Dune fairytales

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Tajemnice Gór Azaba (część druga) - Ewa Chani Skalec

II
Od kilkudziesięciu już pokoleń powtarzano w Ajzurii legendę o tajemniczym portalu, który miał być wrotami do innego świata. Nikt jednak nie wiedział nawet, gdzie go szukać… Aż do ostatniej wiosny, gdy do pałacu króla Elfów, Rofama, dotarły wieści o odnalezieniu przejścia w, niedalekich i stanowiących od dawna naturalną granicę jego dominium, Górach Azaba.
***
            Majdżurija wyglądała zjawiskowo. Jej delikatna skóra połyskiwała w promieniach zachodzącego słońca, a na policzkach pojawiły się rumieńce. Za chwilę miała nie tylko poślubić ukochanego mężczyznę, ale i zostać królową Ajzurii. Dumnie uniosła głowę i patrzyła przed siebie. Na zboczu klifu stał Zerfel, najstarszy Elf w całym królestwie. To on miał przyjąć ich małżeńskie przysięgi i nałożyć na jej czoło wianek z kwiatów ostarii – fioletowego kwiatu zarezerwowanego dla królewskiego rodu. Przed nim mieli przysięgać, że zawsze będą miłować siebie wzajemnie i swoich poddanych.
            Majdżurija martwiła się jednak bardziej tym, co miało nastąpić po zakończeniu uroczystości, gdy zajdzie już słońce. Gdy kilka miesięcy temu Rofam zaproponował jej tę podróż – była zachwycona. Teraz jednak jego pomysł napawał ją strachem. Jednocześnie była nim podekscytowana i nie mogła się doczekać. Zgodnie z elfią tradycją, młode małżeństwo winno wybrać się w podróż, by uświęcić w ten sposób swój związek. Rofam jednak nie chciał zabrać swej wybranki ani do popularnych gorących źródeł w Dolinie Motirii, ani na plaże Morza Srebrnego, ani nawet do sąsiedniego kraju Lithów, gdzie mogliby całymi dniami podziwiać najpiękniejsze białe storczyki i różowe orneje. Nie, Rofam zaproponował wyjątkową wyprawę w nieznane – podróżna drugą stronę portalu w Górach Azaba.
***
            Długa suknia Majdżuriji opadała miękko na trawę. Uszyta z najdelikatniejszej tkaniny znanej w królestwie, skrojona zgodnie z najnowszą modą – długa, obcisła w biuście i talii, szeroka u dołu, z rozszerzanymi i rozciętymi aż po łokcie rękawami, w ukochanym kolorze młodej królowej – rzucała się w oczy, gdy wspinali się na niewysoki szczyt. U kresu drogi czekała ich nadzwyczajna przygoda.
            Rofam spojrzał na ukochaną. Nadal miała we włosach kwiaty ostarii, których delikatne płatki miały ten sam kolor, co jej oczy. Zaróżowiona ze zmęczenia skóra odbijała się urokliwie od sukni w odcieniu nieba. Poczuł ukłucie w sercu – była oszałamiająco piękna. Miał ochotę zagłębić dłonie w te gęste i ciemne, jak noc, niemal granatowe, włosy i mocno ją przytulić. Czy miał prawo tak ją narażać? Uśmiechnął się, czując na sobie wzrok zgromadzonego tłumu.
            Z lewej stał jego młodszy brat, Daaron ze swoją żoną, Euphią – mieli towarzyszyć królewskiej parze w tej niesamowitej podróży. Na prawo uchwycił zniewalający uśmiech swej najmłodszej siostry, Lilanny. Bardzo chciała do nich dołączyć, choć Rofam nie był przekonany, że to dobry pomysł. Z pewnością by jej odmówił, gdyby nie wstawiennictwo Majdżuriji.
            Rofam wciągnął głęboko powietrze, jakby w obawie, że to po raz ostatni w życiu. Majdżurija wyczuła jego lęk – podeszła bliżej i położyła głowę na jego silnym ramieniu.
– To będzie wspaniała przygoda, Najdroższy – szepnęła, uśmiechając się.
***
            Nieprzyjemne uczucie chłodu zawładnęło ciałem Lilanny. Przymknęła bladobłękitne oczy – może Rofam miał rację, że powinna była zostać w domu. Teraz jednak było już za późno – chwilę temu przestąpiła świetlisty krąg w jaskini i nie miała pojęcia, czy kiedykolwiek uda jej się wrócić do ukochanego kraju.
            Niespodziewanie znów nastała ciemność, a pod nogami wyczuła coś miękkiego, w czym zanurzały się jej stopy.
– Wielka woda – usłyszała głos Rofama i ucieszyła się, że przynajmniej się nie zgubiła "po drodze".
            Rozejrzała się wokoło. Przed sobą rzeczywiście wypatrzyła wodę aż po horyzont. Na niebie świeciły zupełnie inne gwiazdy niż te, o których uczyła się w Wyższej Akademii. Zrobiła krok do przodu i jej stopy znów się w czymś zatopiły. Piasek, ale jakiś dziwny, inny. Trochę bardziej miękki, niż nad Wielkimi Jeziorami Agawy i na dodatek nie niebieski. Ciekawe zjawisko. Będzie musiała o nim zanotować – profesorowie będą zachwyceni tym odkryciem – szczególnie zaś jej przewodniczka, Zeitha.
– Musimy znaleźć mieszkańców tego świata. Tak, jak to omawialiśmy wcześniej – zarządził Rofam. – Przyjrzeć się im z ukrycia, zdobyć odpowiednie stroje, a później postarać się z nimi skontaktować. Może uda nam się porozumieć, może się zrozumiemy. Może będą przyjaźnie nastawieni, jak wszyscy w naszym świecie, ale może się też okazać, że są wrogami, jak w legendarnych czasach byli Daredowie.
            Na samo wspomnienie niszczycielskiego ludu, który na szczęście dawno już opuścił okoliczne ziemie i powędrował daleko na zachód, Lilannę przeszył dreszcz. Jeśli mieszkańcy tej wodnej krainy będą tak straszliwi, jak tamci, być może nigdy już nie będzie im dane wrócić do domu. Może zginą tutaj, w tym obcym świecie i nikt nawet nie będzie o tym wiedział. Potrząsnęła głową. Nie – wszystko będzie dobrze.
***
            Już od kilku dni obserwowali dziwacznych ludzi, którzy pojawiali się tu i ówdzie. Roześmiani, opaleni, jak dzikusy, w kolorowych sukniach i z kwiatami we włosach byli dla Elfów jakimś magicznym zjawiskiem. Śpiewali, pili z wydłużonych szklanych naczyń jakieś kolorowe napoje, niektórzy później zachowywali się irracjonalnie. Korowód kobiet w lokach, z barwnymi chustami i odzianych w szerokie suknie oraz mężczyzn, którzy… byli tak niemęscy.       
            Rozmyślania przerwała Lilannie Gutama. Jedyna osoba spoza rodziny, którą zabrali ze sobą – do pomocy. Służyła na dworze królewskim już od kilku lat i znała potrzeby oraz zachcianki członków najwyższego rodu. Tym razem jej zadanie polegało na zdobyciu odzieży, która upodobni Elfy do tubylców zamieszkujących ten świat.
– Wiem, że są dziwaczne, ale muszę przyznać, że bardzo wygodne, Panie – młoda dziewczyna zwróciła się do Rofama. – Jednak nie to jest najciekawsze – zawiesiła głos.
– Mów, Gutamo – poprosiła Majdżurija, oglądając suknię, którą miała przywdziać. Jakąś taką krótką i szeroką, wielobarwną – zupełnie nie w jej stylu.
– Zbliżyłam się do nich na tyle, by posłuchać, o czym mówią. Okazało się, że używają niemalże tego samego języka, co my. Trochę się różni, niektórych słów nie mogłam pojąć, ale ogólnie jest prosty i nie powinniśmy napotkać na większe problemy w komunikacji – wyjaśniła, promieniejąc. Była z siebie naprawdę dumna.
            Rofam uśmiechnął się szeroko. Nareszcie jakaś dobra wiadomość. Zbyt długo już siedzieli w ukryciu – nie to chciał ofiarować swej królowej. Teraz będą mogli wyjść, obejrzeć tę niesamowitą krainę, być może zapoznać się nawet bliżej z jej mieszkańcami. Mieli stroje, rozumieli ich mowę. Z pewnością napotkają na wiele różnych problemów, ale pierwsze kroki są zawsze najtrudniejsze. Podał dłoń Majdżuriji, która spojrzała na niego z miłością, a w jej fioletowych oczach dojrzał ten błysk, którym zachwyciła go przy pierwszym spotkaniu.
***
– Maryla Rodowicz zaśpiewała moim zdaniem rewelacyjnie – upierał się młody mężczyzna o kręconych włosach koloru piasku na plaży. – To niewiarygodne, że nie udało jej się osiągnąć wyższego miejsca.
– Wypadła słabo, bo my teraz jesteśmy światowi, a nie propolscy, jak kiedyś – odpowiedziała czarnowłosa ślicznotka o czerwonych ustach, które dziwacznie wydęła. – To już nie ten kraj, w którym przyszliśmy na świat.
– Znowu narzekasz, Halinko – mężczyzna pokręcił głową.
– Ja narzekam? Kto przed chwilą marudził, że Rodowiczka powinna zajść dalej, a nie zająć dopiero szesnaste miejsce? Ja, czy szanowny obywatel Maryś Fiałkowski z Gdańska?
– Czepiasz się. Lepiej powiedz, co wy tam porabiacie w tej waszej Federacji Socjalistycznych Związków Młodzieży Polskiej?
– Czyżbyś był zainteresowany przyłączeniem się do nas?
            Linanna odeszła. Zupełnie nie wiedziała, o czym ta para rozmawia. Owszem, rozumiała słowa, ale nie ich sens. Kim była Maryla i co to jest za federacja? Czy to jakiś rząd, a może uczelnia, do której uczęszczała ślicznotka? Nieopodal stały drewniane krzesełka, siedzieli na nich starsi ludzie z dziećmi. Mieli pomarszczone twarze pełne bruzd, a ich skóra była spalona słońcem. Lilanna pomyślała o Zerfelu – miał ponad trzysta lat i nadal jego skóra wyglądała znacznie lepiej. Ciekawe, jak wiekowi musieli być ci tutaj. Przysiadła się skromnie do stolika. Patrzyli na nią nieco zdziwieni, ale niczego nie powiedzieli. Nadal przyglądali się dzieciakom jedzącym coś słodkiego, co zaczynało im ściekać po rękach. Wyglądały na szczęśliwe i zupełnie nie przeszkadzało im, że się ubrudziły.
– A śliczna dziewczyna co zamówi? – zapytał przystojny młodzieniec w białej koszuli.
– Ja? – zdziwiła się w pierwszej chwili. Jak dotąd udawało jej się unikać rozmów z tubylcami. – Ja dziękuję – dodała skromnie, schylając głowę. – Niczego nie potrzebuję.
– Patrzcie tylko – zagrzmiała starsza kobieta w rażąco zielonej bluzce, zbyt obcisłej, jeśli zważyć na jej obfite kształty. – Nie pyta, czy może się dosiąść, gapi się na nas, jakbyśmy przylecieli z Księżyca, a teraz nawet nie chce niczego zamówić. Ta dzisiejsza młodzież jest straszna. Kto by pomyślał o takim zachowaniu w naszych czasach. To wszystko przez tego Gierka i jego spaczoną wizję Socjalistycznej Polski. Te jego ukłony w stronę Zachodu. Kiedy patrzyliśmy za ZSRR lepiej się nam wiodło.
– Danusiu, przestań narzekać i nie krzycz tak przy dzieciach – uciszał ją, siedzący obok, staruszek z siwymi włoskami na opalonej piersi. – Dajesz im zły przykład, a tego chyba nie chcesz, prawda?
            Kobieta parsknęła i raz jeszcze gniewnie spojrzała na Lilannę. Chłopak w białej koszuli stał cały czas obok, przyglądając się całej sytuacji. Wydawał się zmieszany. Lilanna schyliła głowę jeszcze niżej i odeszła od stolika. Zupełnie nie rozumiała całego tego zamieszania. Przecież nie zrobiła niczego złego, niczego nie chciała im zabrać, nie wypytywała, nie była natarczywa. Siedziała skromnie przy stoliku i nikomu nie przeszkadzała. Dlaczego to tak bardzo zirytowało wiekową damę? I kim był ten Gierek? Już wcześniej o nim słyszała, ale pochlebnie. Chyba będzie trzeba jakoś się dowiedzieć, gdzie właściwie wylądowali. Ten kraj jest doprawdy bardzo dziwny.
– Przepraszam, że spowodowałem takie zamieszanie – usłyszała nagle za sobą przyjemny głos, ciągle niepewna, czy był skierowany do niej. Obróciła się powoli. Patrzyła prosto w oczy temu młodzieńcowi, który pytał, czego sobie życzy. – Gdybym wiedział że to babsko rozpęta taką burzę, przeszedłbym obok i nie przeszkadzał.
– To moja wina – odparła uprzejmie Lilanna. – Najwidoczniej nie powinnam siadać przy tym stoliku. Może po prostu nie znam etykiety.
– Etykiety? – miał taką minę, że aż zrobiło jej się go żal. – Na plaży? Dziewczyno, skąd ty się wzięłaś?
– Z daleka.
– Świetnie mówisz po polsku, więc chyba nie tak daleko to twoje daleko. Nieważne. – Jestem Piotr, a ty?
– Lilanna.
– Ładnie, chociaż obco. Chodź, możesz usiąść przy stoliku po drugiej stronie. Jest często pusty. Musimy mieć swoje miejsce, kiedy mamy przerwy w pracy. Teraz nikt ci tam nie będzie przeszkadzał.
***
            Gutama codziennie przynosiła nowe ciekawe wiadomości. W końcu wiedzieli już, gdzie są. Kraina nazywa się Polska, oficjalnie – Polska Rzeczpospolita Ludowa. Miasto, Sopot. Właśnie trwa jakiś wielki festiwal piosenki i dlatego jest tu tylu rozśpiewanych i radosnych ludzi. Niedługo kończy się lato – to ostatnie dni, kiedy wielu ludzi może sobie pozwolić na prawdziwy odpoczynek.
            Rofam zdecydował wczoraj, że Daaron i Euphia powinni wrócić do domu i zanieść wszystkim wieści, że nikomu nic złego się nie stało. On z Majdżuriją chcą zostać jeszcze przez jakiś czas – odpocząć i dowiedzieć się jak najwięcej o tej Polsce. Gutama im się z pewnością przyda do pomocy. Jeśli zaś chodzi o Lilannę – najchętniej odesłałby ją do domu, ale nawiązała kontakt z jednym z tubylców, dzięki czemu mogli się dużo dowiedzieć.
            Lilanna co wieczór spisywała swoje nowe doświadczenia i prosiła Euphię, by ta przekazała jej notatki do Wyższej Akademii. Nie miała wątpliwości, że Zeitha będzie nimi zafascynowana.
– Myślisz, że dobrze robimy, pozwalając jej spędzać tyle czasu z tym człowiekiem? Niczego tak naprawdę o nim nie wiemy. Może być przyjazny, ale też wrogi. Co, jeśli zrobi Lilannie krzywdę?
– Najdroższy, gdyby chciał ją skrzywdzić, już by to zrobił. Znają się od kilku dni i wygląda na to, że to ktoś odpowiedni do towarzystwa. Pokazuje jej swój świat, nie zadając niepotrzebnych pytań. Wiem, że się o nią martwisz, to twoja siostra, ale pamiętaj, że kocham ją jak swoją własną i nie pozwoliłabym jej się spotykać z kimś, kto może jej zagrażać. Pamiętaj jednak, że ona jest już właściwie dorosła, sama może decydować o swej przyszłości. Pozwól jej poczuć trochę swobody, odpocząć od tego sztywnego życia na dworze królewskim. Niech się bawi – podobno to ostatnie dni tego lata – uśmiechnęła się rozbrajająco.
Wiedział, że zawsze jej ulegnie – miała nad nim władzę i wcale mu to nie przeszkadzało. Pokiwał więc jedynie głową na znak zgody i przez dłuższy jeszcze czas wpatrywał w jej piękne, fioletowe oczy.
***
            Piotr pakował walizkę – kończyłsię sezon, czas najwyższy wracać do domu. To było wyśmienite lato – najpierw pracował w niewielkiej knajpce w Opolu – ledwie zaczął się festiwal w Operze Leśnej, a on już zarabiał całkiem niezłe pieniądze. Niewiele miał z tego przyjemności, ale te noce, kiedy nad głową świeciły gwiazdy, a wokoło słychać było jeszcze rozśpiewane tłumy. Później udało mu się załapać fuchę w Mielnie, gdzie przez ponad miesiąc sprzedawał lody plażowiczom. Zasłużył na kilka dni urlopu, więc żeby zmienić klimat, wyskoczył na tydzień do Zakopanego, a później wrócił nad morze, żeby jeszcze trochę grosza wpadło w czasie festiwalu w Sopocie.
            Jednak to wszystko nie miało najmniejszego znaczenia kiedy myślał o tej ślicznej dziewczynie, którą poznał na początku zeszłego tygodnia. Lilanna… Serce zabiło mu nieco mocniej i był na siebie zły. Nie miał się zakochiwać. Teraz pojedzie do domu, do Poznania, a ona z pewnością wróci do siebie, gdziekolwiek by to miało być. Nigdy nie miał szczęścia do dziewczyn, a kiedy w końcu znalazł odpowiednią, musiał ją zostawić. Życie znowu płatało mu figla.
            Usłyszał pukanie do drzwi. To mogła być tylko ona. Westchnął i spojrzał na rozrzucone po pokoiku ubrania. Ale bajzel, ale wstyd.
– Cześć, Lilka – lubił tak na nią mówić. Wydawało się bardziej polskie, a przy okazji udawał sam przed sobą, że ona jest tutejsza i może jeszcze się kiedyś spotkają. – Przepraszam za bałagan. Pakuję się. Może wyskoczymy na wodę sodową i lody?
***
– Fascynuje mnie twój kraj, wiesz. Chciałabym się o nim więcej dowiedzieć. Opowiedz mi coś, dobrze?
– Co chciałabyś wiedzieć? – zapytał, pałaszując kolejną porcję lodów. On nie widział w Polsce niczego nadzwyczajnego. Może ostatnio rzeczywiście się polepszyło, było więcej możliwości, od kiedy Pierwszym Sekretarzem został Gierek.
– Sama nie wiem, może tak po prostu. Kto u was rządzi, jakie macie zasady, co lubicie robić.
– Ty naprawdę niczego nie wiesz? – nie mógł uwierzyć, że zadawała takie dziwaczne pytania. Skąd ona się w ogóle wzięła? Zapytał ją o to już ze trzy razy, ale jakoś zawsze zmieniała temat. Była taka tajemnicza, że… wydawała się przez to jeszcze bardziej atrakcyjna. – No dobrze. Niecałe trzydzieści lat temu wygraliśmy wojnę, ale to na pewno wiesz – spojrzał na nią, mrużąc oczy. – Każdy to wie.
            Przyglądała mu się w skupieniu i nie był taki pewien, czy ona ma pojęcie o drugiej wojnie, Hitlerze, Stalinie i całym tym okrutnym losie, który spotkał miliony niewinnych istot.
– Sprzedali nas, alianci znaczy się – kontynuował. – Ruskom nas sprzedali i właściwie Polska nadal nie jest naprawdę polska. Wiesz, prześladowania komunistów, procesy Armii Krajowej, straszne rzeczy się działy. Byli tacy, co uważali, że zaprowadzą tu nowy porządek, że nie będzie już wiary i Kościoła, różne takie. Ale się mylili, bo ludzie i tak swoje wiedzieli. Nadal istniało podziemie, tylko nie walczyli już karabinami, a słowem. Drukowali zakazane książki, promowali polskich poetów i w ogóle pisarzy. Mówili wprost o tym, jak Sowieci mordowali naszych w czasie wojny. Mojego dziadka posadzili za to, że walczył w podziemiu, nikt już go później nie widział. Ja nie wierzę w to, że oni chcieli dobrze, chociaż może nie powinienem ich osądzać. Co ja tam wiem? W każdym razie, udało mi się dostać na studia, teraz jestem na trzecim roku. Mam jeszcze miesiąc wakacji, ale muszę pomóc rodzicom, więc wracam do Poznania, a w październiku na uczelnię.
– Jesteś bardzo bogaty? – wyrwało jej się nagle. Głupie pytanie, bo przecież musi być, skoro studiuje.
– No co ty? Gdybym miał pieniądze, to bym ludziom lodów na plaży nie sprzedawał. Moi rodzice są biedni, właściwie po wojnie wszyscy byli biedni. Potem tylko partyjniacy się dorabiali, a moi nie chcieli do partii przystąpić. Może źle zrobili, byłoby nam łatwiej, ale to ich wybór. Ja bym się pewnie zapisał, chociaż rozumiem, że mama nie chciała, po tym, jak dziadek zaginął. To znaczy jej rodzony ojciec, więc musiało ją to mocno zaboleć.
– Mówisz o tym wszystkim, tak obojętnie – zdziwiła się, zapamiętując równocześnie, że musi powiedzieć Rofanowi o tym, że nawet biedni w tym świecie chodzą na uniwersytety. To go na pewno zaskoczy.
– Co było, a nie jest... No wiesz. Teraz jest lepiej. Mamy łatwiej, niż nasi rodzice. Jest dostęp do Zachodu. Otworzyły się możliwości. Gierek wziął spore pożyczki i teraz jest naprawdę spokojnie. Mamy wszyscy darmowy dostęp do edukacji. Przed wojną taki chłopak jak ja nie miałby najmniejszej szansy, żeby się dostać na wyższą uczelnię.
– Ale jak to się stało? Co się zmieniło?
– Dziewczyno, z jakiego ty kraju przyjechałaś? Mówisz prawie idealnie po polsku, ale niczego nie wiesz. O wojnie nie słyszałaś, o komunistach, o Ruskich.
Lilanna posmutniała. Nie sądziła, że jest aż takim dziwadłem. Była jedną z najinteligentniejszych uczennic na Wyższej Akademii, chwalili ją wszyscy uczeni, interesowała się wieloma dziedzinami i w każdej potrafiła prowadzić zażarte dysputy, a tutaj… Tu sprawiała wrażenie kompletnego nieuka.
– Przepraszam, nie chciałem ci sprawić przykrości, Lilka – dodał po chwili, wściekły na siebie. Widział, że sprawił jej przykrość i znów się zamykała. – Przepraszam.
***
– Darmowy system nauczania dla wszystkich? – Rofam rzeczywiście zainteresował się tym aspektem polskiego społeczeństwa. Od dawna już uważał, że jego kraj osiągnąłby znacznie więcej, gdyby więcej Elfów było wykształconych, ale barierę stanowiło pochodzenie. Nawet nie wpadł na taki pomysł,  by wszystkich posłać obowiązkowo do szkoły i musiał przyznać, że teraz się tego wstydził.
– Ta Polska jest naprawdę niesamowitym miejscem, Bracie – kontynuowała Lilanna. – Myślę, że możemy się tu sporo nauczyć.
– Sądzisz, że ten twój Piotr będzie nadal chciał ci tyle opowiadać i w pewnym momencie nie zażąda, żebyś mu powiedziała, kim naprawdę jesteś?
Lilanna posmutniała i przez dłuższą chwilę milczała, wpatrując się w jakiś nieistniejący punkt. Westchnęła głęboko i Majdżurija zrozumiała, że królewska siostra zakochała się w tym chłopaku z obcego świata, którego nie potrafiła pojąć. Milczała jednak, nie chcąc jeszcze bardziej utrudniać Lilannie życia.
– On wyjeżdża. Jedzie do domu, pomagać rodzicom, a później do szkoły.
– Czy to bardzo daleko? – zapytała Majdżurija, której już zakiełkował w głowie ciekawy pomysł.
– Pokazywał mi na mapie, ale one są takie skomplikowane i używają takich nazw na odległości, że niczego nie zrozumiałam. Nie chciałam za bardzo dopytywać, żeby nie miał mnie za kompletnie niedouczoną.
– Rofanie, może byśmy z nim pojechali i zobaczyli jeszcze jakiś kawałek tego świata, zanim wrócimy do swojego? – zaproponowała królowa. – To może być naprawdę ciekawe i pouczające – spojrzała na Lilannę tak wymownie, że dziewczyna od razu zrozumiała.
– To genialny pomysł. Jestem pewna, że Piotr by się ucieszył.
– Z tego, że ty z nim pojedziesz, być może tak. Ale co z nami? Nie zna nas, czy zabierze nas ze sobą? A co z Gutamą? Oni, zdaje się, nie rozumieją naszych układów społecznych, a wręcz nimi gardzą. Wyznają zasadę, że wszyscy SA sobie równi i nikt nie powinien wykorzystywać pracy innych. Choćby nawet była to piękna myśl, społeczeństwa klasowego w naszym świecie nie da się uniknąć. On tego jednak nie przyjmie do wiadomości. Jak więc wytłumaczymy mu kim dla nas jest?
– Najdroższy. Wszystko po kolei. Lilanna porozmawia sobie z nim, przedstawi nas sobie natomiast dopiero wtedy, gdy będzie całkowicie pewna, że ten pomysł ma szansę na powodzenie.
***
Rofam nie mógł wyjść z podziwu i… zazdrości. To miasto było niesamowite. Tarkian, stolica jego królestwa, wydawała się przy Poznaniu prowincjonalną wioską. Zachwycało go tu niemalże wszystko – wysokie budynki, samochody, szerokie ulice, ilość sklepów, kina. Wszystko to wydawało mu się zaczarowane i nie mógł wprost uwierzyć, że ludzie wymyślili to sami i stworzyli bez użycia magii.
Lilannę całkowicie pochłonęła znajomość z Piotrem – spędzali razem każdą jego wolną chwilę, a szybko okazało się, że chce ją przedstawić swoim rodzicom. Od tego czasu, a minął już tydzień, pomagała mu w pracy, ciągle dopytując o kolejne ciekawostki dotyczące Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Jednocześnie każdego dnia miała większą ochotę powiedzieć mu, kim jest i skąd pochodzi. Gdyby tylko Rofam dowiedział się, że te myśli krążą po jej ślicznej główce…
– Dzisiaj mała lekcja kultury – powiedział, podnosząc olbrzymie pudło, które tarasowało wejście do garażu. Cały czas podziwiała jego siłę fizyczną. Elfy były delikatniejsze, bardziej gibkie i nieco wyższe, zdecydowanie mniej opalone i znacznie słabsze – Rofam z pewnością by sobie z tym kartonem nie poradził.
– Cudownie – odpowiedziała, uśmiechając się i nie mogąc oderwać od niego wzroku. Był taki fascynujący.  
– Spotkaliśmy się, kiedy w Sopocie trwał festiwal. To już wiesz. Wcześniej, na początku lata, pracowałem też przy festiwalu piosenki polskiej w Opolu. Nie jest taki światowy, jak sopocki, ale wszyscy go bardzo lubimy. Można się tam świetnie bawić, słuchając rodzimej muzyki, klimat jest wspaniały, no i… to dopiero początek lata, więc wszystkim dopisują humory. W Sopocie, nawet, kiedy jest przyjemnie, to każdy ma świadomość, że lato chyli się ku końcowi.
– Dlaczego lato jest takie ważne? W innych porach nie macie możliwości odpoczywania? Ja na przykład najbardziej lubię wiosnę, gdy wszystkie drzewa pokrywają się świeżymi kwiatami, kiedy świat budzi się po zimie, a na Liliowym Jeziorze pojawiają się pierwsze liście nenufarów.
– Na Liliowym Jeziorze? – niemal upuścił wielką żelazną sztabę. – A gdzie ono jest?
Lilanna zastanawiała się chwilę, jak wybrnąć z tej wpadki. Zapomniała się i rozmarzyła – tak bardzo kochała ten cudowny widok. Rofam będzie wściekły. Chyba, że uda jej się skierować rozmowę na inne tory i niczego się nie dowie.
– Powiem ci, ale pod warunkiem, że nikomu się nie zdradzisz.
– Słowo harcerza – odpowiedział, podnosząc rękę w jakimś dziwnym geście, którego nie rozumiała. Cokolwiek znaczyło to słowo harcerza, chyba chciał jej powiedzieć, że się zgadza.
– Wymyśliłam sobie taki świat, w którym właśnie ludzie mieszkają nad Liliowym Jeziorem. Piszę o nim, może kiedyś uda mi się dokończyć tę historię – nawet nie wiedziała, że jest zdolna do takiego kłamstwa. Nigdy wcześniej, przed przejściem przez portal, nie była do tego zmuszona. Czy była rzeczywiście teraz? Czy to byłoby takie straszne, gdyby Piotr dowiedział się prawdy?  
– Jesteś niesamowita. Nie ma się czego wstydzić, Lilka. Życzę ci powodzenia, może kiedyś dasz mi to przeczytać, co?
Zrobiła jakąś nieokreśloną minę, zastanawiając się, czy w ogóle by jej uwierzył, gdyby powiedziała mu, że jest Elfem. Z tego, co udało jej się do tej pory ustalić, ludzie tutaj nie wierzyli w Elfy, w magię, ani w ogóle w istnienie innego świata. Natomiast – co było niesamowite i nadal nie była przekonana, że to nie tylko bajka dla dzieci – udało im się dolecieć do Księżyca!
Jej myśli znów odleciały daleko, hen, hen. Księżyc… Zaczarowany srebrzysty krąg na niebie, w którym wedle podań dawnych mieszkańców jej krainy mieszkali Bogowie, z Fortitudinisem na czele.
***
Edukacja dla wszystkich i to na dodatek darmowa. Uniwersytety, na których uczą się nawet najbiedniejsi, a do tego dostają jeszcze jakieś stypendia, cokolwiek to słowo miało dokładnie znaczyć. Równość. Praca dla każdego. Zapłata według zasady, że za to samo, każdemu przysługuje taka sama zapłata. Niesamowite! Ten kraj podobno nie tak dawno został zrównany z ziemią, przez wiele lat jego ludność była gnębiona i eksterminowana, a jednak Polska podniosła się z gruzów i nie tyko ocalała, ale rosła w siłę.
Rofam z wypiekami na bladej twarzy słuchał historii o tym, jak po zakończeniu działań wojennych ludność ze wszystkich zakątków kraju zdążała do Warszawy, by odbudować swą zrujnowaną stolicę. Taka siła serc. Taka solidarność dusz. Nieprawdopodobnie dzielni są ci ludzie…
Majdżurija natomiast bardzo zainteresowała się szpitalami i ogólnie opieką zdrowotną. Jak się okazało i w tej dziedzinie Polacy potrafili zaskoczyć Elfy. Niewiarygodny system, w którym każdy mógł prosić lekarza o pomoc i nie musiał za to płacić, a szpitale były utrzymywane przez Skarb Państwa. Owszem, Elfy nie chorowały i nie potrzebowały żadnych uzdrowicieli, ale sąsiednie ludy nie mogły o sobie tego powiedzieć, a młoda królowa nie słyszała o żadnym państwie, w którym wprowadzono by takie zasady. Musiała przyznać, że pomysł Rofama był genialny – to były najciekawsze wakacje w jej życiu, a jednocześnie tyle się uczyła.
Nikt nie miał pojęcia, jak Gutamie udało się zdobyć pierwsze pieniądze – nikt też nie chciał tak naprawdę wiedzieć. Kradzież w Ajzurii była przestępstwem zagrożonym karą śmierci, a nawet Lilanna, mimo swej wybujałej wyobraźni, nie potrafiła wymyśleć, jakim innym sposobem Gutama mogła wejść w ich posiadanie. Grunt w tym, że dzięki jej niesamowitym zdolnościom, mogli sobie pozwolić na dwa pokoje w niewielkim hoteliku na obrzeżach miasta – Majdżurija i Rofam zajmowali jeden z nich, a w drugim mieszkała Lilanna i Gutama. Było to dla nich trochę niezręczne i krępujące, ale nie wchodziło w rachubę wynajmowanie kolejnego pokoju dla służby. Już i tak napotkali na liczne problemy z dokumentacją tego, kim są, a właścicielka hoteliku zgodziła się ich przyjąć jedynie dlatego, że dobrze znała rodziców Piotra. Niejednokrotnie jednak przypominała im o tym, że wyświadczyła im olbrzymią przysługę, narażając się jednocześnie władzom. Tego Majdżurija nie mogła pojąć absolutnie – ten kraj zdawał się rajem na ziemi dla wszystkich, którzy nie pochodzili z wyższych klas, jednocześnie władze były bardzo nielubiane, a ustrój cały czas krytykowany, tyle że jedynie szeptem i wśród znajomych.
Usiadła na łóżku i raz jeszcze próbowała to wszystko przeanalizować. Kolorowe suknie modnych kobiet, rozwiane długie włosy młodych mężczyzn i przyjemne dla ucha dźwięki wesołych piosenek kontrastowały z pustymi półkami sklepowymi. Mający dostęp do nauki za darmo uczniowie narzekali na zbyt wiele lekcji. Wielu ludzi głęboko wierzyło w jakiegoś Boga, którego nie widzieli, a tymczasem władze starały się go usunąć z życia. Wszystko to wydawało się Majdżuriji bardzo dziwaczne i nielogiczne. W Ajzurii panowały inne prawa, inne zasady, wszystko można było wytłumaczyć logiką i magią. Tutaj zaś… Pomyślała o Księżycu. Nieprawdopodobne, żaden Elf nigdy nawet o czymś takim nie marzył. Chodzić po Srebrnej Tarczy…
***
– Jesteś smutny – powiedziała zatroskana Lilanna. Piotr miał taką przygnębioną minę, że aż miała go ochotę przytulić. – Czy coś się stało?
– Dowiedziałem się dzisiaj, że na początku września zmarł Tolkien.
– A kto to taki?
– Gdybyś była Polką, zrozumiałbym, że nie wiesz. Ale ty jesteś dla mnie totalną zagadką. Rany, Lilka, czy ciebie przywieźli z Księżyca, kiedy z niego wracali? Z jakiego ty pochodzisz państwa? U nas mało kto czytał "Władcę pierścieni", ale za granicą to jest strasznie popularna powieść. Nawet, jak ktoś jej nie czytał, to przynajmniej wie, kim jest Tolkien. A o krasnoludach słyszałaś? O Mordorze? Albo królu Elfów?
– O królu Elfów?! – Lilanna zadrżała. Czy to możliwe, że ktoś zna Rofama i o nim napisał? Ale jak? Skąd? I dlaczego Rofam nigdy o tym nie wspomniał?
– No wiesz, takie śliczne stworzenia, wysokie, jasnowłose o spiczastych uszach...
– Spiczastych uszach? Co ty opowiadasz? Elfy mają normalne uszy i bardzo rzadko jasne włosy – chciała się ugryźć w język, ale było już za późno. Patrzył na nią z wybałuszonymi oczami.
– Zaczynam się o ciebie poważnie martwić, Lilka. Wygadujesz jakieś niestworzone historie. Kto ci je naopowiadał? Z resztą, nieważne. To przecież nie ma najmniejszego znaczenia. Elfy Tolkiena są przecież taką samą fikcją, jak każde inne. Od tysięcy lat ludzie o nich mówią, choć przecież wiadomo, że są tylko ludzkim wymysłem.
– Elfy istnieją! – wykrzyknęła, zupełnie już nie martwiąc się, że teraz łamie zasady ustanowione przez Rofama.
Piotr spojrzał na nią z politowaniem, jednak niczego nie powiedział. Pokiwał głową na znak, że się z nią zgadza, ale nie do końca i wrócił do swoich zajęć. Kimkolwiek była ta dziewczyna i z jakiegokolwiek zakątka świata przybyła do Polski, była zdecydowanie najdziwniejszą istotą, jaką miał okazję poznać. Z resztą – cóż w tym dziwnego – tutaj wszyscy byli do siebie podobni, bo tak nakazywała władza. Dobrze przynajmniej, że Gierek nieco się otworzył na Zachód, bo teraz jest szansa na to, że więcej takich ciekawych indywiduów, jak Lilanna zjawi się w granicach PRL.
***
Początkowa niechęć Rofama do Piotra ulegała z biegiem czasu zmianom. Mijały miesiące i lata. Kto by pomyślał, że podróż poślubna królewskiej pary przerodzi się w ponad dziesięcioletnią. Teraz stali na plaży w Sopocie. Było zupełnie pusto – nic dziwnego, w końcu to styczeń. Zimy tutaj były znacznie bardziej srogie, niż w Ajzurii, a śnieg miał biały kolor i był puszysty. Przyzwyczaili się jednak do tych dziwactw natury. Czas jednak nadszedł, by wracać do domu, do swych poddanych. I tak czuł się już źle z tym, że pozostawił ich bez władcy na tak długi okres. Nie miał oczywiście wątpliwości, że Daaron świetnie sobie radzi. Obarczył brata swoimi obowiązkami, pozostawało jedynie mieć nadzieję, że po powrocie i wprowadzeniu licznych zmian, które zaplanował będąc w Polsce, odzyska zaufanie i miłość swoich poddanych, a przede wszystkim sprawi, że ich życie będzie lepsze. 
Ponad dziesięć lat… Spojrzał na swoją ukochaną żonę, która tak niewiele się przez ten czas zmieniła. Lilanna również wyglądała niemal tak samo, jak w dniu, kiedy przekroczyli portal. Jedynie po Piotrze było widać upływ czasu. Lilka postanowiła zostać i niczego nie mógł zrobić, by zmienić jej zdanie. Kochała tego człowieka i chciała spędzić z nim życie, mimo że nie mogli wziąć ślubu. On wiedział, że ona jest Elfem, ale władze z pewnością szybciej zamknęły by ją w domu dla chorych umysłowo, niż uwierzyły w prawdę. Nie miała dokumentów, nie miała meldunku. Po prostu dla nich nie istniała.
Raz jeszcze spojrzał na jej śliczną twarz. Taką chce ją zapamiętać do końca swoich dni – szczęśliwą, u boku mężczyzny, którego kochała. Trzymała w ramionach niespełna roczną siostrzenicę Piotra, Sylwię. Jej rodzice zginęli niedawno w tragicznym wypadku. Piotr i Lilanna postanowili wychować ją, jak własne dziecko, którego nie mogli mieć. Niestety, mimo wielu podobieństw, te dwie rasy zbytnio się od siebie różniły, by móc doczekać się wspólnego potomstwa.
Majdżurija po raz nie wiadomo już który żegnała się z Lilanną. Obie miały łzy w oczach, szansa bowiem, że jeszcze kiedyś przyjdzie im się spotkać była nikła.
– Dbaj o nią, Piotrze – zwrócił się Rofam do jedynego człowieka, któremu całkowicie ufał. – Ma tutaj już jedynie ciebie.
– O to nie musisz się martwić, Panie – Piotr pierwszy raz zwrócił się do Rofama zgodnie z zasadami panującymi na dworze króla Elfów, o których opowiadała mu Lilka. – Przy mnie nie stanie jej się krzywda.
– Wiem – Rofam powstrzymywał łzy. Królowi nie wypadało płakać. – Najdroższa – zwrócił się do żony. – Czas już na nas. Dzisiaj dobrze widać wejście do portalu, kto wie, co będzie później. Musimy skorzystać z naszej szansy, by nie utknąć tu na zawsze. Nawet, jeśli jest nam tutaj dobrze, mamy obowiązki, które nas wzywają.
– Chodźmy zatem – odpowiedziała cicho Majdżurija, całując Lilannę w policzek. – Życzę wam szczęścia, moi drodzy, przynajmniej tyle, ile ja go zaznałam z moim mężem.
Powolnym krokiem podeszli do delikatnie migocącej wydmy. Któż by pomyślał, że w tym złocistym piasku, dzisiaj pokrytym warstwą białego puchu znajdują się wrota do równoległego świata. Nawet w dobie załogowych lotów na księżyc nikt nie wpadłby na taki pomysł.
Nie odwracali się już, wiedzieli bowiem, że tylko by posmutnieli. Patrząc przed siebie, odważnie przekroczyli migające drobinki magicznego pyłu. Rofam znów poczuł ten nieprzyjemny chłód, który towarzyszył mu, gdy wybierał się w swoją podróż poślubną. Mimo przyzwyczajenia do srogich polskich zim, wstrząsnęło całym jego ciałem. Po chwili natomiast, gdy znów miał twardą ajzurską ziemię pod nogami, w twarz zawiał mu ciepły wiatr.
***
Królewska para nie była witana przez cały dwór, z trąbami, fanfarami i naręczami kwiatów. W równoległym świecie, do którego trafili, minęło nieco ponad dziesięć lat – gdy opuszczali sopocką plażę, kalendarz wskazywał połowę stycznia 1984 roku. W Ajzurii jednak, jak się szybko okazało, czas płynął w innym tempie. O Rofamie i Majdżuriji słyszał każdy, a legenda o ich niesamowitej podróży powtarzana była z ojca na syna od ponad dwóch tysiącleci. 
W tym czasie stoczono setki wojen, przegrano niejedną bitwę, doczekano się władców mądrych i wybitnych, a także leniwych i butnych. Kraina Elfów powoli umierała. Została ich już tylko garstka, która zamieszkiwała popadającą w ruinę dawną stolicę państwa. Rofamowi nigdy nie udało się odbudować potęgi królestwa, które opuścił i nigdy też nie wybaczył sobie tego, że przekroczył próg portalu w Górach Azaba. Kazał go zasypać, tak by nikt już nigdy nie znalazł tej zgubnej drogi.
Dawny król powoli popadał w obłęd i jedynie Majdżurija trzymała go przy resztce zdrowych zmysłów, z rozrzewnieniem wspominając najwspanialsze wakacje swego życia. Wakacje godne Elfów z królewskiego rodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz