Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Poznań, 2011 rok
Oprawa: twarda
Przekład: Maja Charkiewicz
Liczba stron: 224
ISBN: 978-83-7510-825-5
Pierwsze słowo, jakie przychodzi mi na
myśl po lekturze „Godzin” to – pastelowe – mają bowiem w sobie tę uroczą
kruchość, ulotność i subtelny wdzięk pastelowego szkicu, gdzie pomiędzy
szerokimi smugami koloru zawarta jest cała przestrzeń i blask. Ot, trzy historie
z życia trzech kobiet, opisane z finezją i wdziękiem, gdzie nawet przedmioty
brzydkie i szpecące przestrzeń nabierają sensu jako tło dla świeżego piękna
tego rozkwitającego na naszych oczach letniego poranka. Jednak pomiędzy słowami
aż pulsuje od namiętności i pasji, którą wyczuwamy niejako instynktownie
ponieważ żadne słowo nie uprzedza nas o tym, co ma się tak naprawdę wydarzyć.
Można powiedzieć, że im bardziej autor
stara się nas ukołysać spokojnym blaskiem poranka, tym mocniejsze odczuwamy
napięcie i czekamy z zapartym tchem kiedy spod koronkowej warstwy wyskoczy na
nas to, co nieuniknione.
Książkę tę czytałam już kilkukrotnie i
za każdym razem doznawałam tego samego uczucia zazdrości, gdyż napisana jest po
prostu pięknie. Cunningham posłużył się techniką „strumienia świadomości”,
karkołomne zadanie zarejestrowania każdej myśli przepływającej przez głowę
bohatera, któremu tylko nieliczni, tacy jak Virginia Woolf czy James Joyce,
byli w stanie podołać; a jednak stanął na wysokości zadania i uczynił to, moim
zdaniem, po mistrzowsku.
Dzięki możliwości przebywania, jak gdyby
w głowie każdej z trzech bohaterek – pisarki, gospodyni domowej i właścicielki
wydawnictwa – odczuwamy ich rzeczywistość momentami mocniej niż naszą własną.
Każdą nierówność chodnika w szerokiej alei współczesnego Nowego Jorku czujemy
pod lekkim pantoflem, każdy miodowo złoty promień słońca oświetlający niewielką
kuchnię w domku na amerykańskich peryferiach cieszących się spokojem końca
wojny grzeje naszą własną twarz, każdy listek poruszany wiatrem w chłodnym
ogródku Richmond w Anglii lat 40-tych XX wieku przyprawia nas o dreszcz.
Magiczny świat, od którego nie sposób się uwolnić. Wszystko jest takie
wyraziste, kolorowe i lekkie, że zdawałoby się sielanką gdyby nie ten podskórny
niepokój przebijający w każdej z trzech historii. Nie mogę zdradzić więcej, bo
zepsułabym całą przyjemność z lektury :)
Podzielę się jeszcze tylko jedną
refleksją. Gdy czytamy jakiś utwór, mamy tendencję do oceniania bohaterów –
dobry, zły, wygrany, przegrany itd., ale tutaj nie jest to takie proste. Znając każdą myśl,
każdy nawet najbardziej ukryty motyw, każdą reakcję tych trzech kobiet ciężko
jest rzucić przysłowiowy kamień i osądzić którąkolwiek z nich. Poza tym, czy
aby na pewno warto tracić czas na ferowanie wyroków gdy dookoła tak pulsuje
życie i mieni się wszystkimi kolorami tęczy? Każda pojedyncza chwila, gdy ją
uchwycić, okazuje się cudem. Nie zauważona przemija bezpowrotnie pozostawiając
nas nieświadomymi tego co właśnie utraciliśmy.
Wydaje mi się, że właśnie to stanowi
główne przesłanie tej książki – życie w każdym swoim momencie jest idealne,
jest cudem, ale tylko zatrzymując się jesteśmy wstanie to dostrzec.
Podpisuję się pod tym obiema rekami i
nogami, zwłaszcza w tych chwilach gdy mam okazję oglądać moje wariujące koty :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz