Dwadzieścia lat i zaledwie dwadzieścia pięć odcinków – już sam ten fakt jest intrygujący, a jednocześnie tym, którzy serial obejrzeli sprawia nie lada kłopot. Z jednej bowiem strony czujemy niedosyt, że odcinków nie nakręcono więcej, z drugiej mamy pełną świadomość, że "Dom" jest zamkniętą serią. Owszem, pojawiają się czasem głosy, że możnaby nakręcić ciąg dalszy, nawet pewne pomysły dotyczące fabuły. W ostatnim czasie o takim właśnie pomyśle informował odtwórca głównej roli – Tomasz Borkowy. Na razie jednak plany takie pozostają planami, nam natomiast przychodzi cieszyć się z tych dwudziestu pięciu półtoragodzinnych odcinków.
Serial jest znakomitą lekcją historii, obejmującą czasy od roku 1945 (od kwietnia dokładnie, więc tuż przed zakończeniem działań wojennych w Europie) do 1980 (podpisanie porozumień sierpniowych). To jednak nie tylko wielka historia, o której uczymy się w szkołach – to przede wszystkim losy kilku warszawskich rodzin, które w tym czasie toczyły również swoje bitwy – o wolność, miłość, zrozumienie, życie. Wszystko to pięknie przedstawione, idealnie zagrane, opatrzone ciekawymi dialogami, które zapadają w pamięć na lata oraz znakomitą muzyką.
Od muzyki więc zacznę, jako że dla mnie jest zawsze bardzo istotną składową każdego filmu, czy serialu. W tym wypadku ścieżką dźwiękową zajęło się dwóch panów – Waldemar Kazanecki, a po jego śmierci – Piotr Hertel. Już pierwsze takty tytułowego utworu, zagranego przez Orkiestrę Wojska Polskiego, wpadają w ucho. Nuci się ją długimi godzinami, kiedy przez kolejne ponad trzydzieści siedem godzin pojawia się co jakiś czas. Jednocześnie zawsze już, słysząc utwór ten, zasłyszany w jakichkolwiek okolicznościach, kojarzyć się będzie z ruinami polskiej stolicy i obrazem powrotu do domu po wojennej tułaczce. Wzruszająca scena otwierająca każdy odcinek i... poczciwy pan Popiołek. Och, takiego dozorcę domu chciałby mieć każdy. Tu dodam ciekawostkę – scenę, którą zobaczycie dwadzieścia pięć razy nakręcono w Czechosłowacji, w autentycznych ruinach miasta, nie zaś w studio.
Bohaterowie? Jest ich wielu – to zwyczajni ludzie, którzy w taki, czy inny sposób zostali wplątani w wielką historię. To także tytułowy Dom – kamienica przy ulicy Złotej 25. Kolejna ciekawostka – po zburzeniu Warszawy przez hitlerowskiego najeźdźcę, adres ten już nie istniał, a następnie w jego miejscu pobudowano Pałac Kultury i Nauki. Dziś, wędrując po okolicy możemy znaleźć Złotą, która jest ulicą długą, jednak przeciętą właśnie przez słynny PKiN. Numeru 25 nie można odnaleźć, a szkoda – dla fanów serialu, byłaby to z pewnością niezła gratka. Sam jednak spacer po ulicy Złotej przyprawił mnie ostatnio o całą masę wrażeń i przyjemny dreszczyk emocji. Polecam gorąco, nawet przy siąpiącym deszczu i przenikliwym zimnie, choć z pewnością wiosną będzie to spacer przyjemniejszy. Również więc rolę samego Domu zagrały inne kamienice.
Serial to nie tylko niezapomniane kreacje aktorskie. Jednak i o nich słów kilka. Na zawsze już Tomasz Borkowy zostanie Andrzejem Talarem – wiejskim chłopcem, dezerterem, który kocha i pragnie być kochany, a jednocześnie walczy o Polskę silną i rozwiniętą, nigdy nie chodząc na skróty. Bożena Dykiel – mimo wielu znaczących ról, dla mnie jest po prostu Haliną Wrotkową – zaradną, silną kobietą o wielkim sercu, która chce się swą miłością dzielić z każdym, choć na zawsze zostaje wierna ukochanemu mężczyźnie. W pamięć zapada przeuroczy Jerzy Michotek w roli Tolka Pocięgło – aż chciałoby się posłuchać więcej jego pięknego głosu, kiedy śpiewa, przygrywając na harmonii. Dwie jeszcze męskie kreacje zasługują bezsprzecznie na wspomnienie. Wacław Kowalski w roli pana Popiołka to postać barwna, przyjazna, ciepła i o wielkim sercu. Śmierć jego wyciska strumienie łez, a mowa, którą wygłosił na pogrzebie doktor Kazanowicz wzrusza i... Chyba najlepiej ją przytoczyć. Dr Kazanowicz mówi: "Panie Boże, tak się nie robi. Czy On był Ci tam potrzebny? Czy tam trzeba zamiatać? Czy tam trzeba polewać? Czy tam trzeba kogoś, żeby bramę otwierał? Dlaczegoś nam go zabrał? Co to za dom bez pana Popiołka? Co to za Warszawa bez Niego? Panie Rysiu, tu nie lokatorzy stoją. Tu stoją sieroty. Sieroty po Tobie." Wzruszające nawet dla kogoś, kto serialu nie oglądał, wyobraźcie więc sobie wrażenie, jakie te słowa robią na kimś, kto od kilkunastu godzin podziwiał i uwielbiał postać tego wspaniałego pana Rysia. Drugim bohaterem jest właśnie doktor Kazanowicz, który wraca do swej kamienicy po straszliwym pobycie w Oświęcimiu i stracie żony oraz córki. Suche kromki chowane po kieszeniach i opieka nad psem, którego właściciele zginęli na wojnie to tylko niektóre z cech pana doktora – osoby cierpiącej i zagubionej, doszczętnie zniszczonej przez Niemców. Obaj aktorzy: Wacław Kowalski, czyli Rysiu Popiołek i Tadeusz Janczar, czyli doktor Sergiusz Kazanowicz, niestety dziś już nie żyją. Wezwał ich Bóg do ostatniej warty. Pozostaną jednak w naszej pamięci jako aktorzy, którzy stworzyli tak wspaniałe kreacje w serialu "Dom". Warto tu także wspomnieć, że scena z pogrzebu pana Rysia była rzeczywiście nagrana na pogrzebie Wacława Kowalskiego, na którym stawili się wszyscy koledzy-aktorzy z planu oraz znaczna część ekipy, której na ekranie nie widać.
Bohaterowie serialu są naturalni i przekonujący. To oczywiście w dużej mierze zasługa aktorów, odtwórców ról, jednak nie zapominajmy w tym momencie o scenarzyście i reżyserze, którzy mają w tej kwestii przeogromny wpływ. Scenariusz bowiem tak został napisany, by dialogi były właśnie realne, nie sztuczne i nadęte, ale prawdziwe. Takie, jakie można było spotkać w czasach, domach, rodzinach i sytuacjach, które oglądamy. Wspaniałym natomiast pomysłem okazał się zabieg polegający na tym, że kilku głównych bohaterów miało swoje powiedzonka, po których można ich rozpoznać. Niektóre bawią, inne dają do myślenia. Każde jednak jest specyficzne i kojarzy się od razu z konkretną postacią. Oto kilka z nich:
– Ryszard Popiołek: "Koniec świata."
– Edward Prokop: "Dla mnie to małe piwo przed śniadaniem."
– Stanisław Jasiński: "Mówi wam to coś?"
– Kajetan Talar: "To, co robisz, rób dobrze."
– Gienek Popiołek: "Tu się zgina dziób pingwina."
– Andrzej Talar: "Wiśta wio, łatwo powiedzieć."
– Maria Talar: "Żyj tak, aby nikt przez ciebie nie płakał."
– Rajmund Wrotek: "Powiem ci, jak czekista czekiście."
Wiele jeszcze powiedzeń przewinęło się przez te dwadzieścia pięć odcinków. Niektóre tylko jeden raz, a mimo to zapadły w pamięć. Jak choćby to jedno zdanie Mietka Pocięgło, które było odpowiedzią na pytanie, co wie o RWPG: "To, co każdy: to polska pracowitość, radziecka abstynencja, niemieckie poczucie humoru, rumuńska uczciwość, mongolska myśl naukowo-techniczna, no i oczywiście węgierski... język, który jak wiadomo... ułatwia porozumienie..."
Byście nie sądzili, że jestem nieobiektywna, pojawiły się także postacie, za którymi nie przepadałam. Najbardziej denerwowała mnie postać Martyny, która była apatyczna, nieczuła i obojętna na cały otaczający ją świat. Liczyło się dla niej jedynie jej własne cierpienie, jej męka po utracie siostry, która była dla niej, a powinna przecież dla wszystkich być, prawdziwą udręką. Przyznaję, że wątek Klary był ciekawy, ale ani Martyna, ani aktorka ją grająca nie przypadły mi do gustu. Najchętniej usunęłabym ją z serialu, choć to jej właśnie zawdzięczamy znakomitą postać Alfreda Bizanca, którego bardzo polubiłam. Jakoś nie przekonała mnie również kochanka Andrzeja, Nika Frej. Nie pasowała zupełnie do tego świata i do tej historii.
Z racji tego, że od pierwszego do ostatniego odcinka serialu w życiu rzeczywistym (czyli nie filmowym) minęło dwadzieścia lat – widzimy, że bohaterowie w naturalny sposób starzeją się, dojrzewają, zmieniają. Nie są to zabiegi charakteryzacji, ale życia, co jest wspaniałym dodatkiem. Bardzo przekonującym i naturalnym.
Powstała również książkowa adaptacja scenariusza serialu, niestety nie dane mi było dotychczas do niej dotrzeć, a szkoda. Jeśli to się zmieni, z pewnością ją chętnie przeczytam. Do serialu natomiast zapewne jeszcze wrócę – po raz trzeci. Ostatnio obejrzałam go w czasie choroby – całość w ciągu siedmiu dni. Nie mogłam się odkleić od ekranu, tak się wciągnęłam, mimo że przecież znałam już fabułę. Oto prawdziwa magia...
Jedyne zastrzeżenie jakie mam do serialu "Dom" to to, że w żaden sposób nie wytłumaczono, jak doszło do tego, że kamienica jednak ocalała. W dwunastym odcinku bowiem jest mowa o tym, że przeznaczono ją do rozbiórki. Mieszkańcy Domu pakują się, szykując do przeprowadzek w różne zakątki Warszawy. Widzimy, jak z tego powodu cierpią. Złota 25 to bowiem Dom przez duże D. To Rodzina, której teraz przyszło się rozejść. Nagle jednak, cudownym zrządzeniem losu w odcinku 13 wszyscy znów mieszkają w tym Domu i nikt nigdy już nie wspomina tamtego postanowienia. Jedyny niezakończony wątek, jedyna prawdziwa tajemnica. Czy kiedyś poznamy odpowiedź?
Serial jest znakomitą lekcją historii, obejmującą czasy od roku 1945 (od kwietnia dokładnie, więc tuż przed zakończeniem działań wojennych w Europie) do 1980 (podpisanie porozumień sierpniowych). To jednak nie tylko wielka historia, o której uczymy się w szkołach – to przede wszystkim losy kilku warszawskich rodzin, które w tym czasie toczyły również swoje bitwy – o wolność, miłość, zrozumienie, życie. Wszystko to pięknie przedstawione, idealnie zagrane, opatrzone ciekawymi dialogami, które zapadają w pamięć na lata oraz znakomitą muzyką.
Od muzyki więc zacznę, jako że dla mnie jest zawsze bardzo istotną składową każdego filmu, czy serialu. W tym wypadku ścieżką dźwiękową zajęło się dwóch panów – Waldemar Kazanecki, a po jego śmierci – Piotr Hertel. Już pierwsze takty tytułowego utworu, zagranego przez Orkiestrę Wojska Polskiego, wpadają w ucho. Nuci się ją długimi godzinami, kiedy przez kolejne ponad trzydzieści siedem godzin pojawia się co jakiś czas. Jednocześnie zawsze już, słysząc utwór ten, zasłyszany w jakichkolwiek okolicznościach, kojarzyć się będzie z ruinami polskiej stolicy i obrazem powrotu do domu po wojennej tułaczce. Wzruszająca scena otwierająca każdy odcinek i... poczciwy pan Popiołek. Och, takiego dozorcę domu chciałby mieć każdy. Tu dodam ciekawostkę – scenę, którą zobaczycie dwadzieścia pięć razy nakręcono w Czechosłowacji, w autentycznych ruinach miasta, nie zaś w studio.
Bohaterowie? Jest ich wielu – to zwyczajni ludzie, którzy w taki, czy inny sposób zostali wplątani w wielką historię. To także tytułowy Dom – kamienica przy ulicy Złotej 25. Kolejna ciekawostka – po zburzeniu Warszawy przez hitlerowskiego najeźdźcę, adres ten już nie istniał, a następnie w jego miejscu pobudowano Pałac Kultury i Nauki. Dziś, wędrując po okolicy możemy znaleźć Złotą, która jest ulicą długą, jednak przeciętą właśnie przez słynny PKiN. Numeru 25 nie można odnaleźć, a szkoda – dla fanów serialu, byłaby to z pewnością niezła gratka. Sam jednak spacer po ulicy Złotej przyprawił mnie ostatnio o całą masę wrażeń i przyjemny dreszczyk emocji. Polecam gorąco, nawet przy siąpiącym deszczu i przenikliwym zimnie, choć z pewnością wiosną będzie to spacer przyjemniejszy. Również więc rolę samego Domu zagrały inne kamienice.
Serial to nie tylko niezapomniane kreacje aktorskie. Jednak i o nich słów kilka. Na zawsze już Tomasz Borkowy zostanie Andrzejem Talarem – wiejskim chłopcem, dezerterem, który kocha i pragnie być kochany, a jednocześnie walczy o Polskę silną i rozwiniętą, nigdy nie chodząc na skróty. Bożena Dykiel – mimo wielu znaczących ról, dla mnie jest po prostu Haliną Wrotkową – zaradną, silną kobietą o wielkim sercu, która chce się swą miłością dzielić z każdym, choć na zawsze zostaje wierna ukochanemu mężczyźnie. W pamięć zapada przeuroczy Jerzy Michotek w roli Tolka Pocięgło – aż chciałoby się posłuchać więcej jego pięknego głosu, kiedy śpiewa, przygrywając na harmonii. Dwie jeszcze męskie kreacje zasługują bezsprzecznie na wspomnienie. Wacław Kowalski w roli pana Popiołka to postać barwna, przyjazna, ciepła i o wielkim sercu. Śmierć jego wyciska strumienie łez, a mowa, którą wygłosił na pogrzebie doktor Kazanowicz wzrusza i... Chyba najlepiej ją przytoczyć. Dr Kazanowicz mówi: "Panie Boże, tak się nie robi. Czy On był Ci tam potrzebny? Czy tam trzeba zamiatać? Czy tam trzeba polewać? Czy tam trzeba kogoś, żeby bramę otwierał? Dlaczegoś nam go zabrał? Co to za dom bez pana Popiołka? Co to za Warszawa bez Niego? Panie Rysiu, tu nie lokatorzy stoją. Tu stoją sieroty. Sieroty po Tobie." Wzruszające nawet dla kogoś, kto serialu nie oglądał, wyobraźcie więc sobie wrażenie, jakie te słowa robią na kimś, kto od kilkunastu godzin podziwiał i uwielbiał postać tego wspaniałego pana Rysia. Drugim bohaterem jest właśnie doktor Kazanowicz, który wraca do swej kamienicy po straszliwym pobycie w Oświęcimiu i stracie żony oraz córki. Suche kromki chowane po kieszeniach i opieka nad psem, którego właściciele zginęli na wojnie to tylko niektóre z cech pana doktora – osoby cierpiącej i zagubionej, doszczętnie zniszczonej przez Niemców. Obaj aktorzy: Wacław Kowalski, czyli Rysiu Popiołek i Tadeusz Janczar, czyli doktor Sergiusz Kazanowicz, niestety dziś już nie żyją. Wezwał ich Bóg do ostatniej warty. Pozostaną jednak w naszej pamięci jako aktorzy, którzy stworzyli tak wspaniałe kreacje w serialu "Dom". Warto tu także wspomnieć, że scena z pogrzebu pana Rysia była rzeczywiście nagrana na pogrzebie Wacława Kowalskiego, na którym stawili się wszyscy koledzy-aktorzy z planu oraz znaczna część ekipy, której na ekranie nie widać.
Bohaterowie serialu są naturalni i przekonujący. To oczywiście w dużej mierze zasługa aktorów, odtwórców ról, jednak nie zapominajmy w tym momencie o scenarzyście i reżyserze, którzy mają w tej kwestii przeogromny wpływ. Scenariusz bowiem tak został napisany, by dialogi były właśnie realne, nie sztuczne i nadęte, ale prawdziwe. Takie, jakie można było spotkać w czasach, domach, rodzinach i sytuacjach, które oglądamy. Wspaniałym natomiast pomysłem okazał się zabieg polegający na tym, że kilku głównych bohaterów miało swoje powiedzonka, po których można ich rozpoznać. Niektóre bawią, inne dają do myślenia. Każde jednak jest specyficzne i kojarzy się od razu z konkretną postacią. Oto kilka z nich:
– Ryszard Popiołek: "Koniec świata."
– Edward Prokop: "Dla mnie to małe piwo przed śniadaniem."
– Stanisław Jasiński: "Mówi wam to coś?"
– Kajetan Talar: "To, co robisz, rób dobrze."
– Gienek Popiołek: "Tu się zgina dziób pingwina."
– Andrzej Talar: "Wiśta wio, łatwo powiedzieć."
– Maria Talar: "Żyj tak, aby nikt przez ciebie nie płakał."
– Rajmund Wrotek: "Powiem ci, jak czekista czekiście."
Wiele jeszcze powiedzeń przewinęło się przez te dwadzieścia pięć odcinków. Niektóre tylko jeden raz, a mimo to zapadły w pamięć. Jak choćby to jedno zdanie Mietka Pocięgło, które było odpowiedzią na pytanie, co wie o RWPG: "To, co każdy: to polska pracowitość, radziecka abstynencja, niemieckie poczucie humoru, rumuńska uczciwość, mongolska myśl naukowo-techniczna, no i oczywiście węgierski... język, który jak wiadomo... ułatwia porozumienie..."
Byście nie sądzili, że jestem nieobiektywna, pojawiły się także postacie, za którymi nie przepadałam. Najbardziej denerwowała mnie postać Martyny, która była apatyczna, nieczuła i obojętna na cały otaczający ją świat. Liczyło się dla niej jedynie jej własne cierpienie, jej męka po utracie siostry, która była dla niej, a powinna przecież dla wszystkich być, prawdziwą udręką. Przyznaję, że wątek Klary był ciekawy, ale ani Martyna, ani aktorka ją grająca nie przypadły mi do gustu. Najchętniej usunęłabym ją z serialu, choć to jej właśnie zawdzięczamy znakomitą postać Alfreda Bizanca, którego bardzo polubiłam. Jakoś nie przekonała mnie również kochanka Andrzeja, Nika Frej. Nie pasowała zupełnie do tego świata i do tej historii.
Z racji tego, że od pierwszego do ostatniego odcinka serialu w życiu rzeczywistym (czyli nie filmowym) minęło dwadzieścia lat – widzimy, że bohaterowie w naturalny sposób starzeją się, dojrzewają, zmieniają. Nie są to zabiegi charakteryzacji, ale życia, co jest wspaniałym dodatkiem. Bardzo przekonującym i naturalnym.
Powstała również książkowa adaptacja scenariusza serialu, niestety nie dane mi było dotychczas do niej dotrzeć, a szkoda. Jeśli to się zmieni, z pewnością ją chętnie przeczytam. Do serialu natomiast zapewne jeszcze wrócę – po raz trzeci. Ostatnio obejrzałam go w czasie choroby – całość w ciągu siedmiu dni. Nie mogłam się odkleić od ekranu, tak się wciągnęłam, mimo że przecież znałam już fabułę. Oto prawdziwa magia...
Jedyne zastrzeżenie jakie mam do serialu "Dom" to to, że w żaden sposób nie wytłumaczono, jak doszło do tego, że kamienica jednak ocalała. W dwunastym odcinku bowiem jest mowa o tym, że przeznaczono ją do rozbiórki. Mieszkańcy Domu pakują się, szykując do przeprowadzek w różne zakątki Warszawy. Widzimy, jak z tego powodu cierpią. Złota 25 to bowiem Dom przez duże D. To Rodzina, której teraz przyszło się rozejść. Nagle jednak, cudownym zrządzeniem losu w odcinku 13 wszyscy znów mieszkają w tym Domu i nikt nigdy już nie wspomina tamtego postanowienia. Jedyny niezakończony wątek, jedyna prawdziwa tajemnica. Czy kiedyś poznamy odpowiedź?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz