Dzień dobry.
1. Kiedy
zaczął Pan pisać?
W trzeciej klasie podstawówki, ale na szczęście
szybko przestałem. Wróciłem do pisania na moment w gimnazjum, ale okazałem się
równie niekonsekwentny, co wcześniej. Potrzebę pisania zaspokajałem tworząc
artykuły do własnego magazynu i popełniając ponad setkę wierszy, które dla
dobra potencjalnych odbiorców nigdy nie powinny opuścić mojego dysku.
Ale na dobre przepadłem na studiach. Zacząłem pisać Parabellum i… właściwie skończyłem
dopiero, gdy wszystkie tomy były gotowe. W trakcie pracy nad tą książką dotarło
do mnie, że nie chcę robić niczego innego.
2. Co
jest ich największym atutem książek Pana autorstwa?
Nie mam pojęcia. Staram się nie myśleć ani o ich
atutach, ani o wadach. Gdybym zaczął to robić, zapewne skupiłbym się wyłącznie
na tych drugich, bo autor musi być swoim największym krytykiem.
Inna sprawa, że ocena tekstu następuje w trakcie
pisania i podczas redakcji – po wydaniu książki trzeba po prostu przestać o
niej myśleć. W przeciwnym wypadku można by zwariować, wciąż zastanawiając się
nad tym, ile rzeczy trzeba było napisać inaczej.
3. Jak
to się stało, że prawnik stał się poczytnym pisarzem?
W całkiem banalny sposób – prawnik stwierdził, że
nie będzie zajmował się prawem, tylko tym, co naprawdę chciałby robić. Pożegnałem
więc widniejącą gdzieś na horyzoncie przyszłości perspektywę ewentualnej pracy
w kancelarii i skupiłem się na książkach. (No, może nie licząc doktoratu, bo z
niego nie chciałem rezygnować). Jak można się domyślić, nie był to wybór, który
powodowałby ogólne uznanie – raczej pobłażliwe uśmiechy. Miałem już wprawdzie
wydawcę, ale nie opublikowałem wówczas jeszcze żadnej książki. Zazwyczaj poleca
się autorom, by wydali kilka, wyrobili sobie markę, a dopiero potem poświęcali
się w całości pisaniu. Ja zdecydowałem się podjąć ryzyko i zagrałem va banque. Niełatwo było podjąć tę
decyzję, ale w głębi ducha wiedziałem, że w przeciwnym wypadku będę żałował do
końca żywota.
4. Co
jest największym paliwem, które napędza Pana do pisania?
Pomysły pojawiające się w głowie. Historie, które
chcą być opowiedziane. Postacie, które chcą być zarysowane. W zasadzie można
wymieniać tak w nieskończoność, ale wszystko sprowadza się do iskier, które ni
stąd, ni zowąd zatlą się gdzieś w umyśle, a potem urastają do gigantycznej
pożogi. Ugasić można ją jedynie przelewając myśli na elektroniczny papier. I
tak to działa.
5. Co
Pana inspiruje? Powoduje, że siada Pan i pisze?
Wszystko – od życia do śmierci, od szczęścia do
rozpaczy, od zupełnych bzdur do rzeczy ważkich. Nie ma dobrej odpowiedzi na to
pytanie, bo nigdy nie wiadomo, co wywoła tę iskrę, o której wspomniałem. Czasem
da się ustalić źródło ognia, czasem nie. Jak się udaje, to fajnie, bo można
potem powiedzieć w wywiadzie, skąd wziął się pomysł na taką, a nie inną
książkę…
6. Skąd
wziął się pomysł napisania trylogii o komisarzu Forście?
Na szczęście tę iskrę pamiętam. Wróciłem z gór, usiadłem
w fotelu i przypieczętowałem dzień czytając jakiś kryminał. Niestety nie
pamiętam jaki, bo w pewnym momencie się wyłączyłem i myśli podryfowały z
powrotem w Tatry. Pojawiła się jakaś zabłąkana idea związana z ciałem na
Giewoncie, niepokornym śledczym przy krzyżu i zarysem fabuły. Zapisałem ją w
notesie, dodałem kilka wykrzykników, by nie utonęła w morzu innych pomysłów, a
potem wróciłem do książki, którą czytałem.
Jakiś czas później po prostu przyszedł moment tego
pomysłu. Poza tym zawsze chciałem napisać o pewnych dwóch kwestiach historycznych
– jedna związana była ze zwojami z Qumran, druga z… tym, co spotkacie w
ostatniej części Ekspozycji.
7. Jak
długo pracował Pan nad tą powieścią i ile z tego czasu poświęcił Pan badaniom,
a ile rzeczywiście pisaniu?
Zacząłem pisać 24 marca 2014 roku, skończyłem 13
kwietnia (tak, rzeczywiście zapisuję te daty). Jest to jedna z książek, które
wessały mnie w swój świat zupełnie, przez co pracowałem po dziesięć godzin
dziennie.
Wcześniej robiłem raczej luźny research, mający dać podwaliny pod ten właściwy – oglądałem trochę
dokumentów na BBC czy Discovery, poczytywałem to i owo w Internecie. Podczas
pracy nad książką zacząłem bardziej zgłębiać temat, ale ponieważ miałem
przyzwoite podstawy, mogłem ograniczyć się do tekstów naukowych ze Stanów czy
Wielkiej Brytanii (tudzież quasi-naukowych, z których wyciągałem co
rzetelniejsze elementy).
8.
Pana
ulubiona książka z dzieciństwa to…
Nowe Przygody Trzech Detektywów.
Czytałem tę serię bez wytchnienia. Nawet nocami, kiedy rodzice kazali już gasić
światło. Na początku lat dziewięćdziesiątych mogło to stanowić niejaki odchył,
bo przecież można było zarywać noce dla dziesiątek innych rzeczy – karmiąc
swojego zwierzaka w Tamagotchi, bawiąc się jo-jo, słuchając przegranej kasety
na walkmanie, święcąc czerwonym laserem po oknach sąsiadom czy planując, jakie
„karteczki” wymieni się następnego dnia w szkole.
9.
Ulubiona
książka własnego autorstwa to…
Na pewno któraś z tych jeszcze
niewydanych. Prawdopodobnie jeden z horrorów, z wątkiem religijnym.
10. To może jeszcze ulubiony film.
Jeden?
Nie dam rady, musi być co najmniej kilka. Więzień
nienawiści, Gladiator, Między słowami, Powrót do przyszłości, Skazani na
Shawshank, Donnie Darko… można by wymieniać i lista by się nie skończyła.
11. Przez przypadek do akwarium w Pana
domu trafi złota rybka i jest bardzo chętna, by spełnić… jedno życzenie,
specyficzne, polegające na tym, że może Pan zjeść obiad z wybraną przez siebie
osobą i spędzić z nią całe popołudnie. Może to być ktoś znany, ceniony,
ktokolwiek. Rybka jest magiczna, więc może to być nawet ktoś z zamierzchłej
przeszłości, o kim piszą w podręcznikach do historii. Z kim zatem chciałby Pan
zjeść obiad?
Z kimś bliskim.
12. Co myśli Pan o współczesnej
polskiej literaturze? Jak widzi jej rozwój w najbliższych latach? Będzie
dobrze, czy nie?
Wydaje
mi się, że idziemy w dobrym kierunku. Jesteśmy młodym rynkiem, a lata PRL-u
mocno dały nam w kość. Wyszliśmy z nich poobijani, pełni kompleksów i niepewni,
jak i dla kogo pisać. Patrzyliśmy z pewnym dystansem na Kena Folletta, Lee
Childa, Dana Browna, Jeffreya Archera, Johna Grishama, aż w końcu ci zaczęli sprzedawać
u nas bestsellery. Każde kolejne nacje i gatunki oswajaliśmy już śmielej, czego
wynikiem jest popularność choćby Skandynawów. A teraz zaczęliśmy chyba sami
pisać to, co podobało nam się w literaturze zagranicznej. Jestem więc optymistą
– będzie bardzo dobrze.
13. Jaką literaturę najbardziej lubi
Pan czytać i dlaczego?
Wszelaką
– a dlatego, że zachowuję wtedy czytelniczą świeżość (to samo zresztą sprawdza
się przy pisaniu i zmienianiu gatunków). Najbliżej jest mi jednak do wątków
kryminalnych – jeśli w powieści nie pojawia się zbrodnia, ciało i zagadka,
czuję się czytelniczo zaniepokojony. Gatunek właściwie nie gra roli, elementy
te mogą wystąpić w powieści SF, historycznej czy nawet obyczajowej.
14. Jak wygląda u Pana proces pisania?
Załóżmy, że ma Pan jakiś pomysł na scenę, czy bohatera. Teraz należy ubrać to w
słowa i dopisać całą resztę. Siada Pan do komputera, bierze notes i pióro, czy
może ma Pan jeszcze inne sposoby? Co dalej? Samo przychodzi, czy się Pan męczy?
Jeśli pisze się odpowiednio często,
przychodzi samo. Męczenie się nie ma sensu, bo istnieje duże
prawdopodobieństwo, że czytelnik również będzie przeżywał to samo podczas
lektury. Pewnie, nad niektórymi sprawami trzeba zastanowić się dłużej, inne
przychodzą z trudem… ale Stephen King powiedział kiedyś, że nawet najgorsze
momenty spędzone przy pisaniu zalicza do jednych z najbardziej udanych momentów
w życiu. I to właściwie stawia kropkę nad i.
15. Czy pisze Pan tylko wtedy, kiedy ma
tzw. wenę, czy traktuje Pan pisanie bardziej metodycznie i stara się codziennie
poświęcić mu choć chwilę, nawet jeśli weny brak?
Piszę
wtedy, kiedy muszę, a muszę codziennie. Wena to słowo, które właściwie nie
występuje w słowniku pisarza.
16. Czy, pisząc „Ekspozycję”, zapoznał
się Pan z treścią zwojów z Qumran, czy jedynie z ich opracowaniami (oczywiście
nie chodzi mi o oryginały zwojów, ale ich tłumaczenie, np. na angielski, czy
polski, bo i takie są)?
Rzeczywiście, wszystkie zwoje
zostały zdigitalizowane trzy lata temu. Od tamtej pory pojawiło się sporo
anglojęzycznych transkrypcji, opracowań i komentarzy. Czytałem głównie artykuły
naukowe czy paranaukowe, ale kilkakrotnie musiałem sięgnąć do przełożonych tekstów
źródłowych. Powodem były przeinaczenia, które pojawiały się, gdy autorzy
chcieli podciągnąć daną kwestię pod własną teorię. Niewiele było takich
przypadków, bo starałem się używać tekstów quasi-naukowych tylko jako
drogowskazów do interesujących mnie rzeczy. Z polskimi tłumaczeniami miałem
problem, bowiem dokopałem się tylko do przekładów tworzonych przez pasjonatów –
siłą rzeczy różniły się między sobą. Postanowiłem więc, że nie będę z nich
korzystać i ograniczyłem się do wersji angielskich.
17. W sieci wielkie poruszenie.
Remigiusz Mróz nowym polskim Danem Brownem. Jak się Pan czuje z taką etykietką?
Cieszy, męczy, denerwuje, peszy?
Każde
porównanie do pisarzy, którzy odnieśli sukces, jest miłe. O Danie Brownie można
mówić wiele, ale jeśli ktoś decyduje się na takie zestawienie, przypuszczalnie nie
odnosi się do jego przywar, a do rzeczy, które u Browna mu się podobały.
Amerykanin z pewnością dobrze nadaje tempo swoim powieściom, potrafi
bezprecedensowo przykuć uwagę czytelnika i ją utrzymać, a poza tym trzeba
pamiętać, że zaowocowała współpraca ze świetnym redaktorem – człowiekiem, który
dziś jest rozchwytywany, kiedy szuka się osób mających zająć się najgłośniejszymi
tytułami na rynku.
18. Czy
ma Pan ułożony plan, co się będzie działo dalej w śledztwie prowadzonym przez
Wiktora? Czy od początku wiedział Pan, jak się ta powieść skończy i co się
będzie działo w trakcie, czy może w pewnym momencie zaczęła ona żyć własnym
życiem?
W tym przypadku wiedziałem mniej
więcej, jaki będzie finał. Broniłem się przed tym rękami i nogami, gdy opowieść
zbliżała się ku końcowi, ale ostatecznie nie mogło być inaczej.
Planu jako takiego nie miałem, bo
nigdy go nie rozpisuję. Uważam, że odbiera to przyjemność z pisania i sprawia,
że autor zamyka się w schemacie, który sobie narzucił. Bohaterowie tymczasem
żyją własnym życiem i niejednokrotnie chcą postąpić wbrew temu, co się dla nich
założyło. Wydaje mi się, że jeśli pisarz pozostawi im swobodę, zawsze wyjdzie
na tym dobrze.
19. Jest jeszcze całe mnóstwo pytań,
które chętnie bym zadała, jednak byłyby dla wielu osób spoilerami przed
przeczytaniem „Ekspozycji”, dlatego pozostawię je dla siebie. Na zakończenie zatem
jeszcze jedno pytanie. Kiedy kolejny tom cyklu i jaki będzie nosił tytuł?
Najprawdopodobniej
będzie to pierwsza moja pozycja w przyszłym roku, a jeśli nie, to wyjdzie zaraz
po Parabellum. Tytułu zdradzić
jeszcze nie mogę, bo jest to wersja robocza, ale mogę powiedzieć, że pierwsze szczegóły
pojawią się w październiku, prawdopodobnie podczas Międzynarodowych Targów
Książki w Krakowie. Oprócz tytułu planujemy ujawnić także okładkę i synopsę
drugiego tomu.
Dziękuję serdecznie i z
niecierpliwością czekam na dalszy ciąg tej niezwykłej, wciągającej przygody
kryminalno-historycznej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz