Dune fairytales

wtorek, 2 kwietnia 2013

Tajemnice Gór Azaba (część pierwsza) - Ewa Chani Skalec


I
– Fortitudinis spoglądał na ludzi z niezadowoleniem. Byli tacy nieokrzesani. Przed eonami lat podarował im swoje męstwo, by godnie i odważnie walczyli o lepsze jutro, ale to niewiele zmieniło. Nadal uważał, że to wina jego małżonki, Metriopathei. Obdarzyła ten dwunogi gatunek umiarkowaniem. Jego zdaniem ludzie ewoluowaliby znacznie szybciej, gdyby ich działania powodowane były ambicją i chęcią pomnażania dobytku – Nodar co prawda znał tę historię od dziecka, nigdy jednak nie mógł się jej nadziwić. Nawet teraz, gdy sam był już dziadkiem i opowiadał ją wnukom – nadal czuł jakąś tajemniczą moc, kiedy wymawiał imiona Bogów.
– Dziadku – odezwała się Leila, najmłodsza córka jego drugiego syna. – Dlaczego oni mają takie trudne imiona?
            Nodar uśmiechnął się do dziewczynki. Sam miał jako dziecko problem, by zapamiętać imiona Bogów, mimo że doskonale znał ich historię.
– Leilo, Fortitudinis znaczy w starożytnej mowie tyle, co Męstwo. Jego królewska małżonka, Bogini Metriopatheia natomiast nosi imię cnoty zwanej Umiarkowanie. Czy pamiętasz jakie jeszcze dwie cnoty są dla naszego ludu święte?
– Sprawiedliwość i Roztropność – odpowiedziała, dumnie się prostując.
– Jak boskie córki. O nich jednak porozmawiamy po obiedzie.
***
– Iustitia i Prudentia były dumą Metriopathei. Gdy powołała do życia krainę, w której mieli zamieszkać ludzie, obawiała się, że nie stworzy już niczego równie pięknego. Zazdrościła im nawet czasami, ponieważ było ich coraz więcej, a ona miała jedynie Fortitudinisa. Gdy dołączyły do nich piękne córki, Bogini niemal zupełnie przestała się interesować losem człowieka. Iustitia – starsza z dziewcząt, zawsze postępowała zgodnie z zasadami nadanymi w Krainie Bogów przez swoich rodziców. Jednocześnie dzieliła się wszystkim z młodszą siostrą. Prudentia natomiast wyróżniała się tym, że nad każdą kwestią głęboko się zastanawiała, rozważając jej wady i zalety i dopiero wówczas podejmowała decyzje.
– Jak wygląda Kraina Bogów, dziadku? – Leila wykorzystała moment przerwy w opowiadaniu. Dziadek lubił, gdy zadawała pytania, ona natomiast wręcz umierała z ciekawości.
– Kraina Bogów – westchnął Nodar i całkowicie się rozmarzył. Jego czarne oczy błyszczały, jak szlachetne kamienie z odległych o miesiące drogi Gór Azaba. – Kraina Bogów jest tak piękna, że nie powstały w naszej mowie słowa, które potrafiłyby ją opisać. W samym środku, na zielonym wzgórzu stoi zamek. Jego białe wieże połyskują blaskiem, odbijając promienie słońca, a ich szczyty giną w białych obłokach. U podnóża najwyższej z gór rozpościera się przepiękny ogród – rosną w nim niebiańskie kwiaty we wszystkich kolorach tęczy, a ich zapach jest słodszy niż miód prosto z pasieki. Dalej są łąki pełne ziół i zielonej trawy. I lasy, w których można odpocząć w przyjemnym cieniu i chłodzie. Wokół nich rozciąga się wielka woda, którą my nazywamy niebem. Jest też takie jedno miejsce, tuż przy brzegu, szczególnie ukochane przez Metriopatheię. To kamienny ogród.
– Kamienny ogród? – Leila otworzyła oczy jeszcze szerzej.
– Metriopatheia zbudowała go, by móc obserwować wielką wodę z miejsca, któremu ona nie zagraża. Przechadza się po wielkich kamiennych płytach w kolorze złocistego piasku, wśród wysokich kolumn, bogato zdobionych i smukłych, jak ona sama i sięgających chmur. Pną się po nich zielone pędy obsypane różowym kwieciem, a gdy się obróci, po lewej widzi całe swoje królestwo, po prawej zaś wysoką górę, z której ku wielkiej wodzie spływa urokliwy wodospad.
***
Nodar usiadł na ławie przed domem. Zmęczony, przyglądał się zachodowi słońca. Uwielbiał ten moment, kiedy niebo zasnuwało się różową zasłoną, jak ślubny welon jego ukochanej Marizy. W oku znów zakręciła mu się łza na wspomnienie zmarłej przed kilkoma zimami żony.
Leila zasypała go lawiną pytań, a on starał się znaleźć na nie odpowiedzi. Cóż jednak tak naprawdę wiedział? Znał doskonale historie opowiadane przez starszych i przekazywane od eonów lat z ojca na syna, a nawet te spisane w Tajemnych Księgach Historii. Nie mógł jednak sprawdzić, czy mówią prawdę. Pierwszy raz w życiu zwątpił w to, w co niezachwianie wierzył od dziecka. I to go przeraziło.
Powoli wstał i wrócił do domu. Nadchodziła jesień i robiło się już nieprzyjemnie zimno. Chłód wdarł się brutalnie do izby, zanim Nodar zamknął drzwi. Poczuł ciarki na całym ciele i wcale nie był taki pewien, czy to jesienne powietrze, czy może Bogowie…
***
– Chcę mieć syna – powtórzył stanowczo Fortitudnis. Jego błękitne oczy świeciły teraz niczym gwiazdy. – Nawet ten niewdzięcznik, który śmie w nas wątpić, ma synów, a my, Bogowie…
– Mamy wspaniałe córki – odparła, urażona pretensjami męża, Metriopatheia. – W niczym nie ustępują tym… ludziom. Są od nich piękniejsze i znacznie potężniejsze.
– Syn byłby jeszcze potężniejszy – oponował Król. – Pragnę syna. Chciałbym pewnego dnia przekazać mu we władanie Krainę Bogów i odpocząć trochę.
– Odpocząć? – Prychnęła Metriopatheia. – Odpocząć dokładnie od czego? Od przechadzania się po ogrodach, od kąpieli w jeziorach, od spacerów po lesie, czy może od…
– Dość! – Przerwał jej. – Jestem Bogiem i Królem! Jak mam być szanowany przez ludzi, skoro własna małżonka stroi sobie ze mnie żarty i nie chce poddać się mej woli? Powiedziałem, że chcę syna i ty mi go dasz.
***
Nodar był dumny ze swego najstarszego wnuka, który właśnie niedawno został ojcem. Doskonale odnalazł się w nowym środowisku, szybko zaaklimatyzował w mieście i robił oszałamiającą karierę kupca. Gdy poznał miłą i ładną dziewczynę, która na dodatek wnosiła do rodziny potężne wiano, Nodar wiedział, że Ilii pisane jest szczęśliwe życie.
Dziś nadszedł dzień nadania imienia dziecku. Zgodnie z tradycją, spotkały się rodziny rodziców, by wspólnie świętować ten wielki dzień małego Otariego. Chłopiec słodko spał w łóżeczku wyłożonym miękkim, zielono-czerwonym kocykiem z żółtymi frędzlami, nie zdając sobie nawet sprawy ze znajdujących się na biesiadnym stole smakołyków – słodkiego chleba z ziarnami, zupy z fasoli z dużą ilością pływającej cebuli i papryki, kwaśnej kapusty z grzybami leśnymi, pieczystego w sosie ze słodkich śliwek, nadziewanego pomidorami, gęstego sosu z kakaowca i wędzonych ryb polanych kwaśnym mlekiem i posypanych świeżymi ziołami. Goście jedli i pili wino truskawkowe, które pamiętało jeszcze czasy młodości Nodara.
– Dziadku – przywitała się Leila.
Spojrzał na nią z uśmiechem. Pamiętał, jak lubiła siadać obok niego i słuchać o Bogach. Teraz była już panną, o którą zaczynali się starać kawalerowie.
– Leilo, wyglądasz olśniewająco – odpowiedział, ściskając ją serdecznie.
– Mama mówi, że brak mi umiarkowania, jeśli chodzi o stroje. Nie sądzę jednak, by Bogini Metriopatheia miała mi za złe tę suknię przy tak ważnej okazji – uśmiechnęła się, pokazując równe białe ząbki.
– Rzeczywiście, zaszalałaś.
– To mój własny projekt i wykonanie – odpowiedziała. – Najbardziej jednak jestem dumna z welonu – pokazała Nodarowi delikatny jak mgła materiał, który błyszczał w słońcu, niczym woda w jeziorze. Przetykany srebrną nicią, którą Leila zebrała na końcach w ozdobne frędzle, był godzien królewskiej głowy.
– Jesteś bardzo utalentowana, moja droga. Uważaj jedynie, by nie stać się próżną – podsumował, niechętnie wypuszczając z dłoni znakomity materiał.
***
– Chciałeś mieć syna, to się nim teraz zajmij – zdenerwowana Metriopatheia ledwie wytrzymała wzrok męża. – Ja nie mam do niego cierpliwości. Jest bardziej próżny, niż jakikolwiek ludzki władca.
– Vanitas po prostu jest jeszcze młody – bronił syna Fortitudinis, choć w głębi serca wiedział, że żona ma rację i sam nie miał ochoty spędzać z nim więcej czasu, niż dotychczas.
– Vanitas… że też zgodziłam się, byś nadał mu to imię. Zapomniałeś już, co oznacza w starożytnej mowie ludzi?
– Od kiedy znów zaczęli cię interesować? – Zapytał, wpatrując się w jej urocze, zielone oczy ciskające iskierki złości. – Z resztą chciałem, by był dumny z tego, kim jest i ludzi też nauczył nieco o tej cnocie. Za wiele w nich tego twojego umiarkowania.
– Nawet, jeśli masz rację, Vanitas posuwa się za daleko. Ani się nie obejrzysz, a ludzi całkowicie pochłonie śpiewanie peanów na ich cześć, o ich chwalebnych czynach i pewnego dnia zupełnie zapomną o nas i cnotach, które reprezentujemy.
***
Jako ukochana wnuczka, Leila czuła się zobowiązana, by osobiście wnieść do groty urnę z prochami Nodara. Zapaliła kaganek, wlała wino do miedzianego kubka i położyła obok trójkątną monetę z wyciętym w środku kwadratem. Zgodnie ze zwyczajem swego ludu odprowadziła dziadka do miejsca wiecznego spoczynku. Rozejrzała się jeszcze dookoła, przyglądając dziesiątkom nisz w skale, w których spoczywały już szczątki pokoleń jej przodków i powoli nałożyła na głowę fioletową, grubą tkaną chustę, po czym wyszła z groty.
Na polanie trwały już uroczystości. Przy wielkim ognisku zasiadała rodzina i znajomi zmarłego, zajęci posiłkiem i wspomnieniami o nim.
***
– Nie powinnaś tak szybko zrzucać żałoby, Leilo – matka była zdegustowana suknią córki. – Nie mówiąc już o tym, że taki strój w ogóle nie przystoi żadnej kobiecie. Wszyscy będą się za tobą oglądać.
– O to właśnie chodzi, mamo. Niech patrzą i podziwiają. Może któraś z naszych sąsiadek będzie potrafiła docenić mój talent.
– Wstyd mi za ciebie. Zapomniałaś, jakimi zasadami kieruje się nasz lud?
– Skądże znowu! Zawsze będę pamiętać. Męstwem, sprawiedliwością, roztropnością i… twoją ulubioną cnotą, mamo, czyli umiarkowaniem. Jakież to nudne!
– Bogowie cię ukażą, Leilo.
– Bogowie, Bogowie. Mam już dwadzieścia trzy zimy i jakoś nigdy żadnego z nich nie spotkałam. Może oni wcale nie istnieją.
– Bluźnisz – Marissa nie wytrzymała. – Idź do swojego pokoju i przemyśl dobrze, co mówisz i robisz. Nie pokazuj mi się na oczy, póki nie zrozumiesz swych błędów i nie będziesz potrafiła się do nich przyznać.
– O, tak… Lubisz przyznawać się do błędów. Uwielbiasz przepraszać. Kochasz pokazywać, że jesteś niedoskonała. Dlatego właśnie nie potrafisz pojąć, że ja lubię się chwalić moimi osiągnięciami i roznosi mnie duma z tego, że jestem lepsza od innych.
***
– Coś ty najlepszego uczynił, synu? – Fortitudinis kręcił głową z niedowierzaniem. – Czy słyszałeś? Ona zaczyna opowiadać ludziom, że nie istniejemy, a ci głupcy ubierają się w piękne stroje, których nie są godni i za nią podążają.
– Chciałeś przecież, by mieli cele, by czuli dumę. Chcieli, pragnęli, zdobywali…
– Nie, żeby przestali w nas wierzyć! – Zagrzmiał Bóg-Król. – Co mi po nich, jeśli przestaną oddawać mi cześć? Co się stanie z Krainą Bogów, jeśli moc ich wiary przestanie nagle do niej napływać? Zastanowiłeś się nad tym? Nie mogłeś jej chociaż powiedzieć, że jesteś jednym z nas? Musiałeś udawać zwykłego człowieka, kiedy wkradałeś się nocą do jej sypialni i szeptałeś do ucha, że jest nadzwyczajna?
– Nie uwierzyłaby mi, ojcze. W ich podaniach nie ma o mnie przecież żadnej wzmianki.
Fortitudinis chwycił się za głowę i ukrył twarz w dłoniach. Jakąkolwiek karę wymyśli dla syna, nie uda mu się już cofnąć wyrządzonego zła. Na dodatek ludzie nawet nie będą znali prawdy. Metriopatheia miała rację. Umiarkowanie było właściwą cnotą dla tego gatunku, któremu dali we władanie ziemie poniżej. Dopóki ludzie wierzyli w Boskie Małżeństwo i ich córki, Iustitię i Prudentię, wszystko układało się dobrze…
***
Kraina Bogów w niczym nie przypominała tego pięknego miejsca, które pamiętał ze swej młodości. Zieleń ustąpiła kolorowi brunatnemu, a wody straciły przejrzystość. Kamienny ogród matki zamienił się w ruinę. Rodzice z dnia na dzień tracili siły, gdyż ludzie przestali w nich wierzyć i niewielu już kierowało się męstwem i umiarkowaniem. Prudentia i Iustitia cierpiały straszliwe męki. Jedynie on pozostawał silny, bo choć ludzie przestali już wierzyć w Bogów, a o nim nigdy się nawet nie dowiedzieli – byli próżni do szpiku kości.
Kraina poniżej rozkwitała – rosły miasta, rozwijał się handel, toczono wojny o władzę, a każdy starał się udowodnić, że jest genialny i lepszy od swego poprzednika. Za każdym zaś razem, gdy kogoś rozpierała duma i czekał, by inni układali na jego cześć kolejne peany, Vanitasowi przybywało mocy.

1 komentarz: