wydarzyło. Coś co być może będzie mogło pomóc w jej problemach.
– Co to za czary-mary?
– Wspominałam Ci kiedy, Gretuś, o polu, które otacza każdą rzecz w naszym świecie?
– Tak babciu, wiem o istnieniu biopola, które łączy wszystkie rzeczy we wszechświecie.
– I nadal nie połączyłaś ze sobą wszystkich faktów? Cokolwiek uczynisz, wraca do ciebie. Im silniejsze otaczające cię pole, tym większa spoczywa na tobie odpowiedzialność za każde wypowiedziane słowo, za każdy popełniony czyn, bo jeśli wpadniesz w gniew i skrzywdzisz drugą osobę, to ta albo przyjmie w siebie tę energię i zacznie chorować, albo jest na tyle mocna, że odbije ją od siebie i wtedy nie ona choruje, tylko wszystko wokół niej się psuje.
– Czyli ktoś się na ciebie pogniewał babciu i dlatego kuchenka przestała działać?
– Brzmi nie mądrze, co? – Zachichotała babcia. – Cóż zrobić, niestety tak jest. Mogłam przez nieuwagę zrobić komuś przykrość, albo rozzłościć i teraz to do mnie wróciło. Na szczęście nie mogło to być dużego kalibru skoro tylko kuchenka się zbiesiła.
– I co zrobiłaś, aby naprawić kuchenkę?
– Musiałam naprawić krzywdę, którą wyrządziłam. A ponieważ największą siłą we Wszechświecie jest miłość, więc gdy przypomnę sobie osobę, którą mogłam zranić, od razu wysyłam do niej moje błogosławieństwo i przepraszam. I to wystarczy.
– Przesyłasz miłość do jakiejś gangreny, która jest na ciebie i zła i źle ci życzy?
– Skąd wiesz, że to gangrena? – Roześmiała się babcia. – Może to być normalny, porządny człowiek, który po prostu różni się ode mnie w interpretacji rzeczywistości i nie potrafi tego zaakceptować, więc reaguje tak, jak został nauczony w dzieciństwie, czyli odrzuceniem mnie. To się zdarza cały czas w kontaktach międzyludzkich. To, czego nie rozumiemy, uważamy za złe lub w najlepszym przypadku błędne. Gdybym odpowiedziała mu obrazą, niczego bym nie osiągnęła, poza wzajemnym rujnowaniem na poziomie energetycznym. Posyłając mu swoje błogosławieństwo pomagam i sobie i jemu.
– No dobrze, a jeżeli człowiekowi wszystko się sypie w każdej możliwej dziedzinie życia i nie może znaleźć w pamięci nikogo, kogo mógłby urazić to wtedy co?
– Naprawdę nigdy nikogo nie zdenerwowałaś, ani nie uraziłaś? – Figlarne spojrzenie babci speszyło Gretę. Nagle dotarło do niej, że tak bardzo czuła się skrzywdzona przez los, iż nie zwracała uwagi na to, jak z jej powodu mogą czuć się inni.
– Egoistka ze mnie…
– Jak z każdego z nas. A tak na poważnie to rzeczywiście zdarzają się sytuacje kiedy tak zwany zły los nie jest spowodowany naszymi czynami lub emocjami i to już jest poważniejszy problem bo oznacza, że w naszym rodzie na przestrzeni wielu lat wydarzyło się coś niedobrego, coś, co nie zostało dobrze rozwiązane i teraz pokutuje w życiu dalszych pokoleń sprowadzając na nie sytuacje budzące wielkie emocje. Przykładowo jakaś pra pra prababcia mogła odrzucić miłość swojego życia i wyjść za mąż dla pieniędzy i to wystarczy, aby w historii jej potomków co i rusz zdarzały się rozwody, nieudane małżeństwa czy nawet samobójstwa. Nie ma gorszego przestępstwa niż zabicie miłości.
– Ale dlaczego ja mam cierpieć z powodu jakiejś tam pra prababci?! Nie można tego jakoś odkręcić?
– Można. Spotykając się z pra prababcią.
– ???
– To wcale nie jest takie trudne i nie wymaga wizyt na cmentarzu o północy w czas pełni księżyca. – Uśmiechnęła się babcia.– Jesteście związane ze sobą tym samym uczuciem. Uczuciem braku miłości, zatem gdy staniesz na środku pokoju i przypomnisz sobie jakąś sytuację, kiedy czułaś się tak bardzo osamotniona i niekochana. Wejdziesz w tę emocję i zapytasz swojego serca od kogo pochodzi ta emocja, wtedy zobaczysz pra prababcię i prawdopodobnie również pozostałe kobiety z twojego rodu, które przeżywały to, co ty teraz przeżywasz.
– I co mam wtedy zrobić? Napluć pra prababci na buty?
– Lepiej nie. Zamiast tego powiedz jej, że ją kochasz, szanujesz jej życiowe decyzje i wybaczasz jej wszystko.
– I to wszystko?
– I to wszystko. Potem już tylko wystarczy głęboko oddychać, aby uwolnić to, co się w tobie przez te wszystkie lata nagromadziło i to może być dosyć nieprzyjemny proces, ale potem poczujesz, jakby ci z pleców spadło ogromne brzemię.
– I wszystkie problemy znikną…
– Wszystkie związane z odrzuceniem miłości znikną… a na ich miejsce pojawią się następne, ale wtedy będziesz już wiedziała, jak sobie z nimi radzić. Najważniejsze to zapamiętać, że nie ma winnych i nie ma ofiar. Pamiętaj, aby nigdy nie stawiać się w pozycji ofiary, a wyjdziesz z każdej opresji.
– Wiesz co babciu, albo dolałaś coś do tej herbatki, albo to ty jesteś jakimś magicznym eliksirem, bo czuję się znacznie lepiej.
– Dobre zioła nie są złe, ale po co odbierać im życie skoro cała moc tkwi w nas.
– Babciu opowiesz mi więcej? Proszę.
– W swoim czasie, Gretuś. W swoim czasie. A teraz pora zadbać o potrzeby ciała, te naleśniki same się nie zjedzą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz