Wydawnictwo:
Fabryka słów
Lublin
2012
Oprawa:
miękka
Zbiór
opowiadań
Liczba
stron: 517
Ilustracje:
Maciej Dębski
ISBN:
978-83-7574-702-7
Nie
sposób nie zacząć od okładki, ale tak to już jest z książkami wydawanymi
ostatnio przez Fabrykę Słów. Ta do „2586 kroków” jest wprost genialna. Piękna,
subtelna, elegancka, w stylu retro, jednocześnie pobudza wyobraźnię i powoduje,
że włosy na całym ciele stają dęba. Efekt ten wzmocniony jest jeszcze przez
okładkę tylną – strzykawka, która na niej widnieje (a także opinie na temat
zbioru opowiadań) poruszają zmysły i sprawiają, że dreszczyk emocji rośnie z
każdą sekundą.
Jednak
nie po okładce sądzimy książkę, dlatego warto przyjrzeć się zawartym w niej –
aż – czternastu opowiadaniom. Jak zwykle – najpierw krótka recenzja każdego z
nich z osobna, następnie podsumowanie zbioru jako całości.
Książkę
otwiera tytułowe opowiadanie „2586 kroków”, w którym spotykamy doktora Piotra
Skórzewskiego. Bardzo podoba mi się to, że autor nawiązuje do swoich bohaterów w
różnych opowiadaniach i w różnych ich zbiorach, dzięki czemu – choć nie są to powieści
o nich – możemy ich spotkać częściej, niż tylko raz, czy dwa. Tym razem nasz
bohater udaje się do dalekiej i zimnej Norwegii, gdzie przyjdzie mu walczyć z…
demonem choroby. Jest to prawdziwy majstersztyk wśród opowiadań grozy –
naprawdę bałam się, czytając je. Nadal też nie znalazłam w sobie odwagi, by iść
i liczyć kroki. Chyba nigdy nie odnajdę…
„Samolot
do dalekiego kraju” to trochę zabawna, trochę nostalgiczna opowieść o
włóczędze, który uważa, że jest… królem… nieistniejącego kraju. Już na samym początku
domyśliłam się, że kraj ten jednak istnieje i nie było to specjalnie trudne,
ale i tak opowiadanie mi się bardzo spodobało, a zakończenie wcale nie było
takie proste do przewidzenia. Kiedy jeden z bohaterów pakował drugiego w walizkę
i nadawał pocztą lotniczą – wcale nie było mi do śmiechu i rzeczywiście bałam się
o jego życie.
W
„Wieczornych dzwonach” znów spotykamy się z widmem epidemii, która wyniszcza
okolicę. To nieprawdopodobne, w jaki sposób Pilipiuk potrafi budować napięcie.
Polsko-ruskie pogranicze to jeden świat, ale jest jeszcze inny, równoległy, z którego
wedle miejscowych legend przyszła choroba. Jedno z lepszych opowiadań w zbiorze
– nie potrafię powiedzieć, czy ono mi się podobało najbardziej, czy „2586
kroków”. Istotna wydaje się również różnica pomiędzy tymi opowiadaniami. W
pierwszym Pilipiuk stosował sporo lekarskich terminów, rozmawiali ze sobą
lekarze, ludzie, którzy na chorobach i lekach doskonale się znają. W drugim, choć
głównym bohaterem jest znów doktor Skórzewski – więcej uwagi poświęcił
stosunkom społecznym oraz konkretnym ludziom ich zachowaniom, niż możliwościom farmaceutycznym.
W „Wieczornych dzwonach” ważniejsze jest zachowanie człowieka, a także Rachmana
(tego z równoległego świata).
„Parszywe
czasy” to zaledwie cztery strony. Przewrotne, pełne humoru, a jednocześnie
dające do myślenia opowiadanie o ateiście-komuniście, który postanawia
skorzystać z okazji i… sprzedać duszę, żeby przypadkiem nie dostała się do
piekła. Niestety, zakończenia się domyśliłam, niemniej jednak opowiadanie
bardzo mi się spodobało, choć mogłoby być trochę dłuższe. Z drugiej jednak
strony – fakt, że jest tak krótkie sprawia, że – bez roztrząsania szczegółów i
tworzenia czegoś na siłę – w jasny sposób przekazuje, w czym tkwi problem.
„Szansa”
to opowiadanie totalnie zakręcone, odważę się nawet zaklasyfikować je do nurtu
weird fition. Co się stanie, jak wrócimy do przeszłości? Cóż, każdy ma jakieś
teorie w tej kwestii i każdy dzisiaj słyszał
paradoksie dziadka. W tym opowiadaniu natomiast zamiast dziadka mamy
Omelajna Mitrofanowa, Piora Stołypina i Wojciecha Jaruzelskiego!
„Mars
1899”? Co by się stało, gdybyście nagle dowiedzieli się, że właśnie w 1899
udało się znaleźć życie na Marsie i wszystko, co wiecie o czerwonej planecie to
kłamstwa, mające na celu niedopuszczenie Was do prawdy? Ciekawy pomysł, ładna
realizacja, chociaż to opowiadanie mnie jakoś nie porwało w przestworza. Może to
dziwne, bo było nawet nominowane do nagrody im. Janusza A.Zajdla.
Dziesięć
stron pełnych humoru w najlepszym wydaniu! „W moim bloku straszy” to opowiadanie
genialne, choć właściwie trudno je opowiadaniem nazwać. Ma formę listu pewnego
starszego faceta – komunisty, do prezydenta, premiera służb specjalnych, w
którym to liście opowiada o tym, że w jego bloku dzieje się coś niepokojącego,
z czym z pewnością mają do czynienia jacyś kosmici, a może obcy wywiad…
Świetne, zabawne do łez. Naprawdę, popłakałam się na zakończenie. Wspaniały
dodatek, szczególnie, że większość opowiadań jest na znacznie poważniejsze
tematy i akurat ten zbiór w sporej mierze jest zbiorem opowiadań grozy – taki zabawny
przerywnik jest po prostu znakomity.
„Atomowa
ruletka” to alternatywna historia po raz kolejny. Pilipiuk zdaje się uwielbiać
tę formę i… wychodzą spod jego pióra prawdziwe majstersztyki takich opowiadań.
Wystarczy czasami zmienić mały szczegół, a historia potoczy się zupełnie inaczej.
Czasem jednak jest do tego potrzebna… podróż w czasie. To trzymające w napięciu
opowiadanie, najdłuższe w tym zbiorze, a jednak tak szybko się kończy. Kiedy
Polska zwyciężyła wojnę, stała się prawdziwym mocarstwem. Drżą przed nami
Rosjanie i Amerykanie, nasze głowice jądrowe rozmieszczone są na Kubie. Cały
świat trzęsie portkami, byleby nam tylko nie podpaść. A jednak znajdują się i
tacy, którzy – wiele ryzykując – postanawiają zadbać o wolność swoich narodów,
które ujarzmione są przez Polaków. Takim właśnie bohater jest Paweł, który pragnie
wolności dla Ukraińców. Świetny pomysł, ukazanie tego, jak różnie można
postrzegać świat w zależności od tego, po której stronie stołu się zasiada. Bo przecież
powinno być to super, że Polska jest wielka i silna, prawda? A jednak okazuje
się, że nie dla każdego jest to piękne i dobre. Że potrafimy narzekać na
zaborców z osiemnastego i dziewiętnastego wieku, a jednocześnie, Polacy, kiedy
są przy władzy, są wcale nie lepsi. No i postać Hansa Klossa oraz drugi
literacki nobel dla polskiego poety Krzysztofa Kamila Baczyńskiego… Chylę czoła
przed pomysłowością Pilipiuka.
„Wiedźma
Monika to opowiadanie, które przenosi nas w czasy średniowieczne. Na stosie ma
spłonąć tytułowa bohaterka, gdy do wsi dociera wielki inkwizytor. Postanawia
poddać ją własnemu przesłuchaniu. Opowiadanie nie powala, przynajmniej w porównaniu
do poprzednich wypada tak sobie. Natomiast zakończenie jest genialne i
absolutnie niespodziewane i choćby dlatego opowiadanie to koniecznie trzeba
przeczytać.
„Griszka”
z kolei traktuje o tej niesamowitej i nadal bardzo tajemniczej postaci
początków dwudziestego wieku, jaką był Rasputin. Czy był wielkim oszustem, czy
może po prostu zagubionym człowiekiem o potencjale lidera, za którym szli ślepo
nawet członkowie carskiej rodziny? Pilipiuk ma swoją wizję tego wielkiego
czarownika, diabła, rozpustnika. Jaką? Specyficzną, jak to Pilipiuk, inną niż
wszyscy, ciekawą, godną poznania.
„Bardzo
obcy kapitał” to znów list Tomasza Ettera. List ciekawy zabawny. Szkoda jedynie,
że autor nie rozwinął odpowiedzi w taki sam genialny sposób, jak w „W moim
bloku straszy”. Tym razem odpowiedź jest krótka, rzeczowa i… nieciekawa. Jeden
z dwóch najgorszych utworów w całym zbiorze.
Wampiry,
wilkołaki, zombie i upadłe anioły są teraz w modzie, więc czemuż autor taki,
jak Pilipiuk nie miałby się nimi zajmować? Wszakże napisał już trylogie o
kuzynkach Kruszewskich, ukazując nam postać wspaniałej księżniczki-wampira.
Wraca tu do tematu, choć z zupełnie innej strony. Otóż wampiry rzeczywiści
istnieją (i wilkołaki też), ale żyją w świecie równoległym. Rzadko do naszego
zachodzą, bo i po co. Jedynie tacy, którzy raz już wypili ludzką krew. I
takiego właśnie ćpuna, dla którego najwspanialszym narkotykiem jest ludzka krew
musi wyśledzić i zgładzić w naszym świecie wampirzyca Vlana. Opowiadanie jest
fantastyczne i naprawdę wciąga, a także śmieszy do łez. W końcu dla Vlany nasz
świat jest równie dziwaczny, jak dla kosmitów, gdyby pewnego dnia postanowili
odwiedzić nasza niebieską planetę.
Przedostatnie
opowiadanie „Szambo” mnie… zaskoczyło. Nie podobało mi się, było nudne, nic się
w nim właściwie nie działo, a zakończenie było bardzo przewidywalne. Pierwszy
utwór Pilipiuka, który mnie absolutnie nie przekonał, nie podobał mi się i
wręcz mnie zniesmaczył. Szkoda, zaniża – i to naprawdę mocno – poziom całego
zbioru, który jest genialny. „Szamba” na pewno nikomu nie polecę. Po prostu
wszystko tu jest już dobrze znane jakichś książek, czy filmów, których tytułów
nie sposób nawet przywołać z pamięci, takie były przeciętne, a do tego jeszcze
wszystko to jakieś takie dołujące. Szkoda. Chociaż… nie można przecież pisać
samych majstersztyków, prawda?
„Strefa”
to już ostatnie opowiadanie – moim zdaniem świetne. Pomysł, by powrócić do
tematu Czarnobyla jest, moim zdanie, naprawdę dobry. Jednak to nie tylko
pustkowie, ale coś więcej. Zachodzące tam mutacje są niesamowite, o czym
przekonuje się pod koniec inspektor Ihor Biłyj. Czy to nie jest niesamowite, że
poza człowiekiem wykształcił się na Ziemi drugi gatunek, który potrafi czytać?
Musicie do tego opowiadania zajrzeć, koniecznie!
Zbiór
jest bardzo udany, trzyma w napięciu, w wielu wypadkach opowiadania w nim
zawarte pełne są grozy, a jednocześnie specyficznego poczucia humoru, które
przewija się we wszystkich chyba utworach Pilipiuka. Ukierunkowanie na Europę
wschodnią, na Polskę i jej najbliższych sąsiadów, na Ukrainę i carską Rosję –
sprawiają, że opowiadania te są inne od tego, co serwuje nam dzisiaj
pop-kultura. Pilipiuk ni pisze o Amerykanach (chyba, że w przypadku, kiedy trzęsą
przed nami gaciami), ani o Niemcach (chyba, że się nas boją i są państwem przez
nas okupowanym). Tworzy niesamowite klimaty w alternatywnych rzeczywistościach,
bawi się podróżami w czasie, w ciekawy sposób ukazuje ludzki strach przed
straszliwa chorobą i śmiercią.
Znalazłam
niewiele ( pięć chyba) błędów, zupełnie więc nie miały znaczenia, przy tak
grubym tomiszczu nasyconym wspaniałą literatura najwyższych lotów. Okładka, jak
już wspomniałam, powalająca. Ładne sa również w środku ilustracje, chociaż
większe wrażenie robiły na mnie te zawarte w zbiorze opowiadań „Szewc z
Lichtenrade”.
Recenzja pochodzi z bloga: http://dune-fairytales.blogspot.com/
Recenzja pochodzi z bloga: http://dune-fairytales.blogspot.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz