Dune fairytales

wtorek, 1 września 2015

Doktor prawa i poczytny młody pisarz, czyli Remigiusz Mróz o sobie słów kilka



Dzień dobry.
1.       Kiedy zaczął Pan pisać?
W trzeciej klasie podstawówki, ale na szczęście szybko przestałem. Wróciłem do pisania na moment w gimnazjum, ale okazałem się równie niekonsekwentny, co wcześniej. Potrzebę pisania zaspokajałem tworząc artykuły do własnego magazynu i popełniając ponad setkę wierszy, które dla dobra potencjalnych odbiorców nigdy nie powinny opuścić mojego dysku.
Ale na dobre przepadłem na studiach. Zacząłem pisać Parabellum i… właściwie skończyłem dopiero, gdy wszystkie tomy były gotowe. W trakcie pracy nad tą książką dotarło do mnie, że nie chcę robić niczego innego.

2.       Co jest ich największym atutem książek Pana autorstwa?
Nie mam pojęcia. Staram się nie myśleć ani o ich atutach, ani o wadach. Gdybym zaczął to robić, zapewne skupiłbym się wyłącznie na tych drugich, bo autor musi być swoim największym krytykiem.
Inna sprawa, że ocena tekstu następuje w trakcie pisania i podczas redakcji – po wydaniu książki trzeba po prostu przestać o niej myśleć. W przeciwnym wypadku można by zwariować, wciąż zastanawiając się nad tym, ile rzeczy trzeba było napisać inaczej.

3.       Jak to się stało, że prawnik stał się poczytnym pisarzem?
W całkiem banalny sposób – prawnik stwierdził, że nie będzie zajmował się prawem, tylko tym, co naprawdę chciałby robić. Pożegnałem więc widniejącą gdzieś na horyzoncie przyszłości perspektywę ewentualnej pracy w kancelarii i skupiłem się na książkach. (No, może nie licząc doktoratu, bo z niego nie chciałem rezygnować). Jak można się domyślić, nie był to wybór, który powodowałby ogólne uznanie – raczej pobłażliwe uśmiechy. Miałem już wprawdzie wydawcę, ale nie opublikowałem wówczas jeszcze żadnej książki. Zazwyczaj poleca się autorom, by wydali kilka, wyrobili sobie markę, a dopiero potem poświęcali się w całości pisaniu. Ja zdecydowałem się podjąć ryzyko i zagrałem va banque. Niełatwo było podjąć tę decyzję, ale w głębi ducha wiedziałem, że w przeciwnym wypadku będę żałował do końca żywota.

4.       Co jest największym paliwem, które napędza Pana do pisania?
Pomysły pojawiające się w głowie. Historie, które chcą być opowiedziane. Postacie, które chcą być zarysowane. W zasadzie można wymieniać tak w nieskończoność, ale wszystko sprowadza się do iskier, które ni stąd, ni zowąd zatlą się gdzieś w umyśle, a potem urastają do gigantycznej pożogi. Ugasić można ją jedynie przelewając myśli na elektroniczny papier. I tak to działa.

5.       Co Pana inspiruje? Powoduje, że siada Pan i pisze?
Wszystko – od życia do śmierci, od szczęścia do rozpaczy, od zupełnych bzdur do rzeczy ważkich. Nie ma dobrej odpowiedzi na to pytanie, bo nigdy nie wiadomo, co wywoła tę iskrę, o której wspomniałem. Czasem da się ustalić źródło ognia, czasem nie. Jak się udaje, to fajnie, bo można potem powiedzieć w wywiadzie, skąd wziął się pomysł na taką, a nie inną książkę…

6.       Skąd wziął się pomysł napisania trylogii o komisarzu Forście?
Na szczęście tę iskrę pamiętam. Wróciłem z gór, usiadłem w fotelu i przypieczętowałem dzień czytając jakiś kryminał. Niestety nie pamiętam jaki, bo w pewnym momencie się wyłączyłem i myśli podryfowały z powrotem w Tatry. Pojawiła się jakaś zabłąkana idea związana z ciałem na Giewoncie, niepokornym śledczym przy krzyżu i zarysem fabuły. Zapisałem ją w notesie, dodałem kilka wykrzykników, by nie utonęła w morzu innych pomysłów, a potem wróciłem do książki, którą czytałem.
Jakiś czas później po prostu przyszedł moment tego pomysłu. Poza tym zawsze chciałem napisać o pewnych dwóch kwestiach historycznych – jedna związana była ze zwojami z Qumran, druga z… tym, co spotkacie w ostatniej części Ekspozycji.

7.       Jak długo pracował Pan nad tą powieścią i ile z tego czasu poświęcił Pan badaniom, a ile rzeczywiście pisaniu?
Zacząłem pisać 24 marca 2014 roku, skończyłem 13 kwietnia (tak, rzeczywiście zapisuję te daty). Jest to jedna z książek, które wessały mnie w swój świat zupełnie, przez co pracowałem po dziesięć godzin dziennie.
Wcześniej robiłem raczej luźny research, mający dać podwaliny pod ten właściwy – oglądałem trochę dokumentów na BBC czy Discovery, poczytywałem to i owo w Internecie. Podczas pracy nad książką zacząłem bardziej zgłębiać temat, ale ponieważ miałem przyzwoite podstawy, mogłem ograniczyć się do tekstów naukowych ze Stanów czy Wielkiej Brytanii (tudzież quasi-naukowych, z których wyciągałem co rzetelniejsze elementy).

8.       Pana ulubiona książka z dzieciństwa to…
Nowe Przygody Trzech Detektywów. Czytałem tę serię bez wytchnienia. Nawet nocami, kiedy rodzice kazali już gasić światło. Na początku lat dziewięćdziesiątych mogło to stanowić niejaki odchył, bo przecież można było zarywać noce dla dziesiątek innych rzeczy – karmiąc swojego zwierzaka w Tamagotchi, bawiąc się jo-jo, słuchając przegranej kasety na walkmanie, święcąc czerwonym laserem po oknach sąsiadom czy planując, jakie „karteczki” wymieni się następnego dnia w szkole.

9.       Ulubiona książka własnego autorstwa to…
Na pewno któraś z tych jeszcze niewydanych. Prawdopodobnie jeden z horrorów, z wątkiem religijnym.

10.  To może jeszcze ulubiony film.
Jeden? Nie dam rady, musi być co najmniej kilka. Więzień nienawiści, Gladiator, Między słowami, Powrót do przyszłości, Skazani na Shawshank, Donnie Darko… można by wymieniać i lista by się nie skończyła.

11.  Przez przypadek do akwarium w Pana domu trafi złota rybka i jest bardzo chętna, by spełnić… jedno życzenie, specyficzne, polegające na tym, że może Pan zjeść obiad z wybraną przez siebie osobą i spędzić z nią całe popołudnie. Może to być ktoś znany, ceniony, ktokolwiek. Rybka jest magiczna, więc może to być nawet ktoś z zamierzchłej przeszłości, o kim piszą w podręcznikach do historii. Z kim zatem chciałby Pan zjeść obiad?
Z kimś bliskim.

12.  Co myśli Pan o współczesnej polskiej literaturze? Jak widzi jej rozwój w najbliższych latach? Będzie dobrze, czy nie?
Wydaje mi się, że idziemy w dobrym kierunku. Jesteśmy młodym rynkiem, a lata PRL-u mocno dały nam w kość. Wyszliśmy z nich poobijani, pełni kompleksów i niepewni, jak i dla kogo pisać. Patrzyliśmy z pewnym dystansem na Kena Folletta, Lee Childa, Dana Browna, Jeffreya Archera, Johna Grishama, aż w końcu ci zaczęli sprzedawać u nas bestsellery. Każde kolejne nacje i gatunki oswajaliśmy już śmielej, czego wynikiem jest popularność choćby Skandynawów. A teraz zaczęliśmy chyba sami pisać to, co podobało nam się w literaturze zagranicznej. Jestem więc optymistą – będzie bardzo dobrze.

13.  Jaką literaturę najbardziej lubi Pan czytać i dlaczego?
Wszelaką – a dlatego, że zachowuję wtedy czytelniczą świeżość (to samo zresztą sprawdza się przy pisaniu i zmienianiu gatunków). Najbliżej jest mi jednak do wątków kryminalnych – jeśli w powieści nie pojawia się zbrodnia, ciało i zagadka, czuję się czytelniczo zaniepokojony. Gatunek właściwie nie gra roli, elementy te mogą wystąpić w powieści SF, historycznej czy nawet obyczajowej.

14.  Jak wygląda u Pana proces pisania? Załóżmy, że ma Pan jakiś pomysł na scenę, czy bohatera. Teraz należy ubrać to w słowa i dopisać całą resztę. Siada Pan do komputera, bierze notes i pióro, czy może ma Pan jeszcze inne sposoby? Co dalej? Samo przychodzi, czy się Pan męczy?
Jeśli pisze się odpowiednio często, przychodzi samo. Męczenie się nie ma sensu, bo istnieje duże prawdopodobieństwo, że czytelnik również będzie przeżywał to samo podczas lektury. Pewnie, nad niektórymi sprawami trzeba zastanowić się dłużej, inne przychodzą z trudem… ale Stephen King powiedział kiedyś, że nawet najgorsze momenty spędzone przy pisaniu zalicza do jednych z najbardziej udanych momentów w życiu. I to właściwie stawia kropkę nad i.

15.  Czy pisze Pan tylko wtedy, kiedy ma tzw. wenę, czy traktuje Pan pisanie bardziej metodycznie i stara się codziennie poświęcić mu choć chwilę, nawet jeśli weny brak?
Piszę wtedy, kiedy muszę, a muszę codziennie. Wena to słowo, które właściwie nie występuje w słowniku pisarza.

16.  Czy, pisząc „Ekspozycję”, zapoznał się Pan z treścią zwojów z Qumran, czy jedynie z ich opracowaniami (oczywiście nie chodzi mi o oryginały zwojów, ale ich tłumaczenie, np. na angielski, czy polski, bo i takie są)?
Rzeczywiście, wszystkie zwoje zostały zdigitalizowane trzy lata temu. Od tamtej pory pojawiło się sporo anglojęzycznych transkrypcji, opracowań i komentarzy. Czytałem głównie artykuły naukowe czy paranaukowe, ale kilkakrotnie musiałem sięgnąć do przełożonych tekstów źródłowych. Powodem były przeinaczenia, które pojawiały się, gdy autorzy chcieli podciągnąć daną kwestię pod własną teorię. Niewiele było takich przypadków, bo starałem się używać tekstów quasi-naukowych tylko jako drogowskazów do interesujących mnie rzeczy. Z polskimi tłumaczeniami miałem problem, bowiem dokopałem się tylko do przekładów tworzonych przez pasjonatów – siłą rzeczy różniły się między sobą. Postanowiłem więc, że nie będę z nich korzystać i ograniczyłem się do wersji angielskich.

17.  W sieci wielkie poruszenie. Remigiusz Mróz nowym polskim Danem Brownem. Jak się Pan czuje z taką etykietką? Cieszy, męczy, denerwuje, peszy?
Każde porównanie do pisarzy, którzy odnieśli sukces, jest miłe. O Danie Brownie można mówić wiele, ale jeśli ktoś decyduje się na takie zestawienie, przypuszczalnie nie odnosi się do jego przywar, a do rzeczy, które u Browna mu się podobały. Amerykanin z pewnością dobrze nadaje tempo swoim powieściom, potrafi bezprecedensowo przykuć uwagę czytelnika i ją utrzymać, a poza tym trzeba pamiętać, że zaowocowała współpraca ze świetnym redaktorem – człowiekiem, który dziś jest rozchwytywany, kiedy szuka się osób mających zająć się najgłośniejszymi tytułami na rynku.

18.  Czy ma Pan ułożony plan, co się będzie działo dalej w śledztwie prowadzonym przez Wiktora? Czy od początku wiedział Pan, jak się ta powieść skończy i co się będzie działo w trakcie, czy może w pewnym momencie zaczęła ona żyć własnym życiem?
W tym przypadku wiedziałem mniej więcej, jaki będzie finał. Broniłem się przed tym rękami i nogami, gdy opowieść zbliżała się ku końcowi, ale ostatecznie nie mogło być inaczej.
Planu jako takiego nie miałem, bo nigdy go nie rozpisuję. Uważam, że odbiera to przyjemność z pisania i sprawia, że autor zamyka się w schemacie, który sobie narzucił. Bohaterowie tymczasem żyją własnym życiem i niejednokrotnie chcą postąpić wbrew temu, co się dla nich założyło. Wydaje mi się, że jeśli pisarz pozostawi im swobodę, zawsze wyjdzie na tym dobrze.

19.  Jest jeszcze całe mnóstwo pytań, które chętnie bym zadała, jednak byłyby dla wielu osób spoilerami przed przeczytaniem „Ekspozycji”, dlatego pozostawię je dla siebie. Na zakończenie zatem jeszcze jedno pytanie. Kiedy kolejny tom cyklu i jaki będzie nosił tytuł?
Najprawdopodobniej będzie to pierwsza moja pozycja w przyszłym roku, a jeśli nie, to wyjdzie zaraz po Parabellum. Tytułu zdradzić jeszcze nie mogę, bo jest to wersja robocza, ale mogę powiedzieć, że pierwsze szczegóły pojawią się w październiku, prawdopodobnie podczas Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie. Oprócz tytułu planujemy ujawnić także okładkę i synopsę drugiego tomu.

Dziękuję serdecznie i z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg tej niezwykłej, wciągającej przygody kryminalno-historycznej.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz