I
– Fortitudinis
spoglądał na ludzi z niezadowoleniem. Byli tacy nieokrzesani. Przed eonami
lat podarował im swoje męstwo, by godnie i odważnie walczyli o lepsze
jutro, ale to niewiele zmieniło. Nadal uważał, że to wina jego małżonki,
Metriopathei. Obdarzyła ten dwunogi gatunek umiarkowaniem. Jego zdaniem ludzie
ewoluowaliby znacznie szybciej, gdyby ich działania powodowane były
ambicją i chęcią pomnażania dobytku – Nodar co prawda znał tę historię od
dziecka, nigdy jednak nie mógł się jej nadziwić. Nawet teraz, gdy sam
był już dziadkiem i opowiadał ją wnukom – nadal czuł jakąś tajemniczą moc,
kiedy wymawiał imiona Bogów.
– Dziadku –
odezwała się Leila, najmłodsza córka jego drugiego syna. – Dlaczego oni mają
takie trudne imiona?
Nodar
uśmiechnął się do dziewczynki. Sam miał jako dziecko problem, by zapamiętać
imiona Bogów, mimo że doskonale znał ich historię.
– Leilo,
Fortitudinis znaczy w starożytnej mowie tyle, co Męstwo. Jego królewska
małżonka, Bogini Metriopatheia natomiast nosi imię cnoty zwanej Umiarkowanie.
Czy pamiętasz jakie jeszcze dwie cnoty są dla naszego ludu święte?
– Sprawiedliwość
i Roztropność – odpowiedziała, dumnie się prostując.
– Jak boskie
córki. O nich jednak porozmawiamy po obiedzie.
***
– Iustitia i
Prudentia były dumą Metriopathei. Gdy powołała do życia krainę, w której mieli
zamieszkać ludzie, obawiała się, że nie stworzy już niczego równie pięknego.
Zazdrościła im nawet czasami, ponieważ było ich coraz więcej, a ona miała
jedynie Fortitudinisa. Gdy dołączyły do nich piękne córki, Bogini niemal
zupełnie przestała się interesować losem człowieka. Iustitia – starsza z
dziewcząt, zawsze postępowała zgodnie z zasadami nadanymi w Krainie Bogów przez
swoich rodziców. Jednocześnie dzieliła się wszystkim z młodszą siostrą.
Prudentia natomiast wyróżniała się tym, że nad każdą kwestią głęboko się
zastanawiała, rozważając jej wady i zalety i dopiero wówczas podejmowała
decyzje.
– Jak wygląda
Kraina Bogów, dziadku? – Leila wykorzystała moment przerwy w opowiadaniu.
Dziadek lubił, gdy zadawała pytania, ona natomiast wręcz umierała
z ciekawości.
– Kraina Bogów –
westchnął Nodar i całkowicie się rozmarzył. Jego czarne oczy błyszczały, jak
szlachetne kamienie z odległych o miesiące drogi Gór Azaba. – Kraina Bogów jest
tak piękna, że nie powstały w naszej mowie słowa, które potrafiłyby ją
opisać. W samym środku, na zielonym wzgórzu stoi zamek. Jego białe wieże
połyskują blaskiem, odbijając promienie słońca, a ich szczyty giną w białych
obłokach. U podnóża najwyższej z gór rozpościera się przepiękny ogród – rosną w
nim niebiańskie kwiaty we wszystkich kolorach tęczy, a ich zapach jest słodszy
niż miód prosto z pasieki. Dalej są łąki pełne ziół i zielonej trawy. I lasy, w
których można odpocząć w przyjemnym cieniu i chłodzie. Wokół nich rozciąga się
wielka woda, którą my nazywamy niebem. Jest też takie jedno miejsce, tuż przy
brzegu, szczególnie ukochane przez Metriopatheię. To kamienny ogród.
– Kamienny
ogród? – Leila otworzyła oczy jeszcze szerzej.
– Metriopatheia
zbudowała go, by móc obserwować wielką wodę z miejsca, któremu
ona nie zagraża. Przechadza się po wielkich kamiennych płytach w
kolorze złocistego piasku, wśród wysokich kolumn, bogato zdobionych i smukłych,
jak ona sama i sięgających chmur. Pną się po nich zielone pędy obsypane różowym
kwieciem, a gdy się obróci, po lewej widzi całe swoje królestwo, po prawej zaś
wysoką górę, z której ku wielkiej wodzie spływa urokliwy wodospad.
***
Nodar usiadł na
ławie przed domem. Zmęczony, przyglądał się zachodowi słońca. Uwielbiał ten
moment, kiedy niebo zasnuwało się różową zasłoną, jak ślubny welon jego
ukochanej Marizy. W oku znów zakręciła mu się łza na wspomnienie zmarłej przed
kilkoma zimami żony.
Leila zasypała
go lawiną pytań, a on starał się znaleźć na nie odpowiedzi. Cóż jednak tak
naprawdę wiedział? Znał doskonale historie opowiadane przez starszych i
przekazywane od eonów lat z ojca na syna, a nawet te spisane w Tajemnych
Księgach Historii. Nie mógł jednak sprawdzić, czy mówią prawdę. Pierwszy raz w
życiu zwątpił w to, w co niezachwianie wierzył od dziecka. I to go przeraziło.
Powoli wstał i
wrócił do domu. Nadchodziła jesień i robiło się już nieprzyjemnie zimno. Chłód
wdarł się brutalnie do izby, zanim Nodar zamknął drzwi. Poczuł ciarki na całym
ciele i wcale nie był taki pewien, czy to jesienne powietrze, czy może Bogowie…
***
– Chcę mieć syna
– powtórzył stanowczo Fortitudnis. Jego błękitne oczy świeciły teraz niczym
gwiazdy. – Nawet ten niewdzięcznik, który śmie w nas wątpić, ma synów,
a my, Bogowie…
– Mamy wspaniałe
córki – odparła, urażona pretensjami męża, Metriopatheia. – W niczym
nie ustępują tym… ludziom. Są od nich piękniejsze i znacznie potężniejsze.
– Syn byłby
jeszcze potężniejszy – oponował Król. – Pragnę syna. Chciałbym pewnego dnia
przekazać mu we władanie Krainę Bogów i odpocząć trochę.
– Odpocząć? – Prychnęła Metriopatheia. – Odpocząć dokładnie od czego? Od przechadzania się po
ogrodach, od kąpieli w jeziorach, od spacerów po lesie, czy może od…
– Dość! –
Przerwał jej. – Jestem Bogiem i Królem! Jak mam być szanowany przez ludzi, skoro
własna małżonka stroi sobie ze mnie żarty i nie chce poddać się mej woli?
Powiedziałem, że chcę syna i ty mi go dasz.
***
Nodar był dumny
ze swego najstarszego wnuka, który właśnie niedawno został ojcem. Doskonale
odnalazł się w nowym środowisku, szybko zaaklimatyzował w mieście i robił
oszałamiającą karierę kupca. Gdy poznał miłą i ładną dziewczynę, która na
dodatek wnosiła do rodziny potężne wiano, Nodar wiedział, że Ilii pisane jest
szczęśliwe życie.
Dziś nadszedł
dzień nadania imienia dziecku. Zgodnie z tradycją, spotkały się rodziny
rodziców, by wspólnie świętować ten wielki dzień małego Otariego. Chłopiec
słodko spał w łóżeczku wyłożonym miękkim, zielono-czerwonym kocykiem z
żółtymi frędzlami, nie zdając sobie nawet sprawy ze znajdujących się na
biesiadnym stole smakołyków – słodkiego chleba z ziarnami, zupy z fasoli z dużą
ilością pływającej cebuli i papryki, kwaśnej kapusty z grzybami leśnymi,
pieczystego w sosie ze słodkich śliwek, nadziewanego pomidorami, gęstego sosu z
kakaowca i wędzonych ryb polanych kwaśnym mlekiem i posypanych świeżymi
ziołami. Goście jedli i pili wino truskawkowe, które pamiętało jeszcze czasy
młodości Nodara.
– Dziadku –
przywitała się Leila.
Spojrzał na nią
z uśmiechem. Pamiętał, jak lubiła siadać obok niego i słuchać o Bogach.
Teraz była już panną, o którą zaczynali się starać kawalerowie.
– Leilo,
wyglądasz olśniewająco – odpowiedział, ściskając ją serdecznie.
– Mama mówi, że
brak mi umiarkowania, jeśli chodzi o stroje. Nie sądzę jednak, by Bogini Metriopatheia
miała mi za złe tę suknię przy tak ważnej okazji – uśmiechnęła się, pokazując
równe białe ząbki.
– Rzeczywiście,
zaszalałaś.
– To mój własny
projekt i wykonanie – odpowiedziała. – Najbardziej jednak jestem dumna
z welonu – pokazała Nodarowi delikatny jak mgła materiał, który błyszczał
w słońcu, niczym woda w jeziorze. Przetykany srebrną nicią, którą Leila zebrała
na końcach w ozdobne frędzle, był godzien królewskiej głowy.
– Jesteś bardzo
utalentowana, moja droga. Uważaj jedynie, by nie stać się próżną – podsumował,
niechętnie wypuszczając z dłoni znakomity materiał.
***
– Chciałeś mieć
syna, to się nim teraz zajmij – zdenerwowana Metriopatheia ledwie wytrzymała
wzrok męża. – Ja nie mam do niego cierpliwości. Jest bardziej próżny,
niż jakikolwiek ludzki władca.
– Vanitas po
prostu jest jeszcze młody – bronił syna Fortitudinis, choć w głębi serca
wiedział, że żona ma rację i sam nie miał ochoty spędzać z nim więcej czasu,
niż dotychczas.
– Vanitas… że
też zgodziłam się, byś nadał mu to imię. Zapomniałeś już, co oznacza
w starożytnej mowie ludzi?
– Od kiedy znów
zaczęli cię interesować? – Zapytał, wpatrując się w jej urocze, zielone oczy
ciskające iskierki złości. – Z resztą chciałem, by był dumny z tego, kim jest i
ludzi też nauczył nieco o tej cnocie. Za wiele w nich tego twojego
umiarkowania.
– Nawet, jeśli
masz rację, Vanitas posuwa się za daleko. Ani się nie obejrzysz, a ludzi
całkowicie pochłonie śpiewanie peanów na ich cześć, o ich chwalebnych czynach i
pewnego dnia zupełnie zapomną o nas i cnotach, które reprezentujemy.
***
Jako ukochana
wnuczka, Leila czuła się zobowiązana, by osobiście wnieść do groty urnę z
prochami Nodara. Zapaliła kaganek, wlała wino do miedzianego kubka i położyła
obok trójkątną monetę z wyciętym w środku kwadratem. Zgodnie ze zwyczajem swego
ludu odprowadziła dziadka do miejsca wiecznego spoczynku. Rozejrzała się
jeszcze dookoła, przyglądając dziesiątkom nisz w skale, w których spoczywały
już szczątki pokoleń jej przodków i powoli nałożyła na głowę fioletową,
grubą tkaną chustę, po czym wyszła z groty.
Na polanie
trwały już uroczystości. Przy wielkim ognisku zasiadała rodzina i znajomi
zmarłego, zajęci posiłkiem i wspomnieniami o nim.
***
– Nie powinnaś
tak szybko zrzucać żałoby, Leilo – matka była zdegustowana suknią córki. – Nie
mówiąc już o tym, że taki strój w ogóle nie przystoi żadnej kobiecie. Wszyscy
będą się za tobą oglądać.
– O to właśnie
chodzi, mamo. Niech patrzą i podziwiają. Może któraś z naszych sąsiadek będzie
potrafiła docenić mój talent.
– Wstyd mi za
ciebie. Zapomniałaś, jakimi zasadami kieruje się nasz lud?
– Skądże znowu!
Zawsze będę pamiętać. Męstwem, sprawiedliwością, roztropnością i… twoją
ulubioną cnotą, mamo, czyli umiarkowaniem. Jakież to nudne!
– Bogowie cię
ukażą, Leilo.
– Bogowie,
Bogowie. Mam już dwadzieścia trzy zimy i jakoś nigdy żadnego z nich
nie spotkałam. Może oni wcale nie istnieją.
– Bluźnisz –
Marissa nie wytrzymała. – Idź do swojego pokoju i przemyśl dobrze, co mówisz i
robisz. Nie pokazuj mi się na oczy, póki nie zrozumiesz swych błędów i nie
będziesz potrafiła się do nich przyznać.
– O, tak… Lubisz
przyznawać się do błędów. Uwielbiasz przepraszać. Kochasz pokazywać, że jesteś
niedoskonała. Dlatego właśnie nie potrafisz pojąć, że ja lubię się chwalić
moimi osiągnięciami i roznosi mnie duma z tego, że jestem lepsza od innych.
***
– Coś ty
najlepszego uczynił, synu? – Fortitudinis kręcił głową z niedowierzaniem. –
Czy słyszałeś? Ona zaczyna opowiadać ludziom, że nie istniejemy, a ci
głupcy ubierają się w piękne stroje, których nie są godni i za nią
podążają.
– Chciałeś
przecież, by mieli cele, by czuli dumę. Chcieli, pragnęli, zdobywali…
– Nie, żeby
przestali w nas wierzyć! – Zagrzmiał Bóg-Król. – Co mi po nich, jeśli przestaną
oddawać mi cześć? Co się stanie z Krainą Bogów, jeśli moc ich wiary przestanie
nagle do niej napływać? Zastanowiłeś się nad tym? Nie mogłeś jej chociaż
powiedzieć, że jesteś jednym z nas? Musiałeś udawać zwykłego człowieka,
kiedy wkradałeś się nocą do jej sypialni i szeptałeś do ucha, że jest
nadzwyczajna?
– Nie
uwierzyłaby mi, ojcze. W ich podaniach nie ma o mnie przecież żadnej wzmianki.
Fortitudinis
chwycił się za głowę i ukrył twarz w dłoniach. Jakąkolwiek karę wymyśli dla
syna, nie uda mu się już cofnąć wyrządzonego zła. Na dodatek ludzie nawet nie
będą znali prawdy. Metriopatheia miała rację. Umiarkowanie było właściwą
cnotą dla tego gatunku, któremu dali we władanie ziemie poniżej. Dopóki ludzie
wierzyli w Boskie Małżeństwo i ich córki, Iustitię i Prudentię,
wszystko układało się dobrze…
***
Kraina Bogów w niczym
nie przypominała tego pięknego miejsca, które pamiętał ze swej młodości.
Zieleń ustąpiła kolorowi brunatnemu, a wody straciły przejrzystość. Kamienny
ogród matki zamienił się w ruinę. Rodzice z dnia na dzień tracili siły, gdyż
ludzie przestali w nich wierzyć i niewielu już kierowało się męstwem i
umiarkowaniem. Prudentia i Iustitia cierpiały straszliwe męki. Jedynie on
pozostawał silny, bo choć ludzie przestali już wierzyć w Bogów, a o nim
nigdy się nawet nie dowiedzieli – byli próżni do szpiku kości.
Kraina poniżej
rozkwitała – rosły miasta, rozwijał się handel, toczono wojny o władzę, a każdy
starał się udowodnić, że jest genialny i lepszy od swego poprzednika. Za każdym
zaś razem, gdy kogoś rozpierała duma i czekał, by inni układali na jego cześć
kolejne peany, Vanitasowi przybywało mocy.
Fantastyczne :-) już się nie mogę doczekać dalszego ciągu :-)
OdpowiedzUsuń