Dune fairytales

poniedziałek, 19 maja 2014

Zapiski Małgośki



Wzbudzanie potrzeb
Tu serce, tam serce. Z piernika i ze szmatki. Są też z czekolady. Gorzej, że bywają z kamienia. A rynek robi wszystko, żeby wzbudzić potrzeby i serca nasze obudzić. No to nic prostszego jak za namową speców od marketingu i psychologii sprzedaży pójść i potrzeby wzniecić. Razem z sercem z czekolady zanucić „Za smutek mój, a pani wdzięk, ofiarowałem pani pęk czerwonych melancholii. I lekkomyślnie dałem słowo, że kwiat kwitnie księżycowo, a liście mrą srebrzyście.
Pani zdziwiona mówi: „Cóż, to przecież bukiet zwykłych róż.”
Tak, rzeczywiście. Więc cóż Ci dam?
Dam Ci serce szczerozłote.
Dam konika cukrowego.
Weź to serce, wyjdź na drogę.
I nie pytaj się „Dlaczego?”
Dajmy więc serca, bierzmy i wychodźmy na drogi spotkań na zawsze. Bez tych chwil kiedy patrzysz w oczy ukochanym, piernikowe serce twarde i gorzkie, szmaciane tylko po to, żeby poznać łzy kiedy nocą samotnie i źle.
Nie tego chciał dla nas święty Walenty. Do głowy by mu nie przyszło, gdy tak sobie w III wieku po Chrystusie żył, żeby ludziom na świecie łez przysparzać. Raczej stawał po stronie umęczonych i prześladowanych, za co sam stracił głowę w nasze piękne miłosne święto. A było to 14 lutego 269 roku. Ach, kult zaczął się szerzyć. Najpierw po pomoc do świętego ruszyli ciężko i nerwowo chorzy, oraz ci epilepsji problemem umęczeni. Potem przybiegli znerwicowani zakochani i spragnieni miłości. A dziś? Kult jakby się mniej szerzy, za to rynek zęby szczerzy. Nasze serca szczerozłote zadawalają się chwilówką z czekolady, kwiatkiem i pluszowym misiem… ale… tym razem pozwólcie troszkę marketingowcom wzbudzić potrzeby, pokażcie, że owszem jesteście wyedukowanym ku dobremu konsumentem.
Bo której z nas na widok róży czerwonej nie topnieje serce?. A w dodatku powiem wam coś co z życia jest wzięte i przypieczętowane i co na duchu o miłości marzących, podniesie. Jakoś tak ten święty Walenty potrafi działać, że nawet gdy nie wiemy, że to jego kombinacje, miłości naprawdę sprzyja a 14 lutego może stać się dniem miłości na życie. Nie ważne czyś młody czy siwizną przyprószona skroń. Walentemu o serce chodzi, nie o wiek!
Całe czterdzieści lat minie za rok, kiedy to nic nie wiedząc o Walentym, ani też o Walentynkach, bo bardzo młoda byłam i głupia, udałam się na przedziwną kolację z pewnym Panem. Nie dał mi róży ani serca z czekolady, ja mu nie dałam żadnej pamiąteczki. Nie było powodu. Ale gadaliśmy sobie przy tych restauracyjnych daniach tak długo, że w końcu kelner znacząco przygasił światła. Wyszliśmy na mroźny, nocny krakowski rynek. Świecił księżyc, jechała zaczarowana dorożka, nawet z Wieży Mariackiej popłynął przez noc hejnał. Pięknie prawie jak w polskich komediach romantycznych. Pan odprowadzał mnie pod drzwi. Pod domem, gdy mówiliśmy sobie dobranoc, włożył mi w rękę mały, odrapany tomik wierszy. W domu przeczytałam dedykację „ Strasznie przepraszam, jestem gaduła, więc się zagadaliśmy”.

Niemal czterdzieści lat minęło a my gadamy dalej. Więc takiego zagadania na życie życzę zakochanym i tym którzy nie wiedzą jeszcze, że miłość przychodzi gdy chce. Nie dajcie się zagadać pluszowym, czerwonym misiom, zagadajcie się sami na zawsze. Tak, tak, idźcie razem na spacer, kolację, bądźcie sobie bliscy. Resztę zostawcie świętemu Walentemu. Jak by nie było jest od znerwicowanych i od zakochanych.
Zapiski Małgosi 5 lutego 2012
            Poszukując Ernesta Brylla w jakże wspaniałym świecie Internetu, trafiłam na TO. To nie tak, że moja fascynacja Ernestem jest tak przeogromna, ze pokątnie trafiam na jakieś dziwne rzeczy niby z nim niezwiązane. Moje poszukiwanie jego osoby jest spowodowane egzaminem z Literatury Współczesnej. Który zresztą się już dziś odbył i Bryll nie wiadomo kiedy by do mnie wrócił, gdyby nie Zapiski Małgosi. Cudem nie wiadomo (albo wiadomo) jakim kiedy wpisałam w wyszukiwarkę Google frazę „Ernest Bryll” pierwsza strona która mi się pojawiła nie byłą związana z niczym podobnym do Wikipedii, a nazywała się „Oficjalna Strona Ernesta Brylla”[1]. I biję pokłony osobom, które odpowiadają za pozycjonowanie stron w Internecie, bo trafiłam na ten właśnie cudowny tekst, który jest wyżej;). I tak oto zaczęła się moja walka z inspiracją, nie inspiracją, bo słowa te gdzieś już w moim sercu były i może wreszcie je jakoś, jakkolwiek wyrażę. Najlepiej przez literaturę.
            Może trochę daleko do Lutego, ale „przecież miłość to nie jeden dzień w roku” jak powiedzą wszyscy nie zwolennicy tegoż święta. Bo komercyjne, bo oklepane, bo ja nie lubię ze wszystkimi, bo.. A potem to tak wychodzi, że Ci zwolennicy całego roku miłości, to nie wiedzą co to znaczy wstać wcześniej i zrobić drugiej połowie śniadanie mimo zmęczenia, nie wiedzą jak to jest robić dzień w dzień masaż stóp, bo przecież „Ty stoisz za ladą13h a ja tylko 11h”. Ta bezradność kiedy drugą osobę coś boli. I gdy tak ciężko się porozumieć. I jak łatwo się zachwycić sobą w Parku dla Dzieci, bo przecież wszystko jest takie proste.
            Bo 14 luty to jest właśnie do takiej miłości jak nie ma na co dzień. Tylko do takiej kwiatowej, kinowej. Bo kiedy jest się zabieganym, kiedy jest brak pieniędzy, kiedy ma się milion obowiązków, i wciąż, wciąż chce się spać, to taki jeden dzień w roku jest błogosławieństwem. Żeby razem zniknąć dla świata i uciec od szarych problemów i wieczornej miłości. Bo w Wigilię niby dzień wolny… Ale dla Babci, Dziadka i Wujka. A tu tylko dla Nas. Taka małą planeta MY. I ta świadomość, że jest się Różą i Księciem. Chociaż jeden dzień z 365 ( lub 366). Bo te 364 dni to się dba i rozmawia i kocha po cichu, robiąc miliony drobiazgów, a ten jeden dzień się mówi i mówi na setki sposobów o miłości.
            Bo jakby nie patrzeć to żadna z Nas nie chce być opuszczona i zaniedbana, bo nasz Mały Książę chce odnaleźć siebie i spotkać inne róże, żeby sprawdzić czy jesteśmy TĄ RÓŻĄ. Wszystko ogólnie byłoby w porządku, jeśli by wrócił. Chyba. Już sama nie wiem. Czy ja bym chciała żeby wrócił? Róża najpierw uniosła się dumą i Go nie zatrzymała. Nie pomyślała też żeby wyruszyć z Nim. Oooo! Właśnie! Ja bym nie zabroniła szukać! Ja bym wyruszyła na poszukiwanie z Nim.
            Chyba, że On miałby serce z kamienia… Bo przecież miłość bywa tak niewdzięczna. Oddałbyś komuś cały swój świat, ale cóż zrobić jak ktoś go nie chce? Wokulski mógł tylko płakać rzewnymi łzami, ale dama jego serca była niewzruszona. Bo Ona chciała 14 Lutego zawsze, codziennie, w każdej minucie! A czy to nie nudne? Czy nie męczy? Bo przecież miłość traci wtedy cały smak… Albo ma smak pieniędzy. Bardzo, bardzo gorzki. To tak jakby kwiaty, przeogromne bukiety, szalenie piękne dostawać każdego dnia. I potem to już nie zachwyca. A jedna czerwona dystyngowana róża, gałązka kwiatu akcji i serce wie, że życie we dwoje ma to coś, tą iskrę..
            Mam tylko nadzieję, ze wszyscy, ale to wszyscy wiedzą, że miłość to nie taki mały słodki Amorek ze skrzydełkami, przeuroczy bobasek. A czym jest Miłość? – Spytała pustynia.
– Miłość jest jak sokół, który krąży nad twoimi piaskami. Dla niego jesteś najbujniejszą zielenią, z której zawsze powraca ze zdobyczą. On zna twoje skalne urwiska, twoje wydmy i twoje góry, a i ty jesteś dla niego najbardziej szczodra.[2]
I to chyba tyle, komentarz zbędny. Ja wiem, ze niektórzy nie lubią Coelho, tak jak teraz „się nie lubi” Zafóna. A ja nie lubię brukselki. Ale: jest warzywem o dużej wartości odżywczej dzięki bogactwu witamin, soli mineralnych i błonnika. Zawiera m.in.: sód, potas, magnez, wapń, mangan, żelazo, miedź, cynk, fosfor, karoten, witaminę(…). Brukselka ma sporo kwasu foliowego(…).Jest również bogatym źródłem beta karotenu (…). Jest najbogatszym w białko warzywem kapustnym. Dzięki licznym walorom żywieniowym i jednocześnie niskiej kaloryczności, brukselka powinna stanowić stały składnik menu.[3] I dokładnie tak jest z takimi pisarzami. Drażnią, bo wydawałoby się, ze nie piszą nic co zostanie Arcydziełem, a trafiają wysoko, wysoko na szczyt listy bestsellerów i zarabiają duże pieniądze a spirala sławy się nakręca. Tylko gdzieś to się zaczęło, ktoś ich docenił, napisali coś co „trafiło”. Między fabułą a dialogami są gdzieś mądre zdania, które dobrze obrócone w naszych sercach zabłysną. I to mi właśnie zabłysło i idealnie odzwierciedliło mój brak słowotoku.
Czasami wstaję rano po jakimś koncercie i nucę pod nosem:
Dzień dobry
Kocham cię
Już posmarowałem tobą chleb
Dzień dobry
Kocham cię
Nie chce cię z oczu stracić więc…[4]
                   

I to jest ta miłość, kiedy wiesz, że poranki są takie same, że możesz czuć się bezpiecznie. Że Walenty o Was nie zapomniał i czuwa. Czujesz i wychodzisz na świat, czujesz wiatr, niebo.. Właśnie, niebo!
Gdy byłam mała, na widok lecącego samolotu zadzierałam wysoko głowę i krzyczałam ile sił w małych płucach – panie pilocie dziura w samolocie. Samolot wydawał mi się wówczas czymś podobnym do ptaka. Szybował gdzieś wysoko zostawiając za sobą rozmywającą się białą smugę. Ciężko mi było sobie wówczas wyobrazić, że w środku tego ptaka siedzą ludzie, którzy zmieniają strefy czasowe, kontynenty i klimaty. Tak, tak, wreszcie zdałam sobie sprawę, że latać może każdy, jeśli tylko chce, każdego dnia.
Oczywiste jest to, że każdy z Nas chciałby latać, wzbić się w przestworza, poczuć wolność, pęd powietrza na twarzy.  Być jak ptak, sam ze sobą, bliżej nieba, spokojny, ukołysany wiatrem.  Fruuuuuuu… Miłość, przyjaźń, akceptacja uczą nas latać. Umieć latać to umieć wznieść się ponad siebie. Tylko, że sztuką jest bezpieczne wylądować. Trzeba iść tam, gdzie nic nie przeszkodzi Nam rozłożyć skrzydeł. Najlepiej iść we dwoje. Bo zawsze może być potrzebny ktoś aby nam pomóc wystartować. Albo dać kopa w d**ę na szczęście. A czasem warto polecieć razem.
Bo miłość uskrzydla na maksa, jak to mówi młodzież. Ja wiem, ze może Romeo i Julia przesadzili, ale chyba dałoby radę znaleźć złoty środek. Ta miłość piękna, pełna westchnień, słów, słodyczy. I ta wczorajsza i dzisiejsza. I jutrzejsza. Kiedy wychodziłam za niego za mąż, doprawdy, kochałam tylko jego. A teraz on wymaga, żebym kochała także jego guziki, oczywiście te oderwane! I dolegliwości dwunastnicy!(...) Wczoraj przyszedł do mnie z guzikiem od marynarki. Guzik miał w ręku, rozumiesz? (...) Najgorsze jest to, że Piotr ma rację. Kiedy się wychodzi za mąż, trzeba kochać guziki swego męża i jego dwunastnicę. Z całą pewnością – trzeba! I ja na pewno kochałabym to wszystko w Piotrze, gdybym nie pokręciła zaraz na początku. A ja pokręciłam, bo jak się ma dziewiętnaście lat, to człowiek nie myśli o guzikach i dwunastnicy, bo wcale nie wie, że to się mieści pod jednym słowem – miłość.[5]
Bo kiedy długo nie wraca to się martwisz, stoisz i nasłuchujesz. Kroki na schodach. Po bałaganie w mieszkaniu krok po kroku rozpoznajesz co robił zanim wyszedł. Gonitwa myśli. Bo tęsknoty nie uciszysz. Bo kochasz za to, że ciepła dłoń, ze smutny uśmiech, że zasypia pierwszy. Że nie pamięta by kupić bułki. Kochasz spacery donikąd i te rozmowy do rana i to niewyspanie ze śmiechu. Twój niespokojny duch czuje się bezpiecznie. Zawsze można patrzeć na siebie i nic nie mówić, nie pamiętać jaki dzień. Patrzeć… I see you[6]

- Pokaż mi drzewo.
- Jestem niewidomy.
- Gdzie jest prawo i lewo?
- Jestem niewidomy.
- Gdzie jest światło i ciemność?
- Jestem niewidomy.
- Powiedz mi! Jestem jasnowidzem!
Czy trzeba kochać? - Tak. Widzę.[7]

Zaskakujące jest to moje objawienie w środku nocy, jak zawsze. To wina Małgosi! Ile ja już takich Małgosi w życiu spotkałam, niby nie długim… I tak sobie leżę a teksty wskakują i słowa do mojej głowy.

Czasami może coś się wokół zmienić. Krzyk, płacz, cisza. Zobaczysz, zobaczysz obcą własną twarz/ Jakie wielkie oczy ma strach[8]
Świadomość, ze nie potrafisz. I niby funkcjonujesz dalej ( bo to przecież mit, że człowiek zakopuje się pod czarną kołdrą i roni czarne smutne łzy i nie robi nic), chodzisz do pracy, sprzątasz mieszkanie, myjesz zęby, ale cząstka Ciebie już gdzieś umknęła w świat, już gdzieś w kimś została na zawsze i jej nie odbierzesz, ale będzie się oddalać i oddalać, aż zdasz sobie sprawę, że umarła. I takie cząstki będą umierać w Tobie aż do końca, do ostatniego dnia.

Umrzeć z miłości
Chociaż raz
warto umrzeć z miłości.
Chociaż raz.
A to choćby po to,
żeby się później chwalić znajomym,
że to bywa.
Że to jest.
...Umrzeć.[9]

Bo literaturą można wyrazić wszystko. Płynnie przechodzić od bohaterów literackich do swojej osoby. Od swoich myśli do cudzych. Bo zawsze kogoś słowo pokochasz. Ważne byś nie oszukiwał, żebyś nie przypisywał wszystkich zasług literackich sobie. I ja sobie tak wyrażam, nie za często, wręcz okazjonalnie, ale staram się.
A Małgosia to mi wyszło ze strony, że Bryll, bo żona Ernesta. Ot ale w tym przypadku to nie dziedziczne jest ta umiejętność pięknego używania języka ojczystego do wyrażania myśli prostych i skomplikowanych. Na tyle na Biologii się znam. Tyle liter w wyrazach… Jest pięknie. Przecież teraz gdy to pisze on nie czekał aż skończę. Wie, że gdy nastanie kropka i wyłączę laptopa obudzę go i zaśnie jeszcze raz. Ze mną. I będzie mnie kochał za to mocniej, ja to wiem.

Kocham Cię już wiem
Jedno słowo cichy szept.
Kocham Cię już wiem.
Jedno słowo a tyle mieści się.[10]

Podsumowując: Kochajmy się! Kochajmy ich! Kochajmy słowo! Amen.


[2] Paulo Coelho, Alchemik.
[3] http://www.kobieta.info.pl/zdrowie-ze-spiarni/335-brukselka-zdrowie-na-talerzu
[4] Strachy na Lachy, Dzień dobry, kocham Cię.
[5] Krystyna Siesicka, Przez dziurkę od klucza
[6] Leona Lewis, I see you, Avatar Sumdtrack.
[7] Władysław Broniewski, Ociemniały.
[8] Edward Stachura, Zobaczysz.
[9] Agnieszka Osiecka, Umrzeć z miłości.
[10] Dżem, Chcę Ci coś opowiedzieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz